Czytałam kiedyś, że słowa “freelancer” i “urlop” wzajemnie się wykluczają. Wydawało mi się to nawet całkiem prawdopodobne, ale postanowiłam przekonać się na własnej skórze, czy to faktycznie taka trudna sprawa.
I cóż, bardzo wiele zależy od rodzaju wykonywanej pracy. W przypadku wielu freelancerów, aby mieć taki prawdziwy urlop bez sprawdzania maila i odbierania służbowych telefonów, trzeba przestać przyjmować zlecenia już na jakiś czas przed rozpoczęciem planowanego urlopu. No i tu zaczyna się robić problem, bo ten bezpłatny urlop zaczyna nam się do przesady wydłużać… Nie przyjmujemy zleceń przed nim, w trakcie urlopu nie pracujemy, a wracać do czego pewnie też nie mamy… To dotyczy freelancerów, których praca nad zleceniem trwa zazwyczaj dłużej niż kilka dni i bywa, że pewne działania przesuwają się w czasie, albo wydłużają się z przyczyn niezależnych od nich. Możemy (i powinniśmy!) co prawda z góry zaznaczyć, że “od do” jesteśmy niedostępni, ale co kiedy przychodzi czas urlopu, a temat jest totalnie rozgrzebany?
Można wtedy:
a) znaleźć zastępstwo – a to naprawdę bardzo trudne zadanie, bo niełatwo znaleźć kogoś zaufanego, kto akurat w tym okresie ma czas
b) zignorować potrzeby klienta bo “urlop to urlop” – hmm, chyba nie jestem jeszcze na takim etapie mojej kariery i nie wiem czy kiedykolwiek będę 😉
c) wziąć pracę na wakacje – co też ja uczyniłam wyjeżdżając do Włoch. Na szczęście chodziło tylko o sprawdzanie maila i przekazywanie informacji podwykonawcom, ale co w takiej sytuacji ma zrobić programista w połowie programowania serwisu albo grafik pracując nad ważnym opakowaniem?
Jest też opcja d) – przełożyć urlop – nie zawsze jest możliwa do zrealizowania, poza tym to nie rozwiąże problemu a prawdopodobnie przesunie go w czasie na inny moment.
Serio – jeśli freelancer chce mieć trochę wolnego, musi bardzo dobrze zarządzać swoimi zleceniami jeszcze na długo przed tym, zanim ten urlop się zacznie. A to naprawdę nie jest proste.
Ale z drugiej strony…
Zaczęłam od tego co trudne i niezbyt pozytywne, ale można spojrzeć na to z drugiej strony. Freelancer może mieć o wiele więcej dni urlopu niż człowiek pracujący na etacie. Po prostu – przestoje w zleceniach się zdarzają, jeśli wiemy, że taki nam się szykuje, śmiało można wyjechać na urlop. Ale tu znowu czyhają na nas dwie pułapki
- jeśli chcemy wyjechać z kimś, kto pracuje na etacie, może nam być trudno się zgrać – etatowcy zazwyczaj muszą brać urlop z wyprzedzeniem
- przerwa w zleceniach = przerwa w dochodach… A jak wiadomo – podróże generują koszty…
Jest i trzecia możliwość!
Wielu freelancerów może pracować z każdego miejsca, gdzie mają dostęp do internetu, dlatego tak na dobrą sprawę mogą łączyć urlop z pracą… Np. wyjechać i pracować w określonych, nieco krótszych niż zazwyczaj godzinach, a potem iść na plażę czy gdzie tam mają okazję. Ale… czy to jest prawdziwy urlop? Czy ten nie powinien polegać na wyłączeniu myślenia o pracy na jakiś czas? Ilu freelancerów tyle spojrzeń na sprawę. Dla mnie ta opcja odpada, bo bardzo sobie cenię wypoczynek psychiczny, a ten jest możliwy tylko podczas prawdziwego urlopu. Bez telefonu, tabletu i komputera.
Podsumowując – nie jest łatwo. Naprawdę. I tu przyznaję – jako że to moje pierwsze lato freelancera, baaaardzo liczę na opinie bardziej doświadczonych osób, napiszcie jak radzicie sobie z organizowaniem urlopu!