Wydaje mi się, że mówiąc o zazdrości mamy do czynienia z kilkoma jej rodzajami. Pierwsza to ta o partnera. Druga to taka chwilowa, jakiej doświadczamy dość często i momentalnie o tym zapominamy, bo to bardzo płytkie uczucie i nie dotyczy niczego ważnego. Przykład:
- Twoja koleżanka ma pod miastem piękny dom z ogródkiem. W sumie też byś chciała mieć domek z ogródkiem i czujesz lekkie ukłucie zazdrości kiedy wpadasz do niej na grilla w letni wieczór… Ale potem wracasz do domu, do swojego ukochanego mieszkania i totalnie zapominasz o sprawie. Ukłucie zazdrości pojawia się przy okazji kolejnej tego typu sytuacji i znowu znika równie szybko jak się pojawiło.
Trzeci rodzaj zazdrości to ten najbardziej dokuczliwy, ale nie musi on być destrukcyjny. Ba, może nawet mieć pozytywny wpływ na nasze życie… Przykład:
- Twoja koleżanka ma pod miastem piękny dom z ogródkiem. Też byś chciała mieć dom z ogródkiem… Przy okazji wizyty u koleżanki chodzisz więc po tym domu i ogródku i podziwiasz piękne wnętrza, dużą kuchnię z widokiem na grządki z marchewką, własny plac zabaw dla dzieci, wdychasz świeże powietrze… Zaczynasz czuć się coraz gorzej, a po powrocie do domu rozglądasz się z niesmakiem po swoim wnętrzu i wkurzasz się na męża, że zarabia za mało i że nie macie w perspektywie zmiany miejsca zamieszkania na takie bliższe Twoim marzeniom.
Jeśli chcesz mieć dom z ogródkiem, zastanów się co może Cię przybliżyć do realizacji tego marzenia i zacznij to robić. Ale najpierw zastanów się czy na pewno chcesz mieć ten domek za miastem. Czy przypadkiem nie jesteś stworzeniem miejskim, które nie wyobraża sobie życia w ciszy, z daleka od kin, restauracji i komunikacji miejskiej.
Może opowiem na swoim przykładzie… Trochę głupio się przyznać, ale kiedyś uczucie zazdrości towarzyszyło mi często, np. kiedy słyszałam, że ktoś wyjeżdża na kolejne w roku wakacje, dostał awans w pracy albo np. kupił sobie jakiś droższy sprzęt o którym sama mogłam jedynie pomarzyć. W pewnym momencie zaczęłam lepiej wsłuchiwać się w siebie i w efekcie uczucie tej destrukcyjnej zazdrości praktycznie przestało mi towarzyszyć. Uświadomiłam sobie, że zazdroszczę ludziom rzeczy, które w ogóle nie są mi potrzebne, wręcz nie leżą w mojej naturze. Zazdrościłam “z automatu”, bo przecież częste podróże są fajne, wiadomo że godne pozazdroszczenia. Awans w pracy to większy prestiż, większe pieniądze, sukces po prostu! Tego też się zazdrości niemalże z automatu. Z biegiem czasu lepiej poznałam siebie i swoje potrzeby i nawet się nie zorientowałam, kiedy przestałam zazdrościć. Przykładowo: miałam kiedyś taki krótki okres, kiedy w ciągu 2 tygodni byłam we Włoszech, na Mazurach, u rodziny na wsi i jeszcze gdzieś tam służbowo. I ten okres strasznie mnie zmęczył bo ja nie jestem typem człowieka, który lubi ciągle się przemieszczać. Jestem domatorem, dobrze się czuję w moim domu i mieście i w ogóle nie mam potrzeby aby często podróżować. Kilka razy w roku spoko, ale życie na walizkach nie jest dla mnie. Podobnie było z tymi sukcesami zawodowymi innych – ja też doświadczyłam swoich sukcesów zawodowych, przykładowo awans na senior project managera w agencji był dla mnie dużym wyróżnieniem, ale też ostatecznie doprowadził do wypalenia zawodowego. Kiedy zrozumiałam, że ja potrzebuję spokoju w życiu zawodowym, przestałam też zazdrościć innym ich sukcesów, bo mnie takie sukcesy nie były wcale potrzebne do szczęścia. I to okazało się u mnie kluczem jeśli chodzi o zapanowanie nad uczuciem zazdrości. Nie zazdroszczę innym rzeczy powszechnie uważanych za godne pozazdroszczenia, bo te rzeczy zazwyczaj wcale nie są mi potrzebne. Teraz jak czytam to co napisałam, to wydaje mi się to idiotyczne – jak można zazdrościć komuś czegoś, czego samemu się nie chce? Ale tak to właśnie u mnie kiedyś wyglądało i potrzebowałam czasu aby to zrozumieć i zmienić.
Ale zazdrość może działać też pozytywnie i na to też mam przykład ze swojego życia. Ja też kiedyś pracowałam na etacie i zazdrościłam tym, którzy nie musieli tego robić. Siedziałam za biurkiem i czułam się jak więzień, że nie mogę wyjść z domu na spacer lub na rower kiedy mam na to największą ochotę. Czułam, że marnuję swoje życie i z zazdrością spoglądałam na tych wolnych ludzi, którzy mogli sobie pozwolić na większą elastyczność. I tutaj nie była to już zazdrość “z automatu”, tylko wsłuchałam się w siebie i zrozumiałam, że ja też potrzebuję właśnie takiego stylu życia. Podążając za swoimi potrzebami postanowiłam o takie życie zawalczyć… No i mam.
I chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi – o wsłuchanie się w siebie. Jeśli zazdrościsz komuś wyprawy na Mont Blanc myśląc, że to taka cudowna, warta pozazdroszczenia przygoda, zastanów się najpierw czy jesteś w stanie zmierzyć się z tym wyzwaniem i czy taka wyprawa w ogóle jest dla Ciebie. I odwrotnie – jeśli zazdrościsz komuś posiadania dzieci, czujesz, że twój zegar biologiczny tyka, a Twój partner nie chce słyszeć o założeniu rodziny – może to czas aby przemyśleć swój związek?
Jest jeszcze jedno zjawisko, o którym chciałabym napisać przy okazji tego wpisu. Nieco mnie ono irytuje, więc chciałabym o tym wspomnieć. Otóż jak już podkreśliłam wyżej – nie wszyscy marzą o tym samym i nie wszyscy potrzebują tego samego. A jednak są jakieś powszechnie przyjęte normy społeczne (albo ktoś swoje normy uznaje za jedyne słuszne), które doprowadzają do pewnych niezręcznych sytuacji. Kiedy składałam komuś życzenia lub gratulacje z okazji ciąży, zaręczyn czy ślubu zdarzało mi się słyszeć “mam nadzieję, że będziesz następna!”, co miało stanowić coś w rodzaju słów pocieszenia. Kiedy nie pieję z zachwytu nad czyjąś przeprowadzką do innego, oczywiście “1000 razy lepszego od Polski” kraju, ktoś myśli, że mu zazdroszczę (bo przecież Polacy to taki zawistny i zazdrosny naród). Otóż nie. Ani nie marzę o tym aby być następna w kwestii ślubu czy dziecka, ani nie zazdroszczę nikomu emigracji, bo zwyczajnie lubię mój kraj i jest mi tu dobrze. Nie jarają mnie śluby, awanse na managera managerów, emigracje do rajów na ziemi i podróże podczas których nie ma gdzie załatwić potrzeb fizjologicznych. MNIE nie jarają, ale innych mogą, inni mogą sobie o nich marzyć i mogą ich zazdrościć. Ale jeśli tak szczerze o nich marzą i tak szczerze zazdroszczą, to niech wykorzystają tę zazdrość jako motywację aby osiągnąć ten swój cel.
I tak na podsumowanie – moim zdaniem to uczucie jakim jest zazdrość jest trochę demonizowane. A przecież może działać ono zarówno destrukcyjnie jak i pozytywnie… Niemniej warto pamiętać, że taka głęboka zazdrość o czyjeś “lepsze życie” jest totalnie bez sensu. Jeśli naprawdę zazdrościsz komuś jego stylu życia – zrób coś, aby też takie życie mieć. Najpierw jednak zastanów sie czy oby na pewno tego właśnie chcesz, czy może podświadomie ulegasz presji otoczenia czy jakimś ogólnym przekonaniom, że np. bogate w przygody życie jest lepsze od tego spokojnego. Nie zazdrość innym spełniania nie Twoich marzeń.