Dzisiejszy przegląd tygodnia obfituje w piękne zachody słońca i mam nadzieję, że płynie z niego pełna relaksu energia. Częstujcie się nią :). Ostatni raz na tygodniowym urlopie byłam 3 lata temu… Nie wyjeżdżamy na tydzień od kiedy mamy psa, a z psem unikamy pobytu w turystycznych miejscowościach w weekendy. Tym razem też wyjazd miał trwać 5 dni, ale tak wyszło, że zostaliśmy na cały tydzień. Przeżyliśmy! Nie miałam ze sobą komputera, a zasięg w telefonie przez 90% czasu nie działał i ciężko było nawet sprawdzić maila, nie mówiąc już o czytaniu blogów czy o jakiejś normalnej pracy. Po takim odwyku od cywilizacji i wielkiego miasta wróciłam do Warszawy trochę stęskniona za swoją codziennością. Lubię powroty. A dziś rano szykując się na nagrania do ZdrowoManii nie umiałam zrobić kreski eyelinerem – efekt tygodnia bez makijażu ;).
Na mojej liście wakacyjnych planów znalazł się m.in. jednodniowy wypad do Kazimierza Dolnego. Planując to myślałam, że w tym roku nie uda nam się wyskoczyć nad nasze ulubione jeziorko. Jako że to jezioro jest na Lubelszczyźnie, naturalna dla mnie stała się chęć połączenia tych dwóch wyjazdów, tym bardziej, że wyjeżdżaliśmy baaaardzo upalnego dnia i wyjazd “na raz” samochodem bez klimy nie wchodził w grę. Postanowiliśmy więc zahaczyć o Kazimierz Dolny i Lublin.
I tak szczerze mówiąc to też nie było jakimś super rozwiązaniem, bo chodzenie w taki upał po mieście jest podobnie męczące jak jazda autem i Luna zwyczajnie nie dawała rady (na wszelki wypadek uspokoję, że nosiliśmy ją kiedy była taka potrzeba).
W Kazimierzu postawiliśmy więc na chwilę odpoczynku nad Wisłą, zjedliśmy lody na rynku, kupiliśmy tradycyjnego koguta i ruszyliśmy dalej.
Jeśli Luna sama z siebie wchodzi do wody, to znak, że jest bardzo, ale to BARDZO gorąco…
Później odwiedziliśmy Lublin, gdzie planowaliśmy zjeść obiad, ale na miejscu znowu upał nas pokonał i po krótkim spacerze i lodach w Bosko (dzięki za polecenie) ruszyliśmy do miejsca docelowego, aby nie wydłużać już całej tej podróży.
Naszym miejscem docelowym była wieś Białka położona niedaleko Parczewa, na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, gdzie jeździmy praktycznie co roku. Dostępne tam Jezioro Bialskie jest naprawdę bardzo fajne – czyste, przyjaźnie ulokowane, ma łagodne zejście do wody, a po takim okresie upałów woda jest cieplutka.
Na wakacjach każdy dzień wyglądał podobnie… Dobrze było zacząć go od ćwiczeń na świeżym powietrzu…
A potem zjeść pyszne śniadanie, owsiankę na zimno z mlekiem roślinnym i owocami.
Raz Wojtek został bohaterem w swoim domu i ryzykując życie (mógł zostać pożarty przez pająki) nazbierał jeżyn do owsianki.
Pozostając w temacie jedzenia – gofry zawsze spoko. Borówki do nich musiałam sobie kupować w sklepie, bo ze świeżymi owocami nigdzie nie mieli, ale co tam 😉
Miałam też duuuużo czasu na czytanie. Przeczytałam książkę “Tylko dzięki miłości”, która ma nieco nieadekwatny opis na tylnej okładce i tytuł… Spodziewałam się romansidła, dostałam powieść obyczajową o życiu w latach 30-tych i podczas II wojny światowej. Miłości (przynajmniej tej między głównymi bohaterami) jest w tej książce tyle co kot napłakał, ale mimo tego drobnego kłamstewka ze strony wydawnictwa książkę czytało się bardzo przyjemnie i była fajnym oderwaniem od rzeczywistości, przeniosła mnie w inny świat, a tego oczekuję od książek.
Przeczytałam też autobiografię Abdela Sellou, czyli człowieka, na którym wzorowano jedną z głównych postaci filmu “Nietykalni”. To opowieść o tym jak Abdel z ciągle wpadającego w tarapaty, pozbawionego zasad i empatii złodziejaszka stał się lepszym człowiekiem. Książka została wydana po premierze filmu, dlatego dowiadujemy się z niej też m.in. co w filmie było niezgodne z prawdą.
“Dom nad rozlewiskiem” czytałam już dawno, ale postanowiłam zrobić to jeszcze raz, bo książka ta pasowała mi do klimatu jeziora ;). Niestety nie byłam w stanie drugi raz jej przeczytać, serial pod tym samym tytułem odebrał mi całą przyjemność z czytania tej książki… Serialu nie oglądałam, widziałam chyba jeden odcinek, ale jak już mam wizję wyglądu głównych bohaterów (której nie potrafię się pozbyć) to czytanie nie sprawia już takiej przyjemności. No niestety.
Wracając do “mojego” jeziora… Zasypię Was teraz zdjęciami zachodów słońca, do których mam dużą słabość.
Joga na pomoście przy zachodzie słońca? Świetna sprawa! Przy okazji zrobiliśmy sesję zdjęciową, której efekty na pewno niedługo wykorzystam na blogu. Zadajecie mi sporo pytań o jogę, czemu tak ją polubiłam, co mi daje… Jeszcze za wcześnie na taki post, ale za jakiś czas na pewno podzielę się swoimi odczuciami.
Spacery też były. Odwiedziliśmy też inne, pobliskie jezioro, Czarne.
Jeśli chodzi o Lunę to sama nie wiem czy jest ona fanką tych naszych wakacji 😉 kondycyjnie nie daje rady spędzać z nami całego dnia na zewnątrz, a zamykana w pokoju też nie wygląda na najszczęśliwszą. Kąpać akurat się nie lubi, wchodzi do wody tylko po kolana i ewentualnie troszkę się schładza i wyławia sobie jakieś szyszki… Nie podejmowaliśmy nawet kolejnych prób oswajania jej z wodą, bo dwukrotnie straszono nas policją za wpuszczanie psa do jeziora. Przyznam, że mnie zatkało, w życiu bym nie wpadła na to, że komuś może tak przeszkadzać pies brodzący po kolana w wodzie. Ja w stosunku do zwierząt jestem może aż nadto tolerancyjna, nie wiem… Nie przeszkadzają mi nawet pływające obok mnie labradory czy jakieś owczarki… Sama idąc nad wodę z psem wybieram miejsca mniej zaludnione, takie gdzie w okolicy nie ma dzieci, ale te panie kąpały się w innym miejscu i darły się do nas z odległości kilkunastu metrów. Ich argument – nie życzą sobie kąpać się w tym samym jeziorze co pies. Rozumiem, jeśli pies jest agresywny w stosunku do ludzi, w szczególności dzieci, ale jeśli w ogóle nie zwraca uwagi na otoczenie i jest od tych dzieci oddalony? Dlaczego przy ponad 30-stopniowym upale nie może się schłodzić? Przecież te zwierzęta nie załatwiają swoich potrzeb do wody, już prędzej robią to ludzie. Serio nie rozumiem i to mi śmierdzi jakąś skrajną niechęcią do zwierząt, taką “dla zasady”. Tylko w tej sytuacji panie powinny walczyć też z kaczkami, rybami i innymi żyjątkami wodnymi. Bardzo nie lubię takich ludzi i nie ukrywam, że strasznie mi było przykro kiedy w stronę Luny leciało tyle negatywnej energii. Ona chyba też rozumiała, że są o nią jakieś awantury, bo potem już całkiem przestała wchodzić do wody.
Luna ogólnie jest dość pechowa, rok temu zaatakowała i poturbowała ją kocica, teraz coś tak ją ugryzło w nos, że praktycznie straciła przytomność, a potem tak ją swędziało, że z rozpaczy i wściekłości mało nie rozniosła domku. Sytuacja była nieciekawa, bo w okolicy trudno o dobrego, całodobowego weterynarza, ale ostatecznie obeszło się bez wizyty u niego, po kilkunastu minutach jej przeszło. Warto jednak dodać, że pies podczas tego wyjazdu nieco nam się ucywilizował, przestał tak bardzo bać się ludzi i dzieci i wpadać w panikę kiedy jedno z nas wchodziło do wody albo odchodziło na chwilę w drugą stronę. To pewnie chwilowy efekt, ale i tak bardzo nas cieszył 😉
A to ulubiona rozrywka Luny – monitoring okolicy 🙂
Luna miała też bardzo natrętnego adoratora 😉 ale tu znowu smutna historia – pies ten wyglądał na bezdomnego, a właściciel ośrodka mówił, że to norma, że ludzie przywożą psy na wakacje a potem je zostawiają. Nie potrafię nawet tego skomentować :(. Wojtek chciał go zabrać do Warszawy, ale ja naiwnie wierzę, że jego właściciel jeszcze będzie go szukał (pies miał obrożę).
Podczas wyjazdu obchodziłam moje 30te urodziny i to był naprawdę świetny dzień. Rozpoczęty jogą, potem kąpiel w jeziorze, był też tort urodzinowy w wersji wakacyjnej (niestety jestem tak stara, że nie zmieściła się na nim właściwa ilość świeczek), była też romantyczna kolacja w postaci wege grilla, była wieczorna kąpiel w jeziorze, a potem noc spadających gwiazd. Nie nadążałam z wymyślaniem życzeń ;). Urodziny idealne!
Na koniec prawie to samo, tylko w ruchomych obrazkach… Miałam ambitny plan nakręcić vloga, takiego z gadaniem, co by teraz zaspokoić potrzeby innej grupy odbiorców niż przy filmach tylko z muzyką. Przyznaję jednak, że mnie to przerosło i po kilku dniach całkiem zrezygnowałam z nagrywania. Niemniej postanowiłam wykorzystać to, co już nagrałam… I tak powstał ten króciutki film oddający klimat moich wakacji… Film trwa tylko 2:30 i jest w nim sporo najsłodszej na świecie Luny, ostrzegam 😉
Linków z przyczyn oczywistych w tym tygodniu nie będzie, ale na moim blogu ukazały się dwa wpisy, które mogliście przegapić.
Pierwszy z myślą o (przyszłych aparatkach) – aparat ortodontyczny w pytaniach i odpowiedziach.
A drugi to ZdrowoMania z przepisem na banalną i smaczną pastę kanapkową kaszy jaglanej.
Mam też spore zaległości na YouTube, ale odzyskałam już głos i wracam do nagrywania 🙂 niedługo obiecany już dawno temu film o mojej aktywności fizycznej.
Przygotowanie tego przeglądu zajęło mi dzisiaj pół dnia, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba 🙂