Czas na trzeci wpis z serii jak poczuć się dobrze w swojej skórze i dziś chciałabym poruszyć temat poszukiwania własnego stylu. Bo to moim zdaniem kolejna ważna rzecz, która wpływa na naszą samoocenę. Rozpiszę się trochę, ale mam nadzieję, że to przetrwacie ;). Osoby, które swój styl mają już dawno określony, mogą zainteresować się tylko ostatnią częścią notki, tą o eksperymentowaniu. Fajnie jeśli w komentarzach napiszecie jak Wy eksperymentujecie ze swoim stylem i jakie daje Wam to efekty :).
Ja ten “własny styl” traktuję jako bardzo szerokie pojęcie i to dla mnie nie tylko styl ubierania, ale też makijażu, fryzury, ogólnie styl bycia… Uważam też, że te poszukiwania nigdy nie powinny się kończyć, nie powinnyśmy zamykać się na nowości czy powracającą modę. Nie powinnyśmy też ograniczać się do tego co modne, gdyż być może najlepiej będziemy czuły się w czymś, co królowało w modzie kilka sezonów temu.
Przyjrzenie się własnemu stylowi powinniśmy zacząć od przeglądu swojej szafy i bezkompromisowego pozbycia się z niej wszystkiego, czego nie nosimy lub co czasem zakładamy, ale czujemy się w tym źle. Pomóc Wam w tym może grafika, którą znajdziecie u Happyholic. Ja kieruję się kilkoma prostymi zasadami – pozbywam się rzeczy w których nie chodziłam przez ostatnie +/- 2 lata, które są już podniszczone i które źle na mnie leżą lub po prostu czuję się w nich niekomfortowo. Kiedyś nałogowo zbierałam różne basicowe bluzki i sweterki z długim rękawem, po czym uświadomiłam sobie, że nie noszę ich bo czuję się w nich jak szara mysz. Zostawiłam 2 “na wszelki wypadek”, ale nadal w nich nie chodzę… To znak, że muszą one zrobić w mojej szafie miejsce na coś nowego. Podczas takiego przeglądu szafy trzeba też zadać sobie pytanie dlaczego nie nosimy jakiejś konkretnej rzeczy. Czy źle ona na nas leży, czy może czujemy, że to właśnie nie jest nasz styl? Można na tej podstawie wywnioskować jakich rzeczy nie powinniśmy kupować.
Kiedy zrobimy już miejsce w szafie, wypadałoby wybrać się na zakupy. Na ten cel warto zaplanować sobie jakiś większy budżet, chyba że nie macie nic przeciwko second handom to tym bardziej – możecie niskim kosztem wymienić sobie nawet całą szafę ;). U mnie to wygląda tak, że rzeczy klasyczne, eleganckie najczęściej kupuję w zwykłych sklepach. Mówię tu o płaszczach, marynarkach, basicowych koszulkach, wieczorowych sukienkach… Tego typu rzeczy trudno mi znaleźć w dobrej jakości w SH. Pozostałe ubrania kupuję głównie w second handach i jestem tym faktem zachwycona, bo za 100 zł mam całą torebkę ubrań, a nie jeden t-shirt ;). Was również zachęcam do takich polowań, można sobie poeksperymentować nie wydając na to majątku.
Teraz czas na poszukiwanie inspiracji, choć równie dobrze, a może nawet lepiej poszukać ich jeszcze przed zakupami. I tu z pomocą przychodzą oczywiście blogi modowe. I znowu – warto poświęcić jakąś wolną chwilę na przejrzenie “polskich szaf” i znalezienie w sieci blogów dziewczyn, których styl Wam się podoba i które z każdym kolejnym wpisem będą Was inspirować.
Ostatni punkt to już własne eksperymenty. I ten punkt to never-ending-story. Nigdy nie przestawajcie eksperymentować. Jeśli tylko pojawi się jakiś nowy modowy “must-have” i macie wrażenie, że może on Wam pasować – sprawdźcie to, choćby tylko w sklepowej przymierzalni. Nie przejmujcie się opiniami, że np. maxi dress nie nadaje się dla niskich osób, a spodnie rurki są zakazane dla jakiegoś tam rodzaju sylwetki. Czy coś pasuje do Was nie przekonacie się, dopóki tego nie przymierzycie. Chrzanić “zasady”.
Eksperymentować można nie tylko ze strojem. I tu żeby już skończyć z tym wymądrzającym się tonem 😉 powiem na swoim przykładzie.
- całymi latami malowałam oczy bawiąc się w cieniowanie powieki, a ostatnio przerzuciłam się na jeden neutralny kolor + kreska czarnym eyelinerem i w wersji codziennej tak podobam się sobie bardziej
- tak samo zawsze unikałam żywych kolorów (np. turkus, kobalt), ale dałam im szansę jako akcentowi na dolnej powiece i tak sprawdziły się u mnie świetnie
- wierna przedziałkowi po lewej stronie głowy w ogóle nie próbowałam innej opcji, a tym czasem niedawno okazało się, że czasami całkiem fajnie włosy układają mi się z przedziałkiem na środku
- kiedy już poczułam się staro i uznałam, ze dojrzałam do kupienia sobie szminki, od razu zainwestowałam w kolor wpadający w róż, aż pewnego dnia coś mnie tknęło, że może mi być lepiej w odcieniach lekko pomarańczowych… Odważyłam się i… chyba miałam rację.
Ode mnie to by było na tyle, gratuluję tym, którzy dotrwali do tego miejsca i jeszcze raz proszę o podzielenie się w komentarzach swoimi mniej lub bardziej udanymi eksperymentami ze stylem. 🙂