No i nadeszło nieuniknione. Sierpień. Przyznam, że to najmniej uwielbiany przeze mnie letni miesiąc, mimo że mam w nim urodziny. W sierpniu zaczynam odczuwać oddech jesieni na plecach i dopada mnie nostalgia, że kończy się mój ulubiony czas w roku. Dlatego skupmy się na tym, co tu i teraz. A teraz jest fajnie, jest prawdziwe lato, jest słońce, jest zabawa. I jest milion zdjęć z tego tygodnia, więc zabieram się za ich przeglądanie…
Tylko najpierw może dwa słowa wyjaśnienia, bo dwie rzeczy w tym tygodniu zawaliłam. Po pierwsze była to ZdrowoMania. W okresie wakacyjnym nagrywanie ZdrowoManii nie jest proste, bo trudno mi się zgrać z gośćmi i z zapracowanym Michałem. Na ten czwartek chciałam nagrać “Koktajl ZdrowoManii”, ale temperatura w moim mieszkaniu (ponad 30 stopni) nie sprzyja ani nagrywaniu, ani montażowi. Z tego samego powodu w tym tygodniu nie było tanecznej soboty. To nagrywanie tańca wraz z montażem zajmuje 2-2,5h i podczas ostatnich upałów po prostu nie udało mi się tego zrobić.
Tydzień zaczęłam od spotkania z dawno nie widzianą koleżanką. Znacie ją 😉 nie mogłyśmy sobie odmówić czegoś słodkiego.
Po południu razem z Wojtkiem postanowiliśmy wykorzystać jego wolny od pracy dzień i pojechaliśmy nad Świder. Nie wiem skąd mi przyszło do głowy, że w poniedziałek będzie tam mało ludzi. Nie było. Ale po długich poszukiwaniach udało nam się znaleźć w miarę zaciszny zakątek.
Nie proście mnie o napisanie posta, jak mieć płaski brzuch. Mam na to tylko jedną radę – nie jeść. Mój brzuch po najedzeniu się i w pewnych dniach cyklu nijak nie chce być płaski i uważam, że to bardzo ludzkie.
We wtorek był podobno najbardziej upalny dzień tego lata. Pamiętam czasy, kiedy takich dni latem bywało więcej, a teraz mowa o jednym… Smuteczek. Miałam tego dnia służbowe spotkanie, a później roztapiałam się chodząc po mieście. Ale słowo “roztapiałam” absolutnie nie jest tu nacechowane negatywnie. Nie mam nic przeciwko upałom, a wręcz oczekuję ich od tej pory roku. Fakt, że nie chce mi się gotować w mojej domowej saunie, usprawiedliwia próbowanie nowych, pysznych rzeczy na mieście. Tym razem zabrałam Wojtka na najlepszego “schabowego” w mieście, a sama zjadłam obłędny makaron z cukinii. Muszę go odtworzyć w domu!
Później poszliśmy na Rondo Dmowskiego uczcić godzinę “W”. Po raz pierwszy miałam okazję być w tym momencie w centrum i wrażenia są niesamowite, choć nie tylko pozytywne. Najważniejsze jednak, że Warszawa pamięta i co roku oddaje hołd Powstańcom.
Później z całego centrum wymiotło wszystkie Veturilo, więc ostatecznie nie patrząc na upał 34 stopni w cieniu, zrobiliśmy sobie dłuuuugi spacer po mieście. Od kurtyny wodnej do kurtyny, dało się przeżyć 🙂
Wojtek nie przepuści żadnym drążkom. Tu akurat fajny plac do parkouru na Jazdowie 🙂
Naszym celem była kawiarnia For Rest, gdzie ja od razu bachnęłam się na hamaczku w cieniu drzew. Ruszyłam tyłek tylko wtedy, kiedy okazało się, że kawiarnię tę prowadzi widzka mojego kanału na YouTube <3 serdecznie pozdrawiam Dagmarę, zmotywowała mnie do nagrania nowego foodbooka :).
A skoro już byliśmy tak “blisko” Vegestacji, podjęłam jeszcze trud wdrapania się do Puławskiej w celu zjedzenia kolejnych lodów.
W środę wieczorem mieliśmy ochotę na kino plenerowe. Padło na “Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”, bo po Waszych rekomendacjach bardzo chciałam obejrzeć ten film. Nie zawiodłam się, dziękuję!
W czwartek odwiedziłam Thai Sun na mój pierwszy po dłuższej przerwie masaż tajski. Obawiam się, że zaczynam się od tego uzależniać. Chcę napisać Wam coś więcej o tych masażach, ale planuję połączyć ten post z odcinkiem ZdrowoManii, więc to jeszcze chwilę potrwa.
W piątkowy wieczór wylądowaliśmy m.in. w Dżungli na Dereniowej. Dobre, wegańskie jedzenie w przystępnej cenie <3
Sobota upłynęła nam rodzinnie 😉 i znowu na kajakach! Były to pierwsze kajaki z Luną i duma mnie rozpiera, bo zniosła je bardzo dzielnie. Na początku trochę próbowała się wydostać, ale później miałam wrażenie, że nawet czerpie przyjemność z tego siedzenia na moich kolanach i obserwowania otoczenia. Moja słodycz największa <3
Czupiradełko <3
Później (już bez Luny ;)) wybraliśmy się na obiad i na przejażdżkę rowerową po mieście. Oboje to u-wiel-bia-my. Co do obiadu – tym razem padło na Mezze, czyli kolejną wegetariańską knajpkę. Wojtek po swoim dwutygodniowym eksperymencie z unikaniem mięsa postanowił na razie unikać go dalej. Oczywiście nie przechodzi całkiem na wegetarianizm, ale cieszy mnie sam fakt jego otwartości na kuchnię roślinną. Wiem, że to niepopularne wśród facetów, dlatego bardzo to doceniam. Sama natomiast rozważam powrócenie do ryb w mojej kuchni, bo mój organizm coraz częściej się ich domaga i ostatnimi czasy czuję, że czegoś w mojej diecie brakuje. Trudno mi to wytłumaczyć, po prostu tak podpowiada mi intuicja i samopoczucie. Zobaczę, czy potwierdzą to kolejne badania kontrolne. Od około roku jem ryby tylko wtedy, kiedy dopadnie mnie na nie wściekła ochota, albo kiedy ktoś zaserwuje mi je uznając za posiłek wegetariański. Od razu mówię, że nie mam zamiaru tutaj wchodzić w dyskusje ideologiczne, możecie uznawać mnie za egoistkę, ale w pewnych kwestiach nią jestem i swoje zdrowie stawiam na pierwszym miejscu. Nie sądzę, aby kiedykolwiek cokolwiek zmusiło mnie do powrotu do jedzenia mięsa ssaków, mój organizm dosłownie odrzuca od tego mięsa, ale z rybami czasami jest dokładnie odwrotnie i bywają dni, kiedy dałabym się pokroić za śledzia (którego generalnie nie lubię) czy kanapkę z tuńczykiem. Inna sprawa, że trudno jest kupić dobre, niezanieczyszczone ryby i wymaga to większej logistyki. Kwestia do rozważenia, zobaczymy co pokażą moje dalsze badania.
Jak wszystko dobrze pójdzie, to w tym miejscu będę nagrywać kolejną ZdrowoManię (tfu, tfu, tfu, żeby nie zapeszyć). Stresuję się nią!
Nad Wisłą można kupić gofry bez cukru i z ekologiczną, prawdziwą bitą śmietaną. Nie z puszki. Niesłodką. Spoko, ale to nie to samo co nad morzem 😉
Dziś zjedliśmy późne, leniwe śniadanie, nieco ogarnęliśmy mieszkanie i wybyliśmy na dłuższy spacer.
Cała prawda o witaminie D – wyniki mojego eksperymentu.
Kolejny foodbook, tym razem w 100% wegański.
Wrażenia z 5-dniowego detoksu sokowego na własną rękę – z damskiej i męskiej perspektywy.
30 blogów, które warto czytać, jeśli chce się schudnąć.
8 największych mitów o insulinooporności – często polecam Kamilę, ale co zrobić, jak uwielbiam jej zdrowy rozsądek i merytoryczne treści.
Fajne, morskie zakładki do książek do samodzielnego wydrukowania.