Chciałabym dziś poruszyć temat, który w sumie może dotyczyć wielu blogerów. Tych, którzy mają opory przed podpisaniem się na blogu własną twarzą lub nazwiskiem bo… No właśnie, może chodzi o to co ludzie powiedzą?
Ja sama przez jakiś czas miałam z tym problem. Chciałam pisać tutaj całkowicie anonimowo i nie przejmować się tym, co o moim blogowaniu będą myśleć znajomi. Ale w pewnym momencie coś zaczęło mi zgrzytać.
Grono bliskich mi znajomych jest dość wąskie i wszystkie te osoby wiedzą o tym miejscu i wiem, że część z nich mnie czyta. Jest jednak mnóstwo osób, których mogę nazwać dalszymi znajomymi, są to ludzie z którymi kontakt mam już w zasadzie tylko przez serwisy społecznościowe. I te osoby tak naprawdę mnie nie znają. A ja nie znam ich i nie wiem jaki jest ich stosunek do blogów. Kto wie, może uznają to za idiotyzm, może na jakichś wspólnych imprezach nabijają się ze mnie?
A osoby, z którymi mam relacje biznesowe? Co jeśli przypadkiem trafi tu mój klient, dla którego pracuję nad ważnym projektem i przeczyta moje wywody na temat pośladków albo wyższości marchewki nad chipsami? Tak, miałam z tym problem. Ale już nie mam, powiem Wam dlaczego.
W pewnym momencie dotarło do mnie, że to co myśli o mnie jakaś 100 lat niewidziana koleżanka z podstawówki nie ma najmniejszego wpływu na moje życie. Jeśli uzna mnie za idiotkę, a z nudów na imprezce obgada mnie przed innymi 100 lat niewidzianymi znajomymi – co z tego? Pewnie nawet się o tym nie dowiem, a nawet jeśli – czy nie idiotyzmem byłoby przejmowanie się tym? To nie są bliskie mi osoby, z których opinią się liczę. Zawracanie sobie głowy ich zdaniem byłoby niezgodne z moją życiową filozofią – przecież chcę być szczęśliwa, nie pozwolę innym tego popsuć.
No a co z tymi klientami? Otóż doszłam do niezwykle odkrywczego wniosku, że jak każdy – jestem człowiekiem. I tak jak mój klient po powrocie do domu zakłada kapcie i zaczyna bawić się z dzieckiem, tak ja po godzinach pracy kupuję te swoje marchewki, wychodzę na spacer z psem a potem bloguję. I nikogo nie powinno to obchodzić – ważne, że na spotkaniach służbowych nie gadam o ujędrnianiu swoich pośladków.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że swoim pisaniem nie robię nikomu krzywdy. Nie mam też powodu, aby wstydzić się tego, o czym piszę. To mój styl życia po zmianach jakie w nim wprowadziłam. Co więcej – cały czas myślę i pracuję nad tym, jak to życie jeszcze bardziej ulepszyć. Zamieniłam te chipsy na marchewkę i uważam, że to jest dobra zmiana i dlatego chcę o niej pisać i namawiać do niej innych.
Oczywiście jeśli chodzi o umieszczanie własnych zdjęć, to są jeszcze inne związane z tym kwestie. Ja na przykład nie chcę, aby moje zdjęcia fruwały po sieci gdzie je Google poniesie. Z drugiej strony i tak nie mogę całkowicie się przed tym uchronić – czasami wyląduję gdzieś na facebooku na profilu firmowym, trafiłam też na fanpage klubu, w którym bawiłam się na panieńskim siostry ciotecznej. Mogę trafić też na fotki z eventu, w którym uczestniczyłam. Na upartego – mogę z tym walczyć, ale dopóki te zdjęcia nie szkodzą mojemu wizerunkowi, nie widzę sensu aby się tym przejmować. Z tego samego powodu mogę czasami zamieszczać zdjęcia na blogu – sama najlepiej wiem jakie mogę pokazać, a jakie nie. I wystarczy się tego trzymać. Żeby nie być gołosłowną – postanowiłam w końcu zaktualizować stronę o mnie o swoje zdjęcie :). Nie dojrzałam jednak jeszcze do udostępnienia swojego bloga na prywatnym facebooku 🙂 po prostu nie chcę aby niektórzy mnie czytali, więc nie będę im tego ułatwiać :).
Jestem ciekawa jakie jest wasze podejście do – nazwijmy to – ujawniania swojej tożsamości na blogu. Miałyście z tym problem? A może nadal macie? Jestem strasznie ciekawa Waszego zdania i odczuć na ten temat 🙂