Dziś odpowiem na kolejne Wasze pytania w ramach środowego Q&A. W formularzu zadano mi dwa podobne pytania. Jedno od Pauli:
Co robisz kiedy jesteś smutna?
I drugie od Natalii:
Co Ci pomaga, gdy dopada Cię gorszy nastrój?
Postanowiłam odpowiedzieć na nie zbierając w jeden wpis moje sposoby na zły nastrój. Przy czym na wstępie zaznaczam, że chodzi o zwykły zły humor, albo smutek spowodowany mniejszej wagi problemami. Poniższe sposoby mogą nie sprawdzić się w żałobie albo w zderzeniu z innego rodzaju życiową tragedią. W pewnych sytuacjach najlepszym lekarstwem jest upływający czas. A w pewnych konieczna jest pomoc specjalisty. Pamiętajcie o tym, kiedy zły nastrój zaczyna odbierać Wam chęci od życia.
Oglądam smutny film
Zacznijmy od tego, że takie gorsze dni są mi od czasu do czasu potrzebne. Dlatego kiedy mi się przytrafiają, zazwyczaj z nimi nie walczę, a nawet… celebruję je. Mało tego! Czasami jeszcze dodatkowo się dobijam, włączając sobie jakiś dramat (np. oparty na faktach), a to zawsze kończy się tak samo – wylewam morze łez nad losem bohaterów… I przyznaję, że czasami wtedy robi mi się głupio. Użalam się nad sobą z powodu jakichś niewielkich niepowodzeń lub strachu przed czymś, co może się nie wydarzyć… A innym ludziom życie pisze naprawdę tragiczne scenariusze. Zderzenie z prawdziwymi dramatami pomaga nabrać dystansu do rzeczywistości, a płacz ma działanie oczyszczające. Czasami tego po prostu potrzebuję, życie musi się składać z różnych emocji i nie może być cały czas pozytywne i “słodko-pierdzące”.
Praktykuję wdzięczność
Kiedy stan przygnębienia zaczyna się przeciągać, zaczynam przykładać większą wagę do praktykowania wdzięczności. To wymaga przestawienia swojego myślenia na zupełnie inne tory, co na początku nie jest łatwe. Bo jak tu zacząć myśleć pozytywnie, kiedy akurat wydarzyło się w moim życiu coś złego? Ale prawda jest taka, że choć nieszczęścia faktycznie lubią chodzić parami (a nawet stadami), to zawsze jest coś, za co można być wdzięcznym. Każdego zachęcam, aby zorganizować sobie jakiś miesiąc wdzięczności. To pomaga dostrzegać te proste, a zarazem najpiękniejsze rzeczy, które otaczają nas każdego dnia. Pomaga w tym też drugie “ćwiczenie”, które jest ściśle powiązane z praktykowaniem wdzięczności.
Trenuję uważność
Tym drugim “ćwiczeniem” są dla mnie uważne spacery. Zawsze wracam z nich z przekonaniem, że świat jest cudowny, a ja mam olbrzymie szczęście, że mogę doświadczać życia dokładnie w tym okresie i miejscu, w którym się znajduję. Podczas takich spacerów koncentruję się przede wszystkim na przyrodzie. Obserwuję ptaki, owady, psy, podziwiam rośliny. Zachwyca mnie to wszystko. I znowu – w zestawieniu z potęgą natury moje gorsze nastroje zupełnie przestają się liczyć. Czuję się szczęśliwa będąc częścią tej wielkiej całości, jaką jest nasza planeta. Brzmi strasznie górnolotnie, ale tak właśnie jest.
Jem “comfort food”
Czyli najczęściej wpraszam się na obiad lub kolację do mamy i jem rzeczy, których sama nie mam w zwyczaju przygotowywać. “Comfort food” to jedzenie, które miło nam się kojarzy, przywołuje wspomnienia, wyzwala pozytywne uczucia… Naleśniki czy zupa pomidorowa mamy smakują zupełnie inaczej niż te, które sama przygotowuję. M.in. dlatego, że ja wszystko robię w zdrowszej wersji, a ta jak wiadomo smakuje po prostu trochę inaczej. Takim “comfort food” są dla mnie też potrawy, które kojarzą mi się z babcią, np. kopytka z serem, czyli kluski leniwe.
Tańczę
Kiedy włączam moją playlistę do latino, nie ma opcji, abym usiedziała w miejscu. Tańczę więc, a poprawa nastroju przychodzi już z pierwszymi krokami i ruchami bioder. No nie ma, po prostu nie ma drugiej aktywności, która tak by na mnie działała.
Wygaduję się
Mamie, Wojtkowi, przyjaciółce… Wyrzucam z siebie to, co leży mi na sercu i czasami już samo to pomaga, a czasami temat musi zostać przez nas dokładnie przewałkowany. Rzadko jednak sięgam po ten sposób, bo mam skłonności do tłumienia pewnych emocji w sobie i chyba tylko Wojtek na bieżąco jest zorientowany w moim nastroju. Jakby nie było – od kilkunastu lat jest moim najlepszym przyjacielem, przed którym żadna moja emocja się nie ukryje 😉
O tym, że przytulam się do psa już nawet nie wspominam, bo to oczywista oczywistość. Pies towarzyszy mi w każdej z wymienionych wyżej czynności i niewątpliwie też odgrywa wtedy rolę terapeutyczną.
I to wszystko. W przypadku takiego zwykłego spadku formy psychicznej powyższe metody zawsze się u mnie sprawdzają i dzięki nim wychodzę na prostą po max. 3 dniach dołowania się. A jakie są Wasze sposoby na zły nastrój?
Pamiętajcie, że pytanie do środowego Q&A możecie zadać w każdej chwili za pomocą tego formularza: