Dzisiaj w cyklu o naturalnym wzmacnianiu odporności chciałabym poruszyć ważny temat, który dla wielu osób jest dość problematyczny. O odpowiednią ilość i jakość snu czasami jest nam trudno zadbać, mimo że jest to podstawa prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu.
A nie wiem, czy spotkaliście się kiedyś z taką sytuacją, że wróciliście do domu na przykład przemarznięci i trzęsąc się z zimna byliście już przekonani, że skończy się to co najmniej przeziębieniem, a następnie położyliście się wyjątkowo wcześnie spać i następnego dnia obudziliście się jak nowo narodzeni…? Mnie zdarzyło się to nie raz.
I podobną sytuację miałam kilka dni temu – spędziłam kilka godzin chodząc po lesie i chociaż wtedy odczuwałam komfort cieplny, po powrocie do domu trzęsłam się z zimna. Już nawet nie chciało mi się czekać, aż przygotuje się dla mnie mikstura imbirowa, nawet o nią nie prosiłam, wypiłam kieliszek rozgrzewającej nalewki porzeczkowej mojej cioci i poszłam spać. Nic mnie nie rozłożyło, ale to oczywiście mógł być fałszywy alarm.
Ale starczy już tych przykładów – przejdę do sedna. Sen ma ogromny wpływ na działanie naszego układu immunologicznego. Aby organizm mógł walczyć z atakującą go infekcją, musi być odpowiednio zregenerowany i w pełni sił. Niestety w tym nie pomogą nam żadne suplementy czy cudowne eliksiry. Nie pomoże nawet wspaniałe działanie czosnku. Nic nie jest w stanie zastąpić tego całkowicie darmowego leku i kosmetyku jakim jest sen.
No tak, ale co zrobić, kiedy codziennie musimy wstać np. o 6 i na to nie można nic poradzić? Od razu nasuwa się odpowiedź, aby wcześniej kłaść się spać, ale istnieje też inna teoria na ten temat i na pewno warto ją na sobie przetestować.
Teoria ta opiera się na tym, że nasz sen składa się z cykli i faz. Podobno najważniejsze jest aby nie przebudzić się w trakcie cyklu, tylko po jego zakończeniu. Cykl trwa średnio ok. 90 minut, dlatego ustawiając budzik należy uwzględnić czas na zasypianie (przeciętny człowiek potrzebuje na to ok. 15 minut), a następnie sen o długości wielokrotności 90minutowego cyklu. Ta długość cyklu może się trochę różnić u każdego, dlatego na początku trzeba poeksperymentować. Podobno kiedy utrafi się w TEN moment, od razu się to odczuje, bo człowiek budzi się wypoczęty i wyspany.
Wydaje się proste 🙂 ja sama nie testowałam tego na sobie – mam to szczęście, że od grubo ponad 2 lat nie korzystam z budzika, bo sama (lub z pomocą psa) budzę się o odpowiedniej porze. Wyjątkiem były np. wyjazdy w delegację, kiedy budzik dzwonił czasem nawet i o 4.30, ale nie miałam wtedy głowy do liczenia cykli ;).
Oczywiście mogłabym tu napisać jeszcze o higienie snu, czyli co robić przed zaśnięciem, a czego nie robić aby ten sen był “pełnowartościowy”, ale jestem pewna, że wiecie takie rzeczy :). O teorii z cyklami snu na pewno też większość z Was wie, dlatego od razu zapytam – próbowałyście, stosujecie? Pomaga?