W sumie to trochę ulubieńcy jesieni, bo w tym miesiącu w moim zestawieniu pojawiły się typowo jesienne umilacze i akcesoria… Mam nadzieję, że znajdziecie coś dla siebie :).
Dopadły mnie ostatnio niedobory magnezu i myślałam, że oszaleję z powodu drgającej powieki. Z pomocą przyszła oczywiście niezawodna oliwka magnezowa :). Nie stosuję jej na co dzień, bo wysusza skórę, ale w takich awaryjnych sytuacjach też sprawdza się rewelacyjnie. Dosłownie po 2-3 aplikacjach problem zniknął!
Czy ubrania można zaliczyć do kategorii “dla ciała”? Chyba tak, bo dzięki nim jest mi ciepło, sucho i przyjemnie. Mój absolutny numer jeden już chyba piątą jesień (i każdą inną porę roku) z rzędu, to kalosze z działu jeździeckiego z Decathlonu. Kosztują 60 zł i są najlepszymi butami jakie posiadam, serio! Trwałe, łatwe w czyszczeniu, uniwersalne na każdą porę roku, niezastąpione w deszczową pogodę lub podczas roztopów. W dodatku dość eleganckie jak na kalosze. Do tego moja nowa kurtka (H&M, 229 zł), czapka z daszkiem i kaszmirowo-jedwabny szal z second handu i żadna pogoda mi nie straszna. Co do kurtki – kupiłam ją w ostatniej chwili przed wyjazdem, to był ostatni sklep w którym byłam i po prostu nie miałam wyjścia. Okazało się jednak, że był to świetny wybór. Kurtka jest ciepła, wygodna, praktyczna (ma sporo kieszeni i duży kaptur)… I ładna, czuję się w niej dobrze :).
Hiciorem są też ocieplane leginsy z Lidla, ale nie mówiłam o nich w filmie, bo nie wiem, czy jeszcze będą 🙁
No tak, znowu muszę powiedzieć o książce “Hygge – duńska sztuka szczęścia”… Wspomnę o niej jeszcze nie raz, ale zapewniam, że (niestety) mi za to nie płacą ;). Książka jest pięknie wydana, szybko i przyjemnie się ją czyta, bardzo inspiruje i pozytywnie nastraja na ten jesienno-zimowy czas. Bo hygge to umiejętność delektowania się chwilą, nawet jeśli jest to zwykłe wylegiwanie się pod kocem z psem. A czy hygge kłóci się ze zdrowym stylem życia? Ja myślę, że nie, ale ten temat chciałabym poruszyć w osobnym poście.
Jesienne, długie wieczory póki co umila mi bezalkoholowy grzaniec jabłkowy. Przepis na niego był już na blogu, więc teraz tylko wrzucam fotkę na przypomnienie 🙂
W październiku byłam w Dusznikach Zdroju i w Pradze i jednak kiedy przychodzi czas podsumowania i wyboru ulubieńca, zwycięża mój lokalny patriotyzm. Sudety trochę skryły się przed nami we mgle, ale i tak uważam, że są piękne. Wpis z Kotliny Kłodzkiej pojawi się na blogu na dniach, a teraz wrzucam 3 fotki naszego fotografa Szymona, na zachętę. Mam nadzieję, że wpadniecie po więcej 🙂
A co Wam umilało czas i ułatwiało życie w październiku?