I znowu nastała ciemność… Dzień będzie coraz krótszy i zimniejszy, a to oznacza mniej spacerów, mniej czasu na mieście… Trzeba jakoś zorganizować sobie ten czas. To dobry moment na podjęcie wyzwań, mających na celu rozwój osobisty lub poprawę jakości naszego życia. Nie musiałam długo się zastanawiać, na co poświęcić te jesienne wieczory… Te 3 pomysły chodzą mi po głowie już od jakiegoś czasu.
1. Ogarnięcie SEO bloga
Optymalizacja pod kątem wyszukiwarek, to na moim blogu najbardziej zaniedbana sprawa. Nigdy nie przykładałam do niej wagi, bo nie lubię całej tej technicznej oprawy blogowania. I tak zawsze się zastanawiam, czy dawać linki do-follow czy no-follow, czy jakimiś poczynaniami nieświadomie nie szkodzę swojemu blogowi, czy na przykład linkowanie do innych w przeglądach tygodnia nie jest źle odbierane przez Google itp.. To niby drobiazgi, ale poruszając się po tej płaszczyźnie jak dziecko we mgle, można zaszkodzić swojemu na pozór dopieszczonemu miejscu w sieci. Z pomocą przyszła mi Ola Gościniak i jej kurs “Opanuj SEO w 14 dni”. To dobrze przygotowany e-book, w którym znalazłam odpowiedź na wiele męczących mnie pytań. I cóż – muszę to przyznać – dopiero teraz zrozumiałam, co mają na myśli znajomi blogerzy, kiedy mówią, że samo przygotowanie posta pod kątem SEO zajmuje im prawie tyle samo czasu, co jego napisanie. Ja żyłam w słodkiej nieświadomości pomijając ten etap ;). Teraz wiem, że nawet z pozoru nieistotne detale, takie jak formatowanie tekstu czy podpisy zdjęć, mają znaczenie. A ten kurs prowadzi mnie za rączkę przez wszystkie tajniki SEO, w tym wordpressa, narzędzi zewnętrznych i wtyczki do optymalizacji, z której owszem, do tej pory korzystałam… Ale jak się okazało – nieumiejętnie. Ola w ramach kursu przygotowała też różne ćwiczenia i zadania do wykonania oraz tabelki do wypełnienia. Jestem podekscytowana na myśl o uczeniu się tych nowych rzeczy. No i ciekawa efektów 🙂
2. Praca z psem
Można to nazwać też pracą nad psem, bo chodzi o wychowanie psa, najprawdopodobniej z pomocą specjalisty. Kiedy patrzycie na Lunę, może Wam się wydawać, że to mały, słodki, grzeczny i kochany piesek. Zgadzają się tylko 3 z tych określeń ;). Przymiotnik “grzeczny” jest ostatnim, jakim można określić Lunę. Trochę czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że to nasza wina, że nasz pies jest problematyczny. Poświęcamy Lunie za mało takiej naprawdę jakościowej uwagi, przez co jest lekko rozchwiana emocjonalnie ;). Bardzo bojaźliwa (i co za tym idzie hałaśliwa), agresywna w stosunku do dzieci, a ostatnio też innych psów (czemu akurat trudno się dziwić, bo została raz poważnie ugryziona). Pierwsza, taka bardzo luźna konsultacja z behawiorystką już za mną, teraz czas na działanie. Więcej zabaw węchowych, więcej komend, więcej cierpliwości, więcej pracy… Ćwiczenia umysłowe o tej porze roku mogą być dla psa dobrą alternatywą dla długich spacerów, których siłą rzeczy jest teraz mniej.
3. Wyzwanie Poliglotki
Znowu muszę wyjść poza swoją strefę komfortu i publicznie przyznać – nie znam angielskiego. Oczywiście nie chodzi o to, że nie znam go wcale… Od lat tkwię na poziomie średnio-zaawansowanym i każda próba zrobienia kroku do przodu kończy się tak samo – odpuszczam, nie praktykuję, zapominam. Mam za mało kontaktu z tym językiem, brakuje mi motywacji aby poprawiać jego znajomość. Raz na jakiś czas przychodzi jednak moment, kiedy boleśnie zderzam się z tym moim kompleksem i ostatnio przydarzyło mi się to podczas Camp Be OFF, gdzie sporo czasu spędzałam z Fabem. To cholernie frustrujące uczucie, kiedy zaczynam o czymś opowiadać i w połowie czwartego zdania uświadamiam sobie, że nie potrafię powiedzieć tego, co chciałam. I przyznam, że nauczyłam się już trochę olewać gramatykę, bo gdybym skupiała się na niej, nie powiedziałabym nic. Jednak – jak wiele osób powtarza – najważniejsze jest słownictwo i to ono jest kluczem do komunikacji w obcym języku. A powiedzmy sobie szczerze – można nie mieć głowy do gramatyki, ale słownictwa każdy jest w stanie się nauczyć. Jeśli ktoś – tak jak ja – to olewa, to znaczy, ze jest leniwy. I jest mi za siebie wstyd, ale muszę to o sobie powiedzieć – w kwestii nauki języków obcych jestem leniem. Kiedyś tłumaczyłam sobie, że nie mam głowy do nauki języków, ale to z jaką łatwością chłonęłam j. hiszpański obaliło tę teorię. Miałam też taki moment niechęci do angielskiego, bo jest “nielogiczny”, a hiszpański w gruncie rzeczy jest podobny do polskiego, więc jest prostszy. Ta teoria też upadła, bo z perspektywy czasu oceniam, że angielski jest gramatycznie prostszy od hiszpańskiego, bo przynajmniej nie ma w nim tylu odmian.
No ale do rzeczy… Kiedy tak po powrocie z wyjazdu rzuciłam luźnym hasłem – “wyciągam swoje fiszki i biorę się za naukę”, sama do końca nie wierzyłam w to co mówię ;). Mam teraz dużo spraw zawodowych i trochę trudno mi sobie wyobrazić, że codziennie grzecznie siadam do wkuwania słówek czy powtórki gramatyki… I wtedy odezwała się Ona. Słynna w internetach poliglotka 😉 czyli Sandra. Zaproponowała udział w swoim wyzwaniu i już wiedziałam, że teraz nie ma wyjścia. Jedno zadanie dziennie, przez miesiąc… Wchodzę w to 🙂. A potem spotkam się z Kasią i z Fabem, żeby ocenili efekty ;). Co do zadań – Sandra podsuwa nam wiele pomysłów, ale to od nas zależy na czym się skoncentrujemy. Ja chcę poprawić rozumienie ze słuchu, swobodę komunikacji i przede wszystkim zasób słownictwa. To na tym będę się koncentrować, a pomoże mi w tym powieszony nad biurkiem, przygotowany przez Sandrę kalendarz.
Tak sobie myślę, że ta lista wyzwań mogłaby być dłuższa. Sporo mam takich zaniedbanych spraw… Może zbiorę je jeszcze w jakąś listę, może przygotuję drugą cześć tego wpisu, albo coś przełożę na zimę… Nie chcę brać na siebie zbyt wiele, bo te 3 wyzwania nie należą do najłatwiejszych i może mi być trudno połączyć je z innymi aktywnościami. Ale spróbować muszę 🙂 Jutro startuję z wyzwaniem Sandry, potem stopniowo będę włączać dwa pozostałe. Mam czas do końca jesieni, czyli prawie do świąt. Wyspowiadam się potem oczywiście 🙂
A jakie są Wasze wyzwania na jesień?