To bez wątpienia był jeden z najbardziej intensywnych tygodni tego roku. 8 dni pełnych nowych wrażeń, ciągłego przemieszczania się i kontaktu z ludźmi. Dla wielu osób to normalka, ale dla introwertyka-domatora to naprawdę duże wyzwanie. Od czasu do czasu jednak takie doświadczenie jest potrzebne i nie żałuję, że się na nie zdecydowałam. Tym bardziej, że to w dużej mierzy dzięki ludziom i temu ciągłemu przemieszczaniu się było naprawdę super! Tylko pod koniec marzyłam już wyłącznie o mojej kanapie, kocyku i Lunie przytulonej do piersi dlatego wczoraj wieczorem, kiedy to marzenie się spełniło, nie miałam już siły i ochoty na nic innego.
Zarówno o Kotlinie Kłodzkiej jak i o Pradze powstanie osobny post, więc dzisiaj pokażę tylko kilka(dziesiąt ;)) urywków z tamtego tygodnia, bez szczegółowego rozpisywania się. Trochę wstyd, że jeszcze nie skończyłam wpisu o Lefkadzie, a tu dwa kolejne posty podróżnicze stoją w kolejce, ale powoli będę to wszystko nadrabiać.
Kotlina Kłodzka przywitała nas mgłą, przez co przy tym pierwszym kontakcie nie mogliśmy podziwiać jej piękna.
W poniedziałek zaczęła się moc atrakcji… Spływ pontonowy, escape room, grobowiec, Mini Euroland… Mnie tego dnia najbardziej podobał się grobowiec, o którym więcej napiszę w poście z atrakcjami.
We wtorek trochę siąpiło, ale co za problem – płaszcz przeciwdeszczowy i do przodu nie mogłam się doczekać tego dnia, bo spędziliśmy go w dużej mierze na łonie natury, a to takie atrakcje kocham najbardziej.
Torfowisko pod Zieleńcem nawet we mgle wyglądało zachwycająco.
Naszym środkiem transportu tego dnia był Dusznicki Express.
W środę cały dzień spędziliśmy w Kopalni Złota w Złotym Stoku. Tam również nie zabrakło przeróżnych atrakcji ;).
Wieczorem udaliśmy się do Schroniska pod Muflonem, gdzie Wojtek i mąż Natalii przy regionalnym piwie wylali swoje żale, jak ciężko być facetem blogerki. Dla mnie już samo dotarcie do schroniska było fajną atrakcją – szliśmy przez totalnie ciemny las, a drogę oświetlały nam jedynie latarki w telefonach i gwiazdy. Nagrodą był piękny widok na oświetlone Duszniki (którego nie uwieczniłam, bo nie wzięłam aparatu).
W czwartek odwiedziliśmy Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju, gdzie m.in. wykonywaliśmy swój papier.
Pomijając zwierzaki – widoki na plantacji aronii były zachwycające.
W drodze powrotnej udało nam się urwać na chwilkę i podjechać do Schroniska pod Muflonem, aby zobaczyć jak wygląda za dnia.
wybór asan jest mocno ograniczony.
A propos gazet – swój debiut zaliczyłam tydzień wcześniej, w nowym Joy’u jestem jedną z bohaterek raportu na temat pracy poza etatem. Artykuł był napisany przez redaktorkę na podstawie przeprowadzonej ze mną rozmowy.
Wracając jednak do wyjazdu – po pożegnaniu z uczestnikami Camp Be OFF i Hotelem Fryderyk wyruszyliśmy z Wojtkiem do Pragi. Już po drodze widoki były zachwycające – zachód słońca, deszcz… Było pięknie.
Wracając z Czech postanowiliśmy skręcić na Zieleniec, aby przekonać się co było widać we wtorek, kiedy mgła przysłoniła nam widok na góry. Niestety sytuacja była niewiele lepsza, więc ostatecznie wylądowaliśmy na śniadaniu i kawie w Dusznikach.
Naszym ostatnim przystankiem był Wrocław, gdzie przyjechaliśmy tylko z myślą o obiedzie w VEGA Barze. Uwielbiamy tamtejszy zestaw z samosami. Za dwa zestawy (jeden z dodatkową samosą) i napój zapłaciliśmy chyba 35 zł. Kocham to miejsce za pyszne jedzenie i bardzo niskie (w porównaniu z Warszawą) ceny.
Do domu wróciliśmy ok. 18tej i jak już wspomniałam na początku – marzyłam już tylko o położeniu się na kanapie i włączeniu sobie czegoś odmóżdżającego. Z psem u boku oczywiście. To była nasza najdłuższa rozłąka z Luną i po tych 8 dniach ona tak przyzwyczaiła się do mojej mamy, że… chciała iść z nią do jej domu! To dla nas najwyraźniejszy sygnał, że czas osiąść w domu na dłużej, w tym roku już nigdzie się nie ruszam ;). Teraz trochę przytłacza mnie ogrom spraw do załatwienia w tym tygodniu, ale dziś jeszcze robię sobie trochę luźniejszy dzień.
W Biedronce buty typu “emu”. Na pewno nie tak ciepłe, ale też zapewne wykonane z materiałów sztucznych, a zatem wegańskie. Ja lubię te “podróbki”, muszę w tym roku kupić nowe, ale w Biedronce pewnie się już na nie nie załapię…
Kalesonki to moje “must have” na jesień. W Lidlu dużo ciepłych kalesonków (czyli legginsów termicznych) do wyboru!
Nie było lekko, ale dzięki przygotowaniu dwóch wpisów na zapas, w tym zabieganym tygodniu udało mi się dodać aż trzy posty:
Jak szukać pracy w dzisiejszym świecie?
A na stronie Wzburzone Wody znajdziecie wywiad ze mną. I muszę to napisać, bo to zabawna sprawa – w poście o szukaniu pracy i w tym wywiadzie wspomniałam o mojej ostatniej etatowej pracy i ex szefie. Nie miałam z nim kontaktu bodajże od maja i odezwał się do mnie w zeszłym tygodniu, choć podobno nie czytał żadnej z tych publikacji. Prawo przyciągania? Być może, bo tak samo w Dusznikach mój Wojtek wspominał coś komuś o swoim koledze, a potem zupełnie przypadkiem spotkaliśmy tego kolegę w Pradze :D.
Z przyczyn oczywistych nie mam dla Was żadnych linków zewnętrznych, ale po takiej ilości zdjęć pewnie i tak nie macie już siły na czytanie udanego tygodnia!