Być może zauważyliście, że w marcu było mi mocno nie po drodze z przeglądami tygodnia. Wynikało to z dużej ilości pracy i innych spraw, które sprawiały, że w niedzielę wieczorem byłam już zbyt zmęczona, aby cokolwiek pisać, a w poniedziałek wpadałam w wir kolejnych zajęć. W międzyczasie odwołaliśmy też wyjazd do Szwecji, co w końcu chyba wyszło nam na dobre (i tak w ogóle nie miałam na niego ochoty i siły). Ostatni tydzień to natomiast ogrom emocji związanych z pojawieniem się nowego członka rodziny. Był to też tydzień totalnego rozwalenia mojej dotychczasowej rutyny. Początkowo planowałam, że zmienię ją całkowicie na stałe, ale teraz skłaniam się jednak ku temu, aby ten okres był przejściowym do zmiany w coś jeszcze innego. Bo nie da się ukryć, że cały mój dzień jest uzależniony od pory spacerów, a w ostatnim tygodniu dwa długie spacery dziennie sprawiały, że miałam bardzo mało czasu na pracę. Będę próbowała znaleźć jakiś złoty środek.
No ale właśnie, zacznijmy od końca. Tak, mamy nowego członka rodziny, czyli drugiego psa. Myśleliśmy nad tym przez około 2 tygodnie, a później po podjęciu decyzji przez około miesiąc się do tego przygotowywaliśmy. Zakupy “wyprawki”, praca z behawiorystką, zapoznawanie psów, dużo rozmów (również tych mniej przyjemnych z rodziną) i cały kalejdoskop emocji. Od “nie damy rady”, aż po “będzie cudownie, przecież zawsze o tym marzyłam”. No i tak w sobotę 23 marca pojawiła się u nas Emi.
Zanim jednak to nastąpiło, co tydzień jeździliśmy do Falenicy z Luną, aby dziewczyny się zapoznały. Dopiero po 5 takich spacerach zabraliśmy Emi do domu. Na tym na razie zakończę temat psów. Jeśli jesteście ciekawi, co u nich słychać i jak przebiega adaptacja dzikuski Emi w nowym domu, zapraszam na profil Luny i Emi na Instagramie… A jeśli chodzi o cały proces adopcji i przygotowań do niej, to napiszę na ten temat osobny post.
W ostatnich tygodniach mocno zajmowała mnie też wyprzedaż charytatywna dla Azylu. Wydarzyło się coś pięknego. Bałam się, czy to wszystko będzie się opłacało, czy nie prościej byłoby mi po prostu wpłacić z własnej kieszeni te 200 czy 300 zł na Azyl, zamiast zajmować się czymś przez tyle czasu… Moim cichym marzeniem była czterocyfrowa kwota i dziś już mogę powiedzieć, że udało się to marzenie spełnić. Prawdopodobnie jutro wszystko Wam opowiem i zdradzę, ile uzbieraliśmy.
A co poza tym… Mało miałam ostatnio czasu dla siebie. Dużo pracowałam nad blogiem (ale bardziej nad rzeczami, których Wy nie widzicie na zewnątrz, bo postów to akurat było w marcu rekordowo mało), całkowicie zmieniłam też “taktykę” pisania i dodawania wpisów. Muszę pisać mniej, bo tylko w ten sposób będę miała więcej czasu na bardziej wartościowe wpisy. Jednocześnie zaczyna się ten czas w roku, podczas którego chcę jak najmniej czasu spędzać przed komputerem, a jak najwięcej z psami na spacerach… I do tego też będę dążyć.
Mało ostatnio pokazywałam na Insta Stories jedzenia, ale to nie tak, że nagle przestawiłam się na jedzenie fast foodów ;). Po prostu brakowało mi przestrzeni w głowie na robienie zdjęć jedzenia.
To po lewej to oczywiście zakwas buraczany 😀 a po prawej kasza z boczniakami, przepis w przegapionych.
Po lewej ta sałatka z brokułem, tylko w wersji wegańskiej.
Muszę jednak zaznaczyć, że zawsze wtedy, kiedy w moim życiu sporo się dzieje – zdarza mi się czasem iść na łatwiznę i np. zjeść kanapki z serem żółtym i ketchupem. Czasami też Wojtek ratował sytuację przywożąc po pracy jedzenie z Loving Hut lub zamawiając wegetariańskie sushi.
Jeśli chodzi o aktywność, to w ostatnim tygodniu stawiałam na spacery i wreszcie codziennie wyrabiałam swoją normę kroków. To za sprawą tych dwóch psiepsiółek (ktoś z Was użył tego określenia i spodobało mi się ;)).
Nie zabrakło też jogi, mam nadzieję, że Emi też ją polubi. Póki co pies z głową w dół i w górę wychodzi jej świetnie.
Wiosna rozgościła się już na dobre… A marzec był taki jak zawsze, zmienny 😉 ale bardziej na plus, niż na minus.
Grunt, że było znacznie więcej słońca, a i dni bez czapki mi się zdarzyły (zdejmuję czapkę dopiero, jak jest kilkanaście stopni).
Pamiętacie jeszcze Karolinę, która kiedyś gotowała ze mną w ZdrowoManii?
Karolina mocno rozwinęła się na płaszczyźnie kulinarnej, ale rynek jest wymagający, a ona ambitna i bardzo otwarta na rozwój. Obecnie potrzebuje wsparcia, ponieważ jej marzeniem i zarazem dużą szansą jest staż w Irlandii. Niestety jest on bezpłatny, a wymaga inwestycji m.in. w przelot i zakwaterowanie. Jeśli ktoś z Was by chciał i mógł wesprzeć spełnienie marzenia Karoliny, będziemy wdzięczne za chociaż symboliczną wpłatę 🙂
Podrzucę Wam dzisiaj trzy ciekawe artykuły, wszystkie dotyczą tematyki less waste.
Po pierwsze ciekawy wywiad na temat granicy zero waste, czyli czy możemy jeść przeterminowane, zgniłe lub spleśniałe produkty, żeby się nie zmarnowały?
Po drugie przegląd kosmetyków i akcesoriów zero waste.
Po trzecie szokujące zdjęcia, jak wyglądałyby nasze gospodarstwa domowe po kilku latach, gdybyśmy nie wyrzucali śmieci. To bardziej taki projekt artystyczny, mocno przerysowany… Ale i tak daje do myślenia.
Na dziś to tyle i właśnie do mnie dotarło, że oto skończył się marzec. To dla mnie coś niesamowitego bo listopad i marzec to dla mnie najgorsze miesiące, a w tym sezonie jesienno-zimowym oba minęły mi niemal niepostrzeżenie. Teraz dopiero będzie pięknie! I tego też Wam życzę – pięknego kwietnia!