Biorąc pod uwagę fakt, że jestem freelancerem, można się zastanowić czy powinnam doradzać jak szukać pracy, skoro aktualnie mnie to nie dotyczy. Ale tematyka pracy na etacie też nie jest mi obca, bo przecież nie jestem przedsiębiorcą od momentu zakończenia edukacji. Pracowałam na kilku etatach i co więcej – zdarzało mi się występować też w roli osoby odpowiedzialnej za przyjmowanie pracowników. Nawet teraz, kiedy poszukuję podwykonawców do moich projektów, zdarza mi się załamywać tym, jak ludzie nie potrafią zaprezentować się od pozytywnej strony. Bardzo chcę rozwinąć ten temat w jakimś osobnym poście, ale dziś skoncentruję się na czymś innym. Opowiem Wam jak ja szukałam pracy i jakie działania potencjalnych pracowników przekonują mnie jako pracodawcę.
Poruszając temat poszukiwania pracy czy też rozpoczynania własnej działalności, muszę zacząć od rzeczy absolutnie najważniejszej, a jest nią…
Pozytywne nastawienie
Nie jestem optymistką, więc umieszczenie tego punktu na pierwszym miejscu nie jest dla mnie wcale takie oczywiste. Ale moje doświadczenie pokazuje, że to jest bardzo ważne! Na rynku nie ma fajnej pracy dla wiecznych malkontentów i osób niewierzących w siebie. Osobiście jestem zdania, że szukając pracy trzeba być trochę wybrednym, wszak jest to miejsce, w którym spędza się mnóstwo czasu, ale jest różnica pomiędzy szukaniem posady dopasowanej do naszych potrzeb, a negatywnym nastawieniem do szukania pracy ogólnie. A przecież to jest na swój sposób ekscytujące! Zazwyczaj ma to służyć poprawie naszej sytuacji, jest efektem dążenia do czegoś lepszego… Nawet jeśli nie zmieniamy pracy z własnej woli, a zostaliśmy z jakiejś zwolnieni – nowa może przynieść nam coś dobrego. Wiem, co mówię, bo kiedyś straciłam moją naprawdę ukochaną pracę i to był dla mnie koniec świata. O tym jednak opowiem na końcu wpisu, aby prywata nie zdominowała praktycznych wskazówek :).
Postawa proaktywna
W dzisiejszych czasach to bardzo ważne. Internet jest pełen młodych, nastawionych na rozwój i przedsiębiorczych ludzi. Chyba nikogo nie dziwi, że takie osoby na rynku pracy radzą sobie lepiej niż te, które szukania pracy zwyczajnie się boją. To już nie te czasy, kiedy poszukiwanie pracy polegało na przeglądaniu poniedziałkowego dodatku “Praca” do Gazety Wyborczej. Ba, nawet przeglądanie serwisów z ogłoszeniami wydaje się teraz nieco przestarzałe. Więc gdzie szukać pracy i zleceń?
- bardzo polecam śledzenie stron i profili społecznościowych firm, które Was interesują. Niektóre firmy tylko tam ogłaszają start rekrutacji na jakieś stanowisko. I doskonale to rozumiem i popieram, bo takie ogłoszenie trafia do osób faktycznie zainteresowanych, zarówno daną firmą, jak i przedmiotem jej działalności.
- nie krępujcie się również wysyłać CV bezpośrednio do firm, nawet jeśli nie widzicie ich ogłoszeń. Ja tak dostałam propozycję pracy w dużej agencji, kiedy już jako freelancer złożyłam jej swoją ofertę pracy jako podwykonawca. Kiedy pracowałam jako kierownik małej sieci sklepów z bielizną, również otrzymywałam takie CV i jeśli jakieś było interesujące, odzywałam się do tej osoby przy najbliższej rekrutacji. Mało tego – nawet teraz przez bloga zgłaszają się do mnie osoby, które chciałyby coś dla mnie zrobić i zdarzało mi się coś im zlecać.
- o networkingu pisałam kiedyś w odniesieniu do freelancingu, ale można to przełożyć również na poszukiwanie etatu. Absolutnie nie potępiam zatrudniania kogoś “po znajomości”. Niestety, patrząc na to jak wielu niepoważnych kandydatów można spotkać na rynku pracy, uważam, że dla pracodawcy zatrudnienie kogoś z polecenia może być dużą oszczędnością czasu i nerwów.
- pochwalcie się, że szukacie pracy… Powiedzcie o tym znajomym, zamieśćcie informację na swoich profilach społecznościowych, zarówno tych prywatnych jak i biznesowych. Mam wrażenie, że poszukiwanie pracy to w Polsce trochę temat tabu i coś, czego niektórzy się wstydzą. Nie jest fajnie być bezrobotnym, wiem, ale nie przyznając się do swoich poszukiwań możemy stracić szansę na zdobycie czegoś fajnego. Poza tym w poszukiwaniu pracy nie ma nic obciachowego!
- warto zarejestrować się w Urzędzie Pracy, nawet jeśli nie wierzycie, że jest to szansa na faktyczne jej zdobycie. Urząd to nie tylko pośrednik w organizowaniu zatrudnienia, ale też duże wsparcie dla osób otwartych na poszerzanie swoich kwalifikacji. Naprawdę gorąco zachęcam do tego, aby sprawdzić ofertę szkoleń i dofinansowań, jakie oferują urzędy w Waszych miastach. Nie piszę tego dlatego, że tak czytałam, tylko znam osoby, które z tego skorzystały i były bardzo zadowolone :). Pamiętajcie też, że posiadanie statusu osoby bezrobotnej może być Waszym atutem w procesie rekrutacji, ponieważ pracodawcy mogą mieć korzyści z zatrudnienia zarejestrowanej osoby.
P.s. Przechodziłam kiedyś przez proces rejestracji w Urzędzie Pracy i to nie jest takie straszne :).
Podnoszenie kwalifikacji
I skoro już wspomniałam o szkoleniach z UP, to zgrabnie przejdę do tematu podnoszenia swoich kwalifikacji. Szkolenia są rzeczywiście świetną opcją i cennym wpisem w CV, ale to oczywiście nie jedyna szansa na poszerzenie swojej wiedzy na jakiś temat. Inne możliwości to m.in.:
- kursy online – wygodny i niedrogi (a czasami nawet darmowy) sposób na zdobywanie wiedzy i nowych umiejętności, np. obróbki zdjęć czy obsługi jakichś programów. Plusem jest to, że do nauki można usiąść wtedy, kiedy ma się na to czas i ochotę.
- webinaria – to również opcja podobna do szkolenia, ale bez wychodzenia z domu. Dobra dla osób, które nie potrafią się zmusić do samodzielnej nauki… Na webinarium zazwyczaj trzeba się stawić o jakiejś konkretnej porze, co może stanowić dobrą motywację.
- blogi eksperckie – może nie udokumentujecie zdobytej na nich wiedzy, ale możecie nią błysnąć podczas rozmowy rekrutacyjnej
Muszę dodać, że uważam ten punkt za bardzo ważny, ponieważ inwestycja czasu w takie działania na pewno się opłaci. Ja po utracie pracy, o której wspomniałam na początku, zawzięłam się, że chcę się zajmować mediami społecznościowymi. Ten temat w Polsce dopiero raczkował, a ja nie miałam doświadczenia w tej dziedzinie. Umiałam obsługiwać Facebooka, ale to podobnie jak 99,9% ludzi w moim wieku, więc oczywiste było, że potencjalnego pracodawcy tym nie przekonam. Założyłam więc jakiś tematyczny fanpage na Facebooku i sukcesywnie zapełniałam go treścią i… obserwatorami, zdobywanymi w sposób uczciwy oczywiście :). Dopiero kiedy mój fanpage się zapełnił, zaczęłam startować na stanowiska z “social media” w tytule. W tym samym czasie odezwały się do mnie dwie firmy i obie w ramach procesu rekrutacji dawały potencjalnym pracownikom zadania do wykonania. Dzięki pracy nad moim eksperymentalnym fanpagem zadania te były dla mnie bardzo proste i pracę w obu tych miejscach dostałam.
Autoprezentacja
Aktualnie internet daje całe mnóstwo świetnych, darmowych narzędzi, które ułatwiają przygotowanie się do poszukiwania pracy i udziału w procesie rekrutacji. Dużo wskazówek na temat CV znajdziecie tutaj, a tutaj możecie skorzystać z bezpłatnej usługi “Fabryki CV”. Ja w oparciu o moje doświadczenie dodam, że naprawdę warto postawić na CV kreatywne. To oczywiście zależy od branży, ale kiedy startujecie na kreatywne stanowiska, np. do marketingu, ma to spore znaczenie. Moje pierwsze kreatywne CV zrobił mi kolega grafik i to był strzał w 10tkę! Wtedy nie było to jeszcze zbyt popularne, więc moje CV naprawdę się wyróżniało i każdy oceniał je bardzo pozytywnie. Warto jednak pamiętać, że taki dokument nie może stracić na swojej czytelności. Czcionka powinna być wyraźna, a treść nieprzegadana. Pamiętajcie też, aby CV było spersonalizowane. Jeśli nie jesteście zdecydowani na konkretne stanowisko, być może musicie przygotować sobie kilka CV i w każdym z nich podkreślić inne, dostosowane do danego miejsca pracy mocne strony.
Kiedy Wasze CV zrobi robotę i zostaniecie zaproszeni na rozmowę, przemyślcie jak się na niej zaprezentować. Polecam prezentacje dostępne na stronie Zielona Linia, dowiecie się z nich ciekawych rzeczy na temat mowy ciała, poznacie wskazówki dotyczące stroju, negocjacji itp. Jeśli chodzi o dress code, to sama mam co do niego mieszane uczucia, być może to kwestia branży. Na rozmowę do mojej ostatniej etatowej pracy poszłam w… kaloszach. Fakt, że to były eleganckie kalosze 😉 ale wiem, że dla niektórych może to być oburzające. Jednak ja miałam świadomość, że idę w miejsce, w którym panują dość luźne zasady i intuicja podpowiadała mi, że wystrojenie się w szpilki, ołówkową spódnicę i białą koszulę z kołnierzykiem to nie jest to, czego oczekuje ode mnie potencjalny pracodawca. Kiedy wychodziłam z domu lał deszcz, więc miałam na sobie czarne kalosze, t-shirt z nadrukiem, czarną marynarkę i dżinsy. Ta luźna stylizacja nie przeszkodziła mi w zdobyciu tej pracy, ale gdybym przyszła tak ubrana na rozmowę z dyrektorem banku, pewnie wynik tej rozmowy byłby przesądzony już na samym starcie.
Podsumowując…
To teraz czas na obiecaną historię mojej ostatniej zmiany pracy. Tak jak wspomniałam na wstępie – prawie 6 lat temu straciłam moją ukochaną pracę. Taką, do której codziennie rano chodziłam z przyjemnością i w której panowała rodzinna atmosfera. Taką, w której byłam doceniana, pozytywnie motywowana i lubiana… Kiedy usłyszałam o likwidacji mojego działu, rozryczałam się. Autentycznie, usiadłam przy swoim kochanym biureczku i ryczałam, więc oczywiście zostałam wysłana do domu, gdzie cały dzień spędziłam w łóżku dalej wyjąc w poduszkę. Płakałam nie tylko z powodu konieczności odejścia z tamtego miejsca, ale również dlatego, że w tamtym momencie runęły wszystkie moje plany. Byłam akurat na etapie szukania mieszkania do wynajęcia, bo wreszcie mogłam sobie pozwolić na wyprowadzenie się od rodziców. Wierzcie mi, że wtedy trudno mi było spojrzeć w przyszłość z optymizmem. Później jednak życie pokazało, że to było najlepsze co mogło mnie wtedy spotkać, serio. Raz, że straciłam tę pracę akurat w momencie, kiedy moja babcia ciężko zachorowała i potrzebowała mojej uwagi i opieki, a dwa, że dzięki temu zmieniłam pracę na bardziej rozwijającą. Nowa praca była ciekawa, wiele mnie nauczyła i przede wszystkim doprowadziła mnie tu, gdzie teraz jestem, czyli do własnej działalności. A z szefostwem, które wtedy musiało mnie zwolnić, tworzę teraz ZdrowoManię (to pani Aldona, Aleks i jeszcze jeden ex-szef, który póki co nie ujawnił się przed kamerą ;)). Takie oto koło zatoczyła ta historia :).
Ale ale, muszę wspomnieć o czymś jeszcze! Nie bez powodu napisałam Wam, że dobrze jest śledzić strony firm, w których chcielibyście pracować. Ja tak miałam z moją ostatnią etatową pracą… Kiedy trafiłam na fanpage tej firmy, codziennie zaglądałam do ich starych albumów i podziwiałam panującą u nich atmosferę. Chciałam stać się częścią tej społeczności i brać udział w realizowanych przez nich projektach. Jako że byłam wtedy bezrobotna, naprawdę było to moim dużym marzeniem, początkowo trochę nierealnym… Ale udało się, dostałam pracę w tym i jeszcze innym miejscu i postawiłam właśnie na to, które wcześniej tak bezczelnie podglądałam na Facebooku :). I choć ostatecznie wylądowałam “na swoim”, to moje poprzednie etaty wspominam bardzo ciepło. Ukształtowały moje potrzeby, umiejętności… Jestem za to wdzięczna moim byłym pracodawcom.
Trzymam kciuki za Wasze spełnione marzenia i idealne miejsca zatrudnienia. Mam nadzieję, że wykazując postawę proaktywną uda Wam się podbić rynek pracy!
Wpis powstał w ramach współpracy z portalem Zielona Linia, na którym znajdziecie bardzo wiele informacji i cennych wskazówek, jak poruszać się po rynku pracy.