Moje ostatnie Q&A pokazało, że jedną z najbardziej nurtujących Was kwestii jest zdrowy styl życia w związku. Czy mój partner odżywia się podobnie jak ja, czy je mięso, czy też jest aktywny. Jak wiele z Was pamięta, Wojtek miał sam wypowiedzieć się na ten temat, już nawet zapowiedziałam to na blogu… A potem on uznał, że nie żyje wystarczająco zdrowo, aby opowiadać o tym innym i niestety nie udało mi się go przekonać, że wcale nie chodzi tu o pokazywanie idealnie zdrowego stylu życia, tylko swoich prób zmiany na lepsze.
W ramach kompromisu zapraszam Was dziś na nasz wspólny post, w którym razem odpowiemy na pytania, które zadaliście w Q&A. Wszystkie dotyczyły mniej więcej tego samego, wybrałam kilka poruszających różne zagadnienia.
Chętnych zapraszam na filmik:
W filmie nie ma Wojtka, ale tu macie niepowtarzalną okazję poznać jego męski punkt widzenia 😉 No to lecimy z pytaniami i odpowiedziami – moje odpowiedzi na fioletowo, jego na granatowo.
Jak pogodzić zdrowe odżywianie, odstawienie mięsa czy ewentualnie innych produktów żywieniowych ze sposobem odżywiania swojego partnera? Jak przygotowywać wtedy posiłki, jak Ty sobie z tym radzisz?
[A.] Przede wszystkim – to nie mój problem ;). Ja nigdy nie przygotowywałam mięsa, nawet kiedy jeszcze zdarzało mi się je jeść. Wojtek od samego początku naszego związku zna mój stosunek do mięsa i musiał się z nim pogodzić. Chciałoby się rzec “widziały gały co brały” ;). Zawsze było tak, że ja przygotowywałam wyłącznie dania wegetariańskie, a jeśli on chciał zjeść coś mięsnego, musiał zrobić to sobie sam. Nie zawsze miał taką możliwość lub ochotę, więc siłą rzeczy sam też zaczął jadać w większości wegetariańsko. Nie zauważyłam jednak, aby miał z tym straszny problem, poznał dzięki temu wiele nowych smaków i przestawił się na zdrowsze odżywianie. To też nie jest tak, że ja go do czegoś zmuszam, on sam chce czuć się lepiej, dlatego zwraca większą uwagę na to, co ma na talerzu. Zaliczył nawet epizod z kuchnią bezglutenową i zaimponował mi tym, że rok temu w tłusty czwartek nie zjadł ani jednego pączka ;).
[W.] W moim wypadku sprawa jest dosyć prosta, bo wychodzę z założenia, że nie warto przejmować się sprawami, na które nie ma się wpływu. Skoro więc zaakceptowałem to, że Agnieszka nie je mięsa i też go nie przygotowuje, to nie daję sobie prawa do narzekania na taki stan rzeczy. Każdy niech decyduje sam o sobie – co działa też w drugą stronę, bo na szczęście nie czuję na sobie żadnej presji, że powinienem zrezygnować z mięsa… Generalnie to ja jestem mięsożercą i uwielbiam zjeść porządny kawał mięsa – od czasu do czasu, ale wiem też, że w tej kwestii jestem zdany tylko na siebie, więc po prostu sam sobie przyrządzam potrawy mięsne kiedy najdzie mnie na nie ochota. Co do rezygnacji z glutenu to podejmowałem takie próby, ale tutaj podobnie jak w przypadku mięsa – następowała rozdzielność pokarmowa 😉 Cały czas jednak myślę nad ulepszeniem swojej diety i jeszcze daleka droga przede mną, żeby zacząć się odżywiać naprawdę zdrowo – co też jak wiadomo jest pojęciem względnym i dla każdego będzie oznaczało coś innego. Wydaje mi się, że z mięsa tak całkowicie zrezygnować bym nie potrafił, ale ograniczenie jego spożycia, choćby ze względu na wpływ przemysłu mięsnego na środowisko, jak najbardziej wchodzi w grę. Podsumowując – mamy jakąś swoją bazę posiłków bezmięsnych, które chętnie przygotowujemy i jadamy wspólnie, natomiast dosyć często gotujemy sobie osobne posiłki i każda ze stron jest zadowolona, że je to, na co ma ochotę.
Czy kiedykolwiek byłaś zwiazana z kimś zupełnie odstającym od Twojego zdrowego stylu życia, czy uważałabyś to za duży problem (pomijając oczywistą chęć polepszenia partnerowi zdrowia) i mogła wręcz się rozstać? I bardziej odnośnie Twojego aktualnego życia – czy z Wojtkiem jesteście “równi” w zamiłowaniu do sportu, aktywności, czy ktoś z was wyciąga tego drugiego np. na taką ślizgawkę? 🙂
[A.] Nie miałam okazji być w związku z kimś zupełnie odstającym od mojego stylu życia, bo z Wojtkiem jesteśmy razem tak długo, że razem przechodziliśmy zarówno przez czasy codziennego obżerania się chipsami, jak i późniejszego przestawiania się na zdrowe odżywianie. Tak na dobre wzięliśmy się za zmiany dopiero wtedy, kiedy zamieszkaliśmy razem. Oboje mieliśmy wtedy dużo zapału do tego, czytaliśmy różne książki, artykuły i na ich podstawie stawaliśmy się coraz bardziej świadomymi konsumentami. To było fajne, że przeszliśmy ten proces razem, wspierając się w tym. A czy mogłabym być z kimś, kto nie żyje zdrowo? Na pewno byłoby mi ciężko z myślą, że bliska osoba nie dba o siebie… I szczerze mówiąc dla mnie dbanie o siebie również od wewnątrz jest jakimś wyznacznikiem atrakcyjności. Chyba po prostu nie ma szans, aby spodobał mi się teraz facet, który żywi się śmieciowym jedzeniem i stroni od aktywności. Ale gdyby Wojtek nie przeszedł tej zmiany razem ze mną, raczej nie rozstałabym się z nim z tego powodu, bo po tylu latach związku patrzy się nie tylko na atrakcyjność fizyczną, ale też na pewne cechy charakteru, które są od niej ważniejsze.
A ty mógłbyś być z kobietą, która nie jest aktywna i nie odżywia się zdrowo?
[W.] Nie. Wspólne życie polega na wspólnym dążeniu do tego, aby razem żyć jak najdłużej. Zdrowy styl życia jest środkiem do realizacji takiego celu i moim zdaniem to ważne, aby obie osoby w związku podobnie to postrzegały. Poza tym też uważam, że dbanie o siebie jest jednym z elementów atrakcyjności fizycznej.
Mam też bardzo negatywny stosunek do nałogów z gatunku tych naprawdę negatywnych. Nie umiałbym być w związku z kobietą, która pali lub pije nałogowo. Uważam, że takie traktowanie swojego ciała jest po prostu głupotą (przykro mi jeśli kogoś w tym momencie uraziłem, ale takie jest moje zdanie na ten temat).
[A.] A co do aktywności, to pod tym względem jesteśmy zupełnie różni. Ja kocham taniec, Wojtek go nie znosi… On bardzo lubi treningi siłowe, mnie one zupełnie nie podchodzą… Ja lubię biegać (slow jogging), on biegania nie lubi. On lubi pływać, ja mam duży lęk przed wodą i pływam kiepsko… Mimo wszystko udaje nam się znaleźć jakieś wspólne pole do manewru, przykładowo oboje polubiliśmy grę w squasha, narty biegowe, jogę w parach… Lubimy też jeździć na rowerach. Zdarza się też, że razem idziemy na trening i on “robi swoje” na drążkach, a ja obok rozkładam się na trawie z matą i ćwiczę jogę. Jak się chce i szuka, to na pewno się coś znajdzie. A co do tego kto inicjuje tego typu wyjścia, to zdecydowanie częściej ja :).
[W.] Jeśli chodzi o aktywność fizyczną, to ja od zawsze uwielbiałem rywalizację sportową i zdecydowanie od codziennej dawki jakiejkolwiek aktywności wolę bardziej hardkorowy wysiłek kilka razy w tygodniu. Nie będę jednak ukrywał, że zdarza się i tak, że w okresie jesienno-zimowym sam przechodzę przez całkowity brak chęci na cokolwiek i równie dobrze mógłbym zamieszkać na kanapie. No ale walczę ze sobą, żeby zwalczyć lenia i jakiś sport jednak uprawiać, bo kiedy już się człowiek przemoże to sobie przypomina jak świetną sprawą jest sport i ile daje przyjemności, a do tego ładuje akumulatory jak nic innego na świecie. Jeśli chodzi o aktywność fizyczną Agnieszki to myślę, że w jakimś tam małym stopniu od zawsze mobilizowałem ją do sportowego trybu życia i bardzo się cieszę, że to polubiła. Co do spacerów, to ja nie do końca przepadam i jak wyżej już wspomniałem, wolę rywalizować, choćby i z samym sobą, no ale czego się nie robi dla drugiej połówki – jak już wyjdę z domu to oczywiście czerpię z tego przyjemność, ale jeśli chodzi o inicjatywę to w większości przypadków jest ona po stronie Agnieszki.
Czy Twój facet podziela Twoje poglądy na temat zdrowia/stylu życia? Czy “pozwalasz” mu na jedzenie tego, na co ma ochotę? Jak przekonać drugą połówkę do zmiany złych nawyków?
[A.] Na pierwsze pytanie w zasadzie już odpowiedzieliśmy… Ale drugie jest bardzo ciekawe :). Bo to jest właśnie ten obszar, przez który Wojtek nie czuje się wystarczająco “zdrowo żyjący”, aby wypowiadać się o tym na blogu. Zdarza mu się zjeść parówki, przemycić do domu jakieś sklepowe ciasteczka czy colę. Nie jest to jednak jego codzienna dieta (chyba, że o czymś nie wiem? ;)), a po prostu odstępstwa od niej, na które każdy człowiek dla zdrowia psychicznego powinien sobie czasami pozwolić. Dlatego nie mam do niego o to pretensji, nic mu się nie stanie od dwóch parówek w miesiącu czy od paczki chipsów zjedzonej do meczu raz w tygodniu. Nie oczekuję od niego też, aby kierował się zasadami, którymi ja się kieruję. Ja mu jedynie podsuwam pewne inspiracje, a to od niego zależy, czy się na nie zdecyduje. Wiele z moich pomysłów nie przypadło mu do gustu.
[W.] Jeśli chodzi o samodyscyplinę w kwestiach jedzeniowych, to uważam, że faceci zdecydowanie gorzej wypadają na tym tle niż kobiety. Nie wiem z czego to tak do końca wynika, ale tak po prostu jest. U mnie to działa na takiej zasadzie, że najbardziej się kontroluję kiedy regularnie trenuję – zdrowy styl życia wówczas u mnie wygrywa i nie chcę niweczyć włożonej pracy jakimiś swoimi zachciankami. Mogę wówczas bez większych problemów powstrzymywać się od wszystkiego co niezdrowe, a udaje mi się to przede wszystkim dlatego, że po prostu nie mam ochoty na niezdrowe rzeczy – satysfakcję i radość czerpię ze sportu, a żadne namiastki czy zamienniki nie są mi potrzebne. Z czasem jest też łatwiej – świadomość jest coraz większa i mając pojęcie o szkodliwym działaniu cukru czy tłuszczów trans po prostu nie chce się niszczyć własnego zdrowia, bo satysfakcja ze zjedzenia czegoś niezdrowego nie jest warta kosztów jakie się przez to ponosi. Ale i tak czasem niestety sięgam po colę i nie oszukuję się, że przecierowy Kubuś będzie lepszym wyborem. Podobnie z fast foodami – od czasu do czasu zawitam i nic mnie nie powstrzyma, taki los… No może kiedyś się uda całkiem zrezygnować, ale łatwo nie będzie. Faceci… 😉 Ważną kwestią jest tutaj smak – chętnie jem zdrowe rzeczy, kiedy są one smaczne. Trzeba więc szukać takich potraw, które przekonają faceta, że zdrowe jedzenie poza aspektami odżywczymi może być po prostu bardzo smaczne… W ramach ciekawostki – ostatnio podjąłem się wyzwania nie spożywania alkoholu przez 400 dni. Lubię stawać sobie wyzwania i przekonywać samego siebie, że jeśli chcę to potrafię. Póki co minął miesiąc, a ja nie tknąłem alkoholu – zobaczymy ile uda mi się wytrwać. Mam tutaj o tyle łatwiej, że nigdy nie byłem typem faceta, którego ciągnie do alkoholu, a piwo do obiadu i po obiedzie to nie moja bajka, ale myślę, że przy odpowiedniej motywacji każdy mógłby sobie z takim wyzwaniem poradzić. Po raz kolejny podkreślam, że najważniejsza jest tutaj świadoma decyzja – jeśli ktoś sam postanowi, że chce coś zmienić to ma duże szanse na powodzenie, ale jeśli jest to działanie pod czyimś wpływem lub na siłę, to jest to z góry skazane na porażkę…
[A.] Ja póki co towarzyszę Wojtkowi w tym postanowieniu, ale 400 dni nie zadeklaruję, bo lubię czasami napić się wina 😉
[A.] Co do przekonania faceta do zdrowszego stylu życia, to pytało o to więcej osób, np. Joanna:
Jak przekonać drugą połówkę do zdrowego odżywiania, zażywania suplementów i dodawania do posiłków wartościowych składników (np. czarnuszka do kanapki, jarmuż do koktajlu, nasiona chia do jogurtu), jednocześnie nie ingerując na siłę w to, jaka ta osoba jest i nie próbując jej zbyt mocno tego narzucać? Czy masz może w tej kwestii jakieś porady lub własne doświadczenia? Zależy mi na zdrowiu mojego partnera, który nie odżywia się bardzo źle, ale zwykle jego posiłki są ubogie w witaminy i wartościowe składniki.
[A.] Moim zdaniem trzeba tę osobę przekonać do tych rzeczy. Faceci często z góry odrzucają zdrowe produkty, bo skoro są zdrowe to na pewno są niedobre. A te zdrowe dodatki często są zupełnie niewyczuwalne w smaku… Albo da się je przyrządzić tak, aby były smaczne. Może trzeba na początku ponieść jakiś większy wysiłek i zainwestować swój czas w przygotowywanie mu np. śniadania lub lunchu do pracy…? Pokombinowałabym tak, żeby chłop nawet się nie zorientował, że w koktajlu ma np. jarmuż albo młody jęczmień ;). Sprawdza się też metoda mieszania rzeczy zdrowych z niezdrowymi, np. podczas przechodzenia na zdrowszą mąkę. Początkowo Wojtek bardzo nie lubił rzeczy zrobionych z mąki pełnoziarnistej, więc zaczęłam wprowadzać ją stopniowo, mieszając ją pół na pół ze zwykłą. Ilość białej mąki stopniowo malała i chłop nawet się nie zorientował, kiedy zjadł pierwszą w pełni pełnoziarnistą pizzę, albo ciasto cytrynowe [tu zaprotestował, twierdzi, że się zorientował i pełnoziarnistej mąki nie lubi ;)].
Iiiiiii… Tutaj Wojtek tak się rozpisał, że dziś postanowiłam Wam już oszczędzić czytania tego i dodać to kiedyś jako osobny post ;). Bardzo mu dziękuję za jego udział w tym wpisie i mam nadzieję, że wyczerpująco odpowiedzieliśmy na Wasze pytania.
Dajcie znać jak kwestia zdrowego stylu życia wygląda w Waszych związkach 🙂