To był intensywny tydzień pełen skrajnych emocji. Dużo miałam w planach, ale życie jak zwykle musiało przypomnieć, że to nie ja o wszystkim decyduję. Jako że mam mnóstwo zdjęć, nie będę się rozgadywać we wstępie, przejdźmy do przeglądu dzień po dniu…
Poniedziałek był dniem nagrań kulinarnych. Jestem bardzo zadowolona ze wszystkich przepisów – dwóch moich i dwóch pani Aldony. Już nie mogę się doczekać kiedy je wszystkie zobaczycie. I tu od razu melduję – ze względu na sezonowość niektórych przepisów, robię wyjątek i w tym tygodniu ukaże się kolejny odcinek kulinarny. Zależy mi abyście mieli okazję zrealizować ten przepis korzystając jeszcze ze świeżych produktów sezonowych.
We wtorek rano wraz z przyjaciółką i jej synkiem wyruszyłam do Trójmiasta. Chciałabym pokazać Wam więcej kadrów z tego wyjazdu, dlatego pewnie lada dzień pojawi się dedykowany tej podróży post, a w przeglądzie tygodnia jak zwykle pokażę kilka bardziej prywatnych fotek.
To zdjęcie zrobił mi czterolatek 🙂
Zdjęć mew zrobiłam tak dużo, że muszę jakąś przemycić do przeglądu 😉 zachwycały mnie te ptaszyska.
Uwielbiam molo w Sopocie… Choć oczywiście wolałabym odwiedzać je poza sezonem. Ale pomimo tych wszystkich ludzi ma ono świetny klimat. Bardzo żałuję, że nie udało nam się przespacerować na molo w Orłowie, które też bardzo lubię…
W środę w ciągu dnia leżałam sobie na plaży w Sopocie i czułam się niesamowicie szczęśliwa. Tak naprawdę niewiele mi do tego szczęścia potrzeba… Dobre towarzystwo, świetne samopoczucie fizyczne, słońce, gofry, błękit nieba…
Jakaś Siła Wyższa rządząca tym światem uznała jednak, że zaznałam ostatnio za dużo tego szczęścia i zadecydowała, że musi nastąpić jakaś równowaga w przyrodzie. Tą równowagą miał być dla mnie duży stres związany ze zdrowiem, kiepskie samopoczucie i totalnie wyjęty z życiorysu dzień na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Nie będę się wdawać w szczegóły bo opowiedziałam o nich już w ostatnim vlogu z drogi.
W piątek poczułam się trochę jakbym dostała nowe życie 😀 natychmiast z niego skorzystałam i poszłam po-slow-joggingować. Przekonuję się do tej formy biegania, chociaż wciąż mam spory problem z techniką. Ale uwielbiam w slow joggingu to, że 30 minut treningu kończy mi się akurat kiedy dobiegam do siłowni plenerowej. I co najlepsze – mam jeszcze siłę aby na nią wstąpić!
Po południu udało mi się uporać z zaległościami w pracy po dniu wyjętym z życiorysu i wziąć udział w rewelacyjnych warsztatach kulinarnych w Cook Up Studio. W końcu jakieś warsztaty dla mnie – ich tematyką było robienie letnich, owocowych przetworów, a poprowadził je Paweł Małecki, którego możecie znać z reklam Lidla i książki ze słodkimi przepisami tego mistrza cukiernictwa.
Warsztaty były super, nabrałam ochoty i motywacji do robienia własnych przetworów. Rok temu po raz pierwszy w życiu zrobiłam czekośliwkę i – WOW – coś tam przetrwało do zimy, nic nie spleśniało i było pyszne.
Po intensywnym piątku przyszedł czas na sobotni relaks u babci na wsi. Przy okazji zrealizowałam drugą część akcji pt. odpchlanie i odrobaczanie wiejskich psów. Akurat zostawiłam tam na tydzień mamę, więc mogłam jej powierzyć odrobaczanie psów dzień po dniu. Sierściuchy szczęśliwe, bo nie dość, że dostały po kawałku kiełbasy, to jeszcze przywiozłam im panienkę. Szkoda tylko, że panienka totalnie nie była zainteresowana i natrętni adoratorzy strasznie ją wkurzali ;). Tzn. dla kogo szkoda dla tego szkoda, ja akurat cieszyłam się, że Luna za bardzo nie chce się bratać. Jeden z tych psiaków podobno ma jakąś chorobę skórną, a Luna pod żadnym pozorem nie może teraz chorować, bo jej weterynarz wyjeżdża na Borneo ratować orangutany.
Nieostre zdjęcie, ale to jedyne jakie uchwyciło stosunek Luny do jej kolegów…
Ciekawe jakby to było mieć dwa psy… Albo trzy 😉
Jedno z ostatnich moich zdjęć z aparatem! W sumie to jeszcze nie mam pewności czy zdejmę go w ustalonym terminie, ale jeśli tak to 3, 2, 1…
Na wsi niesamowicie zaskoczył mnie widok licznych drzew połamanych niczym zapałki albo powyrywanych z korzeniami… Spędzałam w tym miejscu wszystkie wakacje przez kilkanaście lat swojego życia i nigdy nie widziałam tam czegoś takiego. Niektórym ludziom porozwalało dachy, nawet nie chcę sobie wyobrażać nawałnicy jaka musiała tam przejść kilka tygodni temu…
Siłą rzeczy podwórko zapełniło się więc zapasami drewna na zimę, a ten widok bardzo kojarzy mi się z nadchodzącą jesienią. Drewno jest takie fotogeniczne, że nie mogę nie zamieścić tu tych niby nic nie wnoszących zdjęć ;).
Niedzielny poranek zaczęłam od świętowania urodzin mojej drugiej połówki. Zainspirowana torcikiem naleśnikowym pani Aldony przygotowałam swoją ekspresową wersję, wyrobiłam się kiedy W. poszedł na spacer z Luną 🙂
Potem chcieliśmy pojechać po miód do Tęczowej Pasieki, którą mogliście poznać w pierwszym odcinku ZdrowoManii. Po drodze jednak zatrzymaliśmy się w Powsinie na festyn dożynkowy… 😀
I tam spotkałam stoisko Tęczowej Pasieki, gdzie mogłam kupić miód do mojej naturalnej mikstury na obniżenie cholesterolu.
To miejsce znam od dawna, ale w pewnym momencie “zamieniliśmy je” na Zawady i przestaliśmy tam jeździć. Ciszyca pod Warszawą (za Konstancinem) to przepiękne miejsce z olbrzymią plażą nad Wisłą. Tak naprawdę te plaże to Wyspy Świderskie, ale latem poziom wody w Wiśle zazwyczaj jest tak niski, że wyspy przestają być wyspami. A pamiętam jeszcze czasy kiedy nie dało się tam wejść suchą stopą i nawet w weekend na parkingu koło wału stało tylko kilka samochodów. Teraz znacznie więcej osób zna to miejsce.
Psy mogą tam wchodzić do wody, nikt nie krzyczy 😉
Dużo się dzieje na tym nadwiślańskim niebie…
Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy konstancińskim wakeboardzie. Brrr, chyba nie dla mnie takie rozrywki 😉
Uff, koniec tych podróży na jakiś czas 🙂
Widać, że tydzień był intensywny i offline, bo nie mam dla Was żadnych linków, a u mnie na blogu ukazały się tylko dwa posty:
Zmiany w moim zdrowym stylu życia oraz przepis na pyszne batoniki kokosowe w ramach najnowszej ZdrowoManii.
Wracam też wreszcie na blogowy kanał na YouTube, póki co z dwoma vlogami z drogi:
Wybaczcie długość tego przeglądu, ale naprawdę – z żadnego zdjęcia nie potrafiłam zrezygnować!
Życzę Wam udanego tygodnia! Mój będzie nieco zapracowany, ale jak widać po powyższych zdjęciach – na brak relaksu nie mogłam ostatnio narzekać, więc spoko ;).