No dobra, u mnie to był oszukany weekend, bo w środku tygodnia, ale chodzi o sam schemat podróży – przyjazd jednego dnia rano, wyjazd drugiego po południu. Czy 2 dni to wystarczająco dużo czasu aby zobaczyć i poznać Wrocław? Na pewno nie, ale jest to świetny początek i prawdopodobnie szybko będzie się chciało do tego miasta wrócić.
Wrocław przyjął nas ciepło, a nawet gorąco. Z geografii pamiętam, że to najcieplejsze miasto w Polsce i podczas tych dwóch dni przekonałam się, że podręczniki nie kłamią. No ale może zacznijmy od noclegu…
Nocleg
Ten znalazłam przez Booking.com i muszę przyznać, że świetnie trafiłam. Lubię wspierać takie miejsca, więc muszę je tutaj wychwalić :). W pierwszej kolejności na plusa zasługuje lokalizacja – bliziutko rynku, dosłownie 5 minut spacerem, wszędzie blisko. Po drugie – standard, całkiem wysoki jak na hostel, jak dla mnie porównywalny z hotelami 3-gwiazdkowymi w których bywałam w Polsce, od niektórych nawet lepszy. Po trzecie – przestronna, bardzo czysta łazienka. Po czwarte – sympatyczna i pomocna obsługa, dotarliśmy na miejsce kilka godzin przed rozpoczęciem doby hotelowej i chcieliśmy zostawić bagaż, ale jako że pokój był już posprzątany, bez problemu nam go udostępniono. Po piąte – sprawnie działające wi-fi, a z tym w wielu miejscach jest problem. Po szóste – wygodne łóżko, świeżutka pościel, wbrew pozorom to wcale nie takie oczywiste ;). Poza tym oczywiście zawsze mogłoby być lepiej – brakowało mi dużego lustra w pokoju i można się przyczepić do braku miniaturek kosmetyków, ale pamiętajmy, że to tylko hostel. Może za jakiś czas pojawią się kolejne udogodnienia. Ach, chyba zapomniałam o najważniejszym 😀 to miejsce to Five Stars Luxury Hostel.
Nasz plan zwiedzania
… a raczej brak planu zwiedzania. Jako że wyjazd był bardzo krótki i wiedziałam, że na pewno jeszcze kiedyś do Wrocławia wrócę, nie nastawiałam się na jakieś szalone zwiedzanie i skreślanie konkretnych punktów z listy. Pierwszego dnia skoncentrowaliśmy się na rynku i okolicach, zwiedziliśmy też m.in. Ostrów Tumski i Wyspę Słodową.
Było strasznie upalnie, a poza tym mieliśmy za sobą niezbyt przespaną noc, więc po południu odpoczęliśmy trochę w hotelu. Następnie ja udałam się na spotkanie blogerów wrocławskich, na które zaprosiła mnie Kasia i które szczęśliwie było organizowane akurat tego dnia. Miałam wpaść na max godzinkę, a potem wrócić do zwiedzania (w planach był zachód słońca obserwowany z jakiegoś punktu widokowego + nocne zdjęcia miasta), ale nie wyszło ;). Wrocławscy blogerzy okazali się tak gościnni i przyjaźni, że to z częścią z nich spędziliśmy prawie cały wieczór. W międzyczasie rozładowała się bateria w aparacie, więc podczas późnego spaceru skoncentrowaliśmy się już na podziwianiu widoków zamiast na fotografowaniu ich ;).
Następnego dnia po śniadaniu pojechaliśmy pod Halę Stulecia, skąd Pergolą doszliśmy do Ogrodu Japońskiego. Piękne miejsce, niesamowicie klimatyczne.
W okolicy jest też słynne wrocławskie ZOO, więc jak ktoś lubi takie rozrywki to można przy okazji je odwiedzić. My jednak mieliśmy inny plan, pojechaliśmy tramwajem na Ostrów Tumski skąd spacerem przeszliśmy na rynek i do kościoła św. Marii Magdaleny gdzie wdrapaliśmy się na Mostek Pokutnic (zwany też Mostkiem Czarownic), skąd można podziwiać widok na miasto. Nie wiem ile tam było schodów do pokonania, ale miałam po tym niezłe zakwasy :O.
Na koniec pokręciliśmy się jeszcze trochę po rynku, odbywała się tam akurat impreza z okazji Święta Policji. A za mundurem panny sznurem jak wiadomo ;). A tak serio to piękne konie i całkiem spoko orkiestra.
Jest coś jeszcze, czego nie można pominąć pisząc o Wrocławiu. Krasnale! Są urocze, zawsze zazdrościłam ich tym, którzy wrzucali je na Instagramie. Krasnale to jeden z symboli Wrocławia, pokochałam je!
Gdzie zjeść we Wrocławiu?
Tutaj w 100% zdałam się na Wasze rekomendacje (za które bardzo dziękuję!). Jeśli chodzi o obiady to nasze podniebienia podbił Bar Wegański Vega ulokowany na samym rynku. To dwupoziomowa knajpka, na parterze i na piętrze jest inne menu. My postawiliśmy na to dolne, gdzie w godzinach lunchowych można zjeść naprawdę pyszne, świeże zestawy obiadowe. Co więcej – są one bardzo różnorodne, w dodatku oparte wyłącznie na składnikach roślinnych. Vega zrobiła na nas tak pozytywne wrażenie, że następnego dnia w ogóle nie chcieliśmy iść na obiad gdzieś indziej. Co więcej – ja zamówiłam nawet to samo danie, tylko z inną surówką. Uwielbiam samosy, a rzadko mam okazję je jeść. Ogólnie Vega wymiata i mam ochotę znowu lecieć do Wrocławia, aby znowu zjeść tam coś pysznego i w świetnej cenie :).
Następnego dnia śniadanie zjedliśmy w Central Cafe. Zdecydowaliśmy się na to miejsce ze względu na godziny otwarcia… Nie wiem o co chodzi z otwieraniem lokali śniadaniowych o godzinie 10tej :D. Central Cafe jest czynne od 7ej. Ja miałam ochotę na coś słodkiego, więc postawiłam na bajgla z Nutellą, a Wojtek skusił się na zestaw z omletem. Do tego świeżo wyciskany sok i jest energia na dalsze zwiedzanie :).
Jeśli chodzi o lody – próbowałam tych wegańskich w Vedze (są na piętrze), a także Balduno i Polish Lody. Wszystkie spoko, ale najlepsze moim zdaniem były Polish Lody.
Balduno – duże porcje, błędem było kupienie trzech, bo trzecia spłynęła mi po dłoniach zanim do niej doszłam 😉
Vega i wegańskie lody o smaku banana z jarmużem oraz daktyla i kokosu.
Polish Lody – śmietankowe i miętowe.
Fajnym miejscem na wieczorny wypad na piwo podobno jest Spiż, ale nie załapaliśmy się tam na wolny stolik (tym bardziej, że potrzebowaliśmy kilku) i wylądowaliśmy w Bierhalle. To sieciówka więc nie ma co się rozpisywać… Ja akurat za piwem nie przepadam, ale z braku dobrych zamienników po raz pierwszy od bardzo dawna skusiłam się na małe z soczkiem. A do piwka można zamówić np. chleb ze smalcem lub żeberka na pół stołu (na szczęście nie naszego ;)).
Ogólnie muszę przyznać, że wrocławskie ceny w knajpkach i lodziarniach są bardzo przyjazne dla osoby z Warszawy. Bynajmniej nie dlatego, że Warszawiak to śpi na kasie, tylko po prostu jesteśmy przyzwyczajeni do innych cen. U nas za takie naturalne lody płaci się 5 zł za gałkę, a we Wrocławiu najczęściej ok. 3,50 za porcję (całkiem sporą). Jeśli chodzi o inne posiłki to też ceny są odczuwalnie niższe niż w stolicy. Zresztą chyba jak wszędzie, może nie licząc morza i gór podczas sezonu 😉
Podsumowując – Wrocław na weekend (i na dłużej) jak najbardziej polecam, sama chciałabym tam niedługo wrócić :).