Jednym z założeń mojego bloga jest zachęcanie jego czytelników do poszukiwania i testowania nowych form aktywności fizycznej. Pisałam do tej pory o bieganiu, rolkach, tańcu, kajakach, ćwiczeniach z Mel B i nartach biegowych (ale ten wpis ukryłam, bo w nadchodzącym sezonie przygotuję lepszy ;)). Dziś przyszedł czas na jazdę konną, czyli aktywność, do której sama postanowiłam powrócić po wielu latach. Szczerze mówiąc nie pamiętam ilu, chyba 10 albo i więcej :). Nie byłam wtedy jednak zbyt zaawansowana, mimo że na wakacjach jeździłam codziennie, poprzestałam na kłusie i wyjazdach w teren. Nie odważyłam się zagalopować, co teraz uważam za straszną głupotę. No ale oprócz strachu wpłynęła na to także kontuzja kolana, przez którą zresztą całkowicie przestałam wówczas jeździć.
Przygotuję tutaj dość długi wpis, bo chcę aby był on przydatny dla tych, którzy nigdy nie jeździli. Mam nadzieję, że choć jednej osobie się przyda :).
Korzyści z jazdy konnej
Jazda konna to dla mnie sport wyjątkowy. Niejedna aktywność daje nam możliwość obcowania z naturą, ale w tym wypadku jesteśmy jeszcze bliżej tej natury – współpracujemy ze zwierzęciem. Dla mnie obcowanie ze zwierzętami ma działanie terapeutyczne i niesamowicie mnie relaksuje. Jak tu nie kochać tych cudownych stworzeń?
Muszę oczywiście wspomnieć także o tym, jak jazda konna wpływa na nasze ciało – pobudza mnóstwo mięśni, są one rozciągane i wzmacniane. Najbardziej skorzystają na tym nogi :). Siedząc w siodle pracujemy też nad naszą równowagą i prawidłową sylwetką.
Pierwsza jazda – jak się przygotować
Jedyne co trzeba zrobić przed pierwszą jazdą to odpowiednio się ubrać. Musi to być coś wygodnego i niezbyt dla nas cennego, bo ubrania podczas jazdy konnej się brudzą i niszczą. W sklepach sportowych lub jeździeckich możemy oczywiście zaopatrzyć się w bryczesy, czapsy (takie ochraniacze na łydki) i inny sprzęt, ale tutaj mówimy o osobach początkujących – nikomu nie polecam inwestowania w te rzeczy na samym początku. Teraz wystarczą:
- spodnie długie, najlepiej przylegające do ciała, ale wygodne, bez wyraźnych szwów – dżinsy odpadają, za to dobrze sprawdzą się leginsy
- buty z niezbyt śliską podeszwą, dobrze kiedy mają delikatny obcas. Ja kiedyś jeździłam w jakichś zmaltretowanych adidasach i też było ok 🙂
- góra powinna być w miarę możliwości dopasowana aby instruktor dobrze widział naszą sylwetkę i mógł ją korygować
- konieczny jest toczek/kask – jeśli nie macie swojego (może być taki jak na rower) – trzeba skorzystać z jakiegoś, który jest na wyposażeniu stajni
Jak wygląda pierwsza lekcja
Pierwsza lekcja zawsze odbywa się na lonży. To taka smycz, na której instruktor prowadzi konia dookoła siebie ;). Moja pierwsza lekcja po latach wyglądała trochę inaczej niż taka pierwsza w życiu, ale pamiętam trochę te pierwsze, więc mogę coś niecoś o nich powiedzieć :).
Zaczyna się od oswajania ze zwierzęciem. Kiedy już zostanie (przy nas) osiodłane i przygotowane do jazdy, dowiadujemy się z której strony do konia podchodzić, jak go trzymać itp. Po takim krótkim wstępie wsiadamy na grzbiet i dopasowujemy długość strzemion. To ważna rzecz, jeśli podczas jazdy uznacie, że są za długie/za krótkie śmiało informujcie o tym instruktora :).
I teraz dopiero zaczyna się jazda. Na początku stępem, czyli najwolniejszym chodem konia. Po oswojeniu się z tym krokiem i ruchem zwierzęcia przystępujemy do różnych ćwiczeń. Niektóre są banalne, inne trochę mniej 😉 jeśli mamy jakieś braki w ukształtowaniu jakichś mięśni – szybko to odczujemy. Przykładowe ćwiczenia to dotknięcie ręką do strzemienia, kładzenie się na zadzie, obejmowanie szyi konia… Takie ćwiczenia pomagają wypracować sobie równowagę i złapać więź ze zwierzęciem, poznać jego “mechanizm” działania. Ja trochę żałuję, że teraz tych podstawowych nie robiłam, niektóre są fajne 🙂
Na poniższym zdjęciu ćwiczenie, które pomaga jeźdźcowi nauczyć się prawidłowo siedzieć w siodle. Pokazuje czym najbardziej musimy pracować. Podczas ćwiczenia trzymamy się siodła kolanami, biodra uniesione, ręce rozłożone, wzrok przed siebie (tego na zdjęciu nie widać ;)), innymi słowy – pozycja rodem z Titanica ;).
Kiedy już poćwiczymy w stępie, przystępujemy do kłusu, czyli już nieco szybszego kroku konia.
I tutaj uczymy się anglezowania (odpowiedniego ruchu w siodle, żeby nie podskakiwać na nim bezwładnie), półsiadu i ogólnie przygotowujemy się do galopu. W tym klubie gdzie byłam ostatnio, galopu uczymy się jeszcze podczas zajęć na lonży. Chyba nie wszędzie tak jest, albo 10 lat temu tak nie było, bo ja mimo braku umiejętności galopu wyjeżdżałam nawet w teren. W sumie jak teraz o tym myślę, to jednak było to ryzykownym posunięciem ze strony instruktorów i właścicieli klubu jeździeckiego. W terenie galop może nas spotkać bardzo niespodziewanie i powinno się wiedzieć jak wtedy zareagować.
W stajni, w której ja teraz wróciłam do jazdy zalecają, aby przed rozpoczęciem samodzielnej jazdy w zastępie odbyć ok. 8-10 jazd na lonży. A ja kiedyś dostawałam konia do “samoobsługi” już po jednej lekcji 😉 to chyba zależy od klubu.
Co dalej?
Kiedy nauczymy się podstaw i sterowania koniem, możemy zacząć uczestniczyć w zajęciach grupowych odbywających się już w zastępie (już oczywiście bez lonży). Konie chodzą sobie wtedy po padoku jeden za drugim i np. po kolei każdy wykonuje kłus, galop i różne związane z tym ćwiczenia.
Kolejnym stopniem wtajemniczenia są jazdy w terenie i to jest właśnie to, dla czego warto uczyć się jazdy konnej. I tutaj się trochę porozpływam – dla mnie żaden rower, żadne rolki czy bieganie nie są w stanie dostarczyć takich emocji jak ten sport. To jest najlepsza forma kontaktu z naturą – nie dość, że jesteś w pięknym miejscu, dookoła Ciebie jest natura, to jeszcze jesteś w tak bliskiej relacji ze zwierzęciem. Stanowicie zespół, który musi ze sobą w tych pięknych okolicznościach przyrody współpracować. Przemierzacie łąki, lasy, pokonujecie strumienie, rowy, czasem potykacie się o wystające korzenie… To jest też adrenalina :). Dla mnie coś wspaniałego.
Ile to kosztuje?
Przechodzimy więc do minusów ;)… Jazda konna, mimo że nie wymaga od nas inwestycji w sprzęt, jest niestety dość drogim sportem. Stajnia którą ja wybrałam pewnie nie jest też najtańsza ze względu na swoją lokalizację, ale ogólnie te ceny wszędzie są dość podobne. Poza Warszawą na pewno jest taniej, ale nie sądzę aby były to kolosalne różnice. Pół godziny na lonży to koszt 50 zł. Jazda w zastępie/terenie kosztuje ok. 100 zł/godzinę. Jeśli np. chcemy jeździć co weekend, to daje nam miesięcznie całkiem okrągłą sumkę. Są jednak sposoby, aby nieco zaoszczędzić – można kupić karnet albo nawet współ-dzierżawić konia. Ale to rozwiązanie dla tych jeżdżących częściej.
Jednak jeśli możemy sobie na taki wydatek pozwolić to na pewno warto.
Moje plany
Ja miałam postanowienie noworoczne, że w tym roku odświeżę sobie jazdę konną. Zabrałam się jednak za to zdecydowanie za późno. Dlatego teraz waham się czy kontynuować swoje lekcje na lonży (instruktor uznał, że 10 to dla mnie za dużo, ale 5 by się przydało), czy zostawić je na wiosnę. Skłaniam się ku drugiej opcji – boję się, że teraz w to zainwestuję, a potem będę miała zimową przerwę i wiosną znowu nie będę czuła się pewnie w siodle. Docelowo chcę nauczyć się jeździć i później w sezonie letnim już tak dla przyjemności jeździć sobie raz-dwa razy w miesiącu.