… i introwertyków.
Ośmielę się stwierdzić, że networking, czyli budowanie sieci kontaktów, jest podstawą pracy freelancera i to w każdej lub w prawie każdej branży. Niestety trudno zaprzeczyć faktowi, że najprościej otrzymać zlecenia “po znajomości”. Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie, ja sama szukając podwykonawców najpierw rozglądam się po swoich znajomych albo proszę przyjaciół aby mi kogoś polecili. Współpracując z ludźmi których znam, albo z takimi z polecenia, jestem spokojniejsza o jakość.
Dlatego sama nie mam żalu, że tak ten system funkcjonuje. Z drugiej strony na początku było to moją sporą bolączką. Pracując w domu rzadko poznaję nowych ludzi z mojej branży, a prywatnie też spotykam się głównie z najbliższymi znajomymi. Ogólnie – nawiązywanie nowych kontaktów nie jest moją najmocniejszą stroną, taka moja natura i nie będę się bić w piersi z tego powodu. Nie zmienia to jednak faktu, że na początku swojego freelancingu zmierzyłam się ze sporym problemem – skąd brać zlecenia? Zaczęłam ich szukać na własną rękę, ale jak już kiedyś pisałam – to była demotywująca, syzyfowa praca. Szczerze? Tak całkiem od zera zdobyłam tylko jednego klienta. Tak. JEDNEGO. Reszta przyszła sama. I chyba nadszedł moment kiedy mogę opisać jak ten “oszałamiający” networking wyglądał w moim przypadku.
Zasada nr 1 – nie palić za sobą mostów
Część moich dotychczasowych klientów to po prostu byli pracodawcy i współpracownicy. W swojej karierze zawodowej zawsze trzymałam się jednej głównej zasady – byłam zaangażowana w moją pracę, starałam się wykonywać ją jak najlepiej, to zawsze skutkowało szybkimi awansami. Być może dlatego pozostawiłam po sobie pozytywne wrażenie i moi byli pracodawcy chcą dalej ze mną współpracować.
Zasada nr 2 – opowiadać o tym co się robi przy każdej możliwej okazji
Każdy napotkany na naszej drodze człowiek może mieć znaczenie. Jeśli np. jesteś psiarzem i poznajesz na spacerach nowych ludzi – nie krępuj się i przy okazji jakiejś rozmowy wspomnij czym się zajmujesz. Być może za tydzień ta osoba będzie poszukiwać do pracy kogoś o Twoich kwalifikacjach. Nie wstydźcie się swoich specjalizacji, chwalcie się nią w mediach społecznościowych i podczas poznawania nowych ludzi.
Zasada nr 3 – nie narzekać na pracę
Wyobraźcie sobie, że poszukujecie np. grafika i akurat poznajecie na imprezie u znajomych osobę o takiej specjalizacji. Czar jednak szybko pryska, gdyż ów grafik ciągle narzeka jaki to jest zarobiony, jakich ma beznadziejnych klientów i jak to mu się nie chce użerać z tą upierdliwą robotą. Zaproponujecie mu współpracę? Ja bym tego nie zrobiła. Wydaje mi się, że freelancerzy raczej lubią swoją pracę i rzadko na nią narzekają, ale jeśli ktoś już musi – niech stara się nie robić tego zbyt często i wśród obcych ludzi. To słabe i raczej nie sprzyja zdobywaniu nowych klientów.
Zasada nr 4 – poznawanie nowych ludzi w swoim tempie
Dla odważnych są różnego rodzaju konferencje i spotkania branżowe – świetna okazja do nawiązywania relacji, ale raczej nie sprawdza się to u osób bardziej zamkniętych w sobie. Ja na początku się stresowałam, że coś mnie przez to omija, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie tylko na spotkaniach branżowych mogę poznawać nowych klientów. Tak naprawdę zdarzyło mi się dostać propozycje współpracy też od osób poznanych dzięki blogowi – niby to zupełnie nie związane, a jednak. Tak jak napisałam w punkcie drugim – nawet ktoś poznany na spacerze z psem może zostać Twoim klientem.
Zasada nr 5 – bycie najlepszą reklamą samej siebie
To łączy się z każdą z poprzednich zasad… Pracując z zaangażowaniem, terminowo i najlepiej jak potrafimy sprawiamy, że ludzie postrzegają nas jako profesjonalistów i zwyczajnie polecają nas dalej. Mogą to robić nasi byli lub aktualni klienci, może to robić rodzina lub znajomi. Jeśli w czymś się sprawdzamy – na pewno prędzej czy później ktoś nas komuś poleci. Budowanie swojego profesjonalnego wizerunku to proces długofalowy, ale to zawsze zaprocentuje. Ja zawsze zapamiętuję takich ludzi i bywa że nawet po latach ich komuś polecam albo proponuję udział w moich projektach.
Tak to wyglądało i dalej wygląda u mnie. Sposobów na poszerzanie swoich sieci kontaktów jest bardzo wiele, do różnych konferencji branżowych można tu dopisać korzystanie z biur coworkingowych, gdzie też można poznać ciekawe osoby. Ale wiem, że nie jest to rozwiązanie dla każdego. Ja kiedyś byłam na jakimś spotkaniu mającym na celu m.in. networking, ale nie wyniosłam z niego żadnej cennej znajomości. Gdybym poszła do takiego biura, pewnie też nie nawiązałabym żadnej relacji, bo nie leży to w mojej naturze. Nie uważam jednak aby słowa “networking dla nieśmiałych” brzmiały jak oksymoron – dla każdego jest nadzieja 😉
Ciekawi mnie jak to wyglądało u innych freelancerów – łatwo nawiązujecie kontakty, czy też na początku było Wam ciężko?