Ostatnimi czasy rośnie rola i popularność contentu video, dlatego coraz więcej osób – w tym również blogerów – decyduje się na skorzystanie z kanału komunikacji jakim jest YouTube. Jako osoba, która praktycznie w 100% zamieniła TV na Internet, jak najbardziej jestem zwolenniczką tego trendu. Co więcej – sama też postanowiłam tworzyć filmy na potrzeby YouTube, a dzisiaj podzielę się z Wami moimi doświadczeniami z trudnych początków.
Pełne skupienie i głupia mina, czyli próba odzyskania rozumu uwieczniona przez Paulinę 😉 m.in. o tej utracie rozumu będze ten wpis.
Zacznijmy może od źródła całego problemu, którym w moim przypadku przez całe życie były kompleksy. A w zasadzie jeden najważniejszy – wada zgryzu. Nigdy nie zwracałam na nią uwagi, dopóki pierwszy raz nie zobaczyłam jej na jakimś nagraniu video. Wyglądała gorzej niż w lustrze, więc od tego momentu wszystkie kamery stały się moim wrogiem ;). Założenie aparatu ortodontycznego wiele zmieniło w moim podejściu, od dawna już uśmiecham się bez kompleksów… Ale blokada psychiczna na widok kamery pozostała. Więc jak to się stało, że zdecydowałam się na nagrywanie ZdrowoManii? Ha! Podjęłam wyzwanie! ZdrowoMania to moje dziecko, zapałałam do niej taką miłością i pasją, że chciałam się w nią zaangażować w 100%, czyli nie tylko planując wszystkie odcinki i będąc ich producentem, ale też dając temu programowi swój wizerunek. Opowiem Wam teraz jak to wszystko wygląda z mojej perspektywy, ale od razu mówię, że nie jest to żaden poradnik, tylko mój zbiór doświadczeń.
Problem nr 1 – stres na nagraniach
To najgorszy wróg, którego niestety na początku trudno uniknąć. Myśli się wtedy o zbyt wielu rzeczach – np. jak wyglądam, czy oby na pewno zapamiętałam co chcę powiedzieć, czy mówię wyraźnie? Natłok myśli nie sprzyja koncentracji. Moja sytuacja to coś trochę innego niż nagrywanie w domu sam na sam z kamerą. Zwykły vloger może przeznaczyć na nagrywanie nawet 3 godziny, a ja współpracuję z ludźmi, więc muszę szanować ich czas. To dla mnie dodatkowe źródło stresu, bo kiedy coś mi nie wychodzi – tracę czas wszystkich osób zaangażowanych w te zdjęcia. Ja nie znalazłam sposobu na ten stres, ale jeśli ktoś nagrywa w domu – zazdroszczę, że może robić to tak długo, na ile starczy mu czasu i cierpliwości.
Problem 2 – kamera zjada mózg
I makijaż, ale to mniejszy kłopot. Z mózgiem to już poważniejsza sprawa. To może być powiązane z problemem 1 i po prostu być efektem stresu. Ale niestety, ja tak mam, że jak mój kolega powie “nagrywamy” to nagle zapominam co chciałam powiedzieć, słowa w zdaniach zamieniają się miejscami i nawet chcąc powiedzieć że szpinak jest źródłem żelaza nie jestem w stanie tej krótkiej informacji zapamiętać. Problem ten jest też najczęstszą przyczyną dubli (drugą w kolejności jest przejęzyczanie się, ale to póki co zwalam na aparat). Prawdopodobnie jedynym rozwiązaniem jest tutaj wyeliminowanie stresu towarzyszącego zdjęciom, ale… czy to realne? Póki co obserwuję, że z każdymi zdjciami stres jest nieco mniejszy (przed pierwszymi chyba całą noc nie spałam ;)), ale nie sądzę aby kiedyś zniknął całkowicie.
Dla zobrazowania pokażę Wam dość długi proces przetwarzania komunikatu o treści “Powtórz ostatnie zdanie i zacznij kroić imbir”.
Problem nr 3 – oglądanie siebie
Każdy odcinek przed puszczeniem go w świat oglądam dosłownie kilkadziesiąt razy. Najpierw wybieram odpowiednie fragmenty, a potem po zmontowaniu ich przez operatora pracuję już na gotowym materiale szukając rzeczy do poprawki. Ten pierwszy etap jest najtrudniejszy – w Empiku i GoSport nagraliśmy 24 minuty materiału, a ja musiałam zrobić z tego 6. Wyobraźcie więc sobie, ile przy tej okazji się na siebie napatrzyłam. Trudno aby w takiej sytuacji nie zauważyć u siebie jakichś mankamentów. I znowu – gdybym nagrywała sama w domu i zobaczyłabym np. że coś tam źle wyszło, pewnie nagrałabym to drugi raz. Niestety ja nie mam takiej możliwości – nagrany materiał musi zostać wykorzystany. Muszę więc pogodzić się z tym, że źle wyglądam albo że coś mi nie wyszło. Na początku strasznie trudno było mi to przełknąć, ale szybko nabrałam dystansu – taka jestem, nieidealna, trudno, muszę z tym żyć. Przyznam, że to przełożyło się u mnie na wzrost samoakceptacji, więc mam z tego nagrywania też jakąś prywatną korzyść.
Problem nr 4 – wystawianie się na krytykę
Przy pierwszym odcinku miałam olbrzymi dylemat – z jednej strony zależało mi na oglądalności, bo od niej uzależniona jest przyszłość programu, a z drugiej strony nie chciałam aby ktokolwiek zobaczył mnie w tej roli. Na szczęście ta druga (głupia) myśl szybko mi przeszła. Szybko zrozumiałam, że nie robię nic, czego powinnam się wstydzić. Jednocześnie szybko do mnie dotarło, że widzowie dadzą sobie prawo oceniać też coś więcej niż tylko wartość merytoryczną. Pewnie znajdzie się ktoś, komu nie spodoba się mój głos, aparat na zębach albo mimika i kto oczywiście nie omieszka mi o tym napisać. Ale co ja mogę zrobić z takim komentarzem? Mam zacząć dodatkowo się napinać podczas nagrań aby zadowolić tę jedną czy dwie osoby? A jak ktoś mi powie, że nie podoba mu się mój nos, to mam zrobić sobie operację plastyczną? No błagam ;). Mam nadzieję, że jak pojawi się pierwszy hejt, nie stracę tego zdrowego rozsądku.
Na deser zostawiam Wam tzw. “bloopers” czyli wpadki, pomyłki, ogólnie sceny nie wykorzystane w końcowym materiale. Piszecie czasami, że nie widać po mnie stresu – efekt ten zawdzięczam przede wszystkim montażowi, bo na żywo nigdy nie powiedziałabym wszystkiego prawidłowo za pierwszym razem.
Podsumowując – jeśli myślisz o nagrywaniu video, a nie do końca Ci to wychodzi… Nie poddawaj się! Odpowiedni montaż załatwi sprawę, stres z każdym kolejnym filmem będzie coraz mniejszy, a korzyści płynące z tego typu działania są warte tego wysiłku.
Trzymam kciuki za każdego kto próbuje 🙂