Uwielbiam moje ciało. To jedna z tych “rzeczy”, za które najczęściej w życiu dziękuję. Jest po prostu piękne, wspaniałe i zasługuje na mój wielki podziw i szacunek.
Mam fajne nogi. Zwiedziłam na nich kawałek Warszawy, Polski, Europy, kawalątek świata. Mam ładne dłonie. Dzięki nim zarabiam, gotuję, piszę bloga, głaszczę mojego psa… Mam spoko brzuch. Całkiem sprawnie wszystko w nim działa, dzięki czemu mogę jeść to, co chcę i dobrze się czuję. Mam ładne oczy. Widziały już tyle pięknych miejsc, rzeczy, ludzi… Tyle wspaniałych emocji dzięki nim doświadczyłam. Tak samo, jak dzięki innym moim zmysłom. Mam też głowę na swoim miejscu. To dzięki niej nie robię głupich rzeczy, takich jak palenie papierosów, unikanie aktywności fizycznej, czy jedzenie zupek z torebki.
Moje ciało od 32 lat każdego dnia wykonuje kawał dobrej i ciężkiej roboty! To niesamowicie sprawna maszyna, dzięki której żyję i doświadczam w życiu wielu pięknych rzeczy. Nie uznaję tego za coś oczywistego, bo nie każdy ma szczęście być w 100% sprawnym fizycznie. Nie każdy może korzystać z życia tak beztrosko, jak ja. Dlatego przepełnia mnie wdzięczność, za to ciało i olbrzymi szacunek do niego. I wiem, że jedyny sposób, w jaki ja mogę tę wdzięczność i szacunek okazać, to właśnie zdrowy styl życia. Czytanie składów, regularna aktywność fizyczna, badania kontrolne, dieta bogata w warzywa… Ale też na przykład bezpieczna jazda samochodem czy unikanie stresu i sportów, które są ponad moje możliwości.
I przyznam, że trochę irytuje mnie płytkie myślenie w kontekście swojego ciała. Patrzenie na nie tylko przez pryzmat tego, co na zewnątrz. A na zewnątrz rzadko kiedy jest idealnie… Jest cellulit, jest tłuszczyk na brzuchu, jest trądzik, są zmarszczki… I to na tym wiele osób się koncentruje, kupując kolejne kosmetyki, czy spędzając przed lustrem wiele godzin próbując idealnie ułożyć fryzurę. Ja oczywiście też chciałabym nigdy się nie zestarzeć i zawsze mieć super figurę, ale o wiele ważniejsze dla mnie jest to, że moje ciało sprawnie funkcjonuje. I bardzo je za to kocham! Nie za zgrabne nogi, czy płaski brzuch, bo to nie daje mi szczęścia. Szczęście daje mi moje ciało jako całość, bo dzięki temu, że jest zdrowe, ja żyję pełnią życia.
Dlatego kiedy pytacie mnie, skąd się bierze moja motywacja do zdrowego stylu życia, zawsze odpowiadam, że z wewnątrz. Czasami rozwijam tę wypowiedź tłumacząc, że po prostu chcę być zdrowa, więc o siebie dbam. Tak naprawdę jednak ta motywacja jest jeszcze głębiej i bierze się właśnie z miłości do swojego ciała, jako sprawnego mechanizmu. Moim obowiązkiem jest tylko odpowiednie “naoliwianie go” i przegląd techniczny od czasu do czasu ;). I całkiem szczerze Wam powiem, że nie rozumiem ludzi, którzy tego nie robią. Nie rozumiem ludzi, którzy nie szanują swojego ciała, które przecież jest jedno na całe życie. Pewne zaniedbania trudno naprawić, niektóre zachodzące w tej “maszynie” zmiany są już nieodwracalne i nawet współczesna medycyna jest w stosunku do tego bezradna.
Bardzo bym chciała, aby ten post dał do myślenia tym, którzy cały czas zastanawiają się, skąd czerpać motywację do zdrowego stylu życia. Żadna zewnętrzna motywacja nie będzie miała takiej mocy, jak wdzięczność, miłość i szacunek do swojego ciała. Kiedy obudzicie to w sobie, całkowicie zmieni się Wasze podejście do zdrowia.