Może Was teraz zaskoczę, ale wcale nie jestem wielką fanką bazarków. Zimą praktycznie w ogóle na nie nie chodzę i wcale mi tego nie brakuje. Tutaj oczywiście nasuwa się pytanie gdzie kupuję owoce i warzywa i odpowiedź jest prosta – przy okazji innych zakupów, czy to w warzywniaku czy w markecie. Na temat jedzenia warzyw i owoców z marketów mam takie samo zdanie jak autorka tego artykułu, więc nie będę się teraz na ten temat rozpisywać.
Dziś będzie mowa o mojej trudnej relacji z bazarkami…
Bazarek bazarkowi nierówny
Zacznijmy od tego, że bazarki są różne. Ja w swoim wpisie będę opowiadać o swoim osiedlowym, bo nie mam w zwyczaju jeżdżenia po codzienne zakupy na drugi koniec miasta. Nawet zakupy w marketach zawsze staram się robić przy okazji. Wiem, że świetnym miejscem w Warszawie jest np. Hala Mirowska, ale mieszkam daleko od niej i nie wyobrażam sobie aby jeździć tam 2 razy w tygodniu.
To będzie subiektywny wpis, nie głoszę w nim jedynej słusznej prawdy o wszystkich bazarkach w Polsce, a piszę jedynie o moich kilkuletnich doświadczeniach i spostrzeżeniach w tej kwestii.
Skąd się biorą owoce i warzywa na bazarkach?
Często mówi się, że jednym z plusów kupowania na bazarkach jest bliższy kontakt z dostawcami kupowanych produktów. Ale czy na pewno? Na moim bazarku głównie w sobotę rano można spotkać faktycznych “rolników” (albo osoby dobrze na nich wystylizowane ;)), a na co dzień urzędują tam osoby, które po prostu mają swoje stoiska owocowo-warzywne i w swoje produkty zaopatrują się na giełdzie. Te osoby nie wysiewały tych roślinek, pewnie nie mają też za bardzo pojęcia co w nich siedzi. “Zwykły człowiek” też może wstać wcześnie rano, pojechać na Bronisze i zrobić zakupy z pominięciem sprzedającego je później pośrednika. I tutaj znowu pytanie – czy jak zapytamy sprzedawcę czy warzywa nie rosły przy ruchliwej ulicy albo nie były pryskane jakąś chemią, to czy otrzymamy prawdziwą odpowiedź? Obawiam się, że nie zawsze. Prędzej usłyszymy to, co chcielibyśmy usłyszeć.
Jaki więc jest plus kupowania na bazarkach? Głównie taki, że często poznajemy w ten sposób właściciela stoiska (ale też nie zawsze, często są to zatrudnieni pracownicy) i przynajmniej wiemy kogo wspieramy. Zawsze to milej wesprzeć jakiś mały, lokalny biznes, niż supermarket, który często źle traktuje swoich pracowników i robi w konia klientów (m.in. podając błędne ceny na półkach). W dodatku robiąc zakupy na bazarku możemy trafić na sprzedawców z pasją, u których widać, że starają się dobierać produkty dobrej jakości i wkładają serce w swoją pracę. Jednak jeśli mam być szczera, to ja jeszcze nikogo takiego u siebie na bazarku nie poznałam… Mam nadzieję, że w końcu uda mi się znaleźć stoisko, do którego będę chętnie wracać. Póki co widzę duże nastawienie na zysk i zasadę “byle sprzedać”. Nie raz zdarzyło mi się przynieść do domu obrzydliwie śmierdzący, nieświeży bób czy zgniłe truskawki, dobrze ukryte przez sprzedawcę na dnie łubianki.
Uliczne stoiska z owocami i warzywami
Nie wiem jak w innych miastach, ale w Warszawie ostatnimi czasy zaroiło się od przypadkowych, “chwilowych” stoisk z warzywami i owocami, które można spotkać przy wyjściach z metra i innych miejscach, gdzie jest spory przepływ ludzi. Te osoby też zaopatrują się na giełdzie, a nie muszą płacić za stanowisko na bazarku (a kto wie, może nawet cała ich działalność jest nie do końca legalna), więc ceny na ich stoiskach są zazwyczaj troszkę niższe niż na bazarkach… Ja unikam robienia na nich zakupów z dwóch powodów – po pierwsze właśnie dlatego, że nie mam pewności czy cały ten biznes jest legalny, a po drugie te stoiska często są ulokowane przy ruchliwych ulicach i to działa na moją psychikę – nie mam apetytu na coś, na czym przez cały dzień osiadały samochodowe spaliny.
Wyjątkiem jest to o czym wspominałam wcześniej – latem w soboty na bazarki przyjeżdżają osoby z okolicznych wsi, które faktycznie wyprzedają coś ze swojego ogródka. Zazwyczaj są to osoby w starszym wieku, które nie mają do wyboru całego asortymentu włącznie z owocami egzotycznymi, tylko np. skrzynkę ogórków, szpinaku, rabarbaru i ziemniaków. Te osoby budzą moje największe zaufanie i takie chętnie wspieram.
Więc dlaczego dopiero wiosną zaczynam sezon zakupów na bazarku?
Bo dopiero teraz dostrzegam różnicę w jakości produktów, która jest bardzo odczuwalna w przypadku produktów sezonowych. Raz, że w marketach nie wszystkie produkty sezonowe są dostępne, a dwa że jak już są, to wyglądają jak “wyjdź stąd i nie wracaj”. Dlatego wiosną i latem o wiele chętniej odwiedzam bazarki, bo tylko tam mogę kupić dobre szparagi, rabarbar, bób, truskawki, czereśnie czy inne wspaniałe, polskie owoce… Choć jak już wspomniałam wyżej – trzeba uważać, aby to co kupujemy naprawde było dobrej jakości, bo i tutaj czasami ktoś próbuje nas zrobić w konia i sprzedaje nieświeży produkt.
Dodatkowo jak pisałam wcześniej – warto czasami poświęcić sobotni poranek na takie zakupy, bo wtedy można trafić na świeżutkie produkty prosto z czyjegoś ogródka.
Ceny na bazarkach
Ceny w Warszawie są bardzo różne, sama jestem tym zaskoczona… Na pewno są one uzależnione od tego ile ktoś płaci za swoje stoisko i idąc tym tokiem – te zadaszone, w dobrej lokalizacji mają wyższe ceny niż te bardziej “na dziko”. Moja mama często zachwyca się targiem na Wawrzyszewie, jakoby był on dobrze wyposażony i bardzo tani. Nie dowierzałam, dopóki nie zobaczyłam wpisu Agaty i zdjęć przedstawiających właśnie ten bazarek. Na południu Warszawy na dwóch znanych mi bazarkach ceny są nieco wyższe… Nie mam zbyt wielu zdjęć na których byłyby one widoczne, ale widać to chociażby po pomidorach. Ogólnie prawie na wszystkim jest różnica ceny od 1 do kilku złotych za kilogram. To oczywiście drobiazg przy mniejszych zakupach, ale jak robi się większe to różnica może być odczuwalna.
Podsumowując…
Z wyżej wymienionych powodów daleka jestem od idealizowania warzyw i owoców z bazarków. Moje doświadczenia wskazują na to, że nie zawsze warto specjalnie się po coś fatygować na bazarek i płacić za to więcej. Supermarketów oczywiście też nie mam zamiaru wychwalać, ale zimą stawiam właśnie na nie (i na osiedlowe sklepy), bo tak jest prościej, szybciej i taniej. Czy mniej zdrowo? O warzywach z bazarków wiem niestety tak samo niewiele, więc na ten temat nie mogę się wypowiedzieć.
Jednak właśnie zaczyna się ten czas w roku, kiedy na bazarki naprawdę warto chodzić, co najmniej raz w tygodniu. Jest na nich teraz tyle dobrych rzeczy, którymi nie będziemy mogli cieszyć się zbyt długo… Żal byłoby to przegapić :).
P.s. Przy tego typu postach zazwyczaj wraca temat kooperatyw, zbiorowych zakupów lokalnych prosto od rolnika itp. Co do tego też mam swoje spostrzeżenia, ale jest ich jeszcze zbyt mało aby powiedzieć coś więcej… Niemniej za jakiś czas na pewno i na ten temat pojawi się post :). A ja już wyczekuję lata, częstszych wyjazdów na wieś i zaopatrywania się w świeże produkty z ogródka babci i cioci!
A jaki jest Wasz stosunek do zakupów na bazarkach? Jeśli znacie jakieś dobre bazarki w swoich miastach, to koniecznie dajcie znać w komentarzu, może komuś się to przyda.