Jestem zwolenniczką wykonywania własnoręcznie tego, co kupione w sklepie jest albo nasycone zbędną chemią albo zbyt drogie. W sumie to jest sporo takich rzeczy, ale dziś skupię się na kilku z nich. Wszystkie są banalne w wykonaniu i nie są niczym odkrywczym, więc to co zamieszczam poniżej to nie przepisy, a jedynie inspiracja, bo może nie każdy ma taką manię jak ja ;).
Cukier waniliowy i esencja waniliowa
W sklepach najczęściej spotykamy cukier wanilinowy, czyli jedynie chemicznie aromatyzowany, a za te z prawdziwą wanilią liczą sobie “jak za zboże” (patrząc na gramaturę opakowania). Bez sensu. Dlatego już od dłuższego czasu cukier waniliowy przygotowuję w domu sama. Kiedyś wykorzystywałam do tego cukier brzozowy, ale dietetyczka przekonała mnie, że dodając np. do naleśników łyżkę zwykłego cukru z wanilią nie zafundujemy sobie od razu cukrzycy.
Kolejnym waniliowym bohaterem jest esencja waniliowa, która też do najtańszych nie należy. A przecież do przygotowania jej wystarczy laska lub dwie wanilii (kupowana przez Internet będzie tańsza) i ok. 100-200 ml wódki lub spirytusu. Zalewamy, trzymamy w ciemnym miejscu, jest gotowa po ok. 2 tygodniach od przygotowania (płyn musi nabrać koloru)
Oliwy smakowe
Oliwy smakowe są dość drogie. Poza tym kupowanie ich w kilku smakach nie ma sensu, bo oliwa szybko traci swoje pozytywne właściwości. Kupowanie kilku butelek i trzymanie ich miesiącami raczej mija się z celem – lepiej kupić jedną i rozlać ją do mniejszych butelek robiąc oliwy smakowe. Moje są w takich malutkich buteleczkach właśnie dlatego, że wolę sobie częściej robić świeżą.
Ja proponuję oliwy w 3 smakach
- chili, a konkretniej peperoncino
- czosnkowa
- bazyliowa, ale oczywiście można robić też mieszkanki ziół albo zrobić sobie oliwę tymiankową, rozmarynową itp.
Moja oliwa pikantna jest z suszoną papryką peperoncino, ale można dodać też świeżą papryczkę. Trzeba tylko pamiętać aby przekroić ją tak, aby oliwa mogła wlać się do środka.
Jeśli chodzi o oliwę czosnkową to nie polecam zostawiania w niej czosnku. Lepiej namoczyć go w oliwie na dobę, a potem samą oliwę przelać do innej buteleczki. W przeciwnym razie czosnek może nam w niej zgnić i nie będzie to przyjemne ani w smaku, ani w zapachu ;).
Musli – owsianka
Dla mnie to owsianka, bo są w niej tylko płatki owsiane, ale z rodzajem płatków można sobie “poszaleć”. Jak patrzę na oferty tych różnych musli w tubach… To wydaje mi się, że i tak bardziej opłaca się przygotować sobie takie samodzielnie. Ja latem jem same płatki owsiane z owocami (zalewam wrzątkiem, odstawiam aż nasiąkną po czym zalewam zimnym mlekiem i dodaję owoce)… Ale zimą, kiedy nie zawsze rano jest jakiś dobry owoc w domu, zdarza mi się jeść ją w wersji tylko z bakaliami. Nie wyobrażam sobie jednak, aby przygotowywać ją codziennie, więc raz na jakiś czas przygotowuję gotową do zalania mieszankę. Można dodać do niej mnóstwo rzeczy:
- różnego rodzaju płatki
- rodzynki, żurawinę, ogólnie owoce suszone
- owoce liofilizowane
- orzechy, migdały
- pestki dyni, słonecznika
- lekko zmielone siemię lniane
- otręby, zarodki pszenne itp.
- kakao
- płatki kokosa
- jagody goji
- owoce kandyzowane – to akurat niezbyt zdrowa opcja 🙂
Wiem, że owoce suszone (np. morele) często są konserwowane dwutlenkiem siarki i lepiej wybierać te naturalniejsze, ale też nie dajmy się zwariować – jeszcze nie zdarzyło mi się źle poczuć po tej pół moreli, która czasem trafi mi się na jedną owsiankę.
Jak ktoś jest przywiązany do tych tub, w których sprzedają te musli, to można je sobie zrobić samodzielnie – opakowanie po Pringles + czarna farba tablicowa + odrobina własnej twórczości i mamy piękne opakowanie. Sama sobie kiedyś takie zrobię, choć do tub przywiązana nie jestem, ale może to fajnie wyglądać w kuchni :).