Pojęcie „slow life” funkcjonuje i cieszy się rosnącą popularnością już od kilku lat, ale wciąż nie wszyscy właściwie interpretują ten zbitek słów. Problem polega na zbyt dosłownym tłumaczeniu słowa „slow”, które w tym kontekście oznacza bardziej „uważne” lub „świadome”, aniżeli „powolne” czy “leniwe”. Polska nazwa „uważne życie” tak do końca się nie przyjęła, dlatego będę ją stosować zamiennie z angielską.
Potrzeba życia w trybie slow była jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałam się odejść z etatu. Wieczny brak czasu na wszystko nie wpływał pozytywnie na moje zdrowie, zarówno to fizyczne, jak i psychiczne. Zaliczam się do grona osób, którym nie pochlebia wieczna „zajętość” i brak czasu na wszystko. Nie jest to dla mnie synonimem życiowego sukcesu, a raczej wręcz przeciwnie. Kiedy sama miewam takie okresy, staram się jak najszybciej wprowadzić program naprawczy, czyli po prostu odpuszczam. Rezygnuję z jakichś mniej ważnych zobowiązań, nie podejmuję się nowych, przekładam mniej istotne terminy. I świat kręci się dalej. Ale dziś opowiem Wam, dlaczego slow life jest dla mnie takie ważne i dlaczego tak bardzo dążę do jego utrzymania.
Uważne życie jest zdrowsze
Po pierwsze to kwestia dbania o zdrowie. Dziwnym trafem zawsze łapię infekcje i przeziębienia po okresach największego zabiegania. Mam niezłą relację ze swoim organizmem i na co dzień świetnie odwdzięcza mi się za to, że o niego dbam. Ale kiedy przez jakiś czas dam mu popalić, natychmiast się na mnie mści. Mówię tu o sytuacji, kiedy na przykład gorzej się odżywiam, bo kiedy żyję w biegu, zwyczajnie nie mam czasu przygotowywać sobie dobrze przemyślanych posiłków. Zjem czasami coś u mamy, albo na mieście i choć nie są to jakieś bardzo niezdrowe rzeczy, to nie są też szczególnie wartościowe. Brak czasu przekłada się też na ograniczoną ilość aktywności fizycznej, a ta ma olbrzymi wpływ na moje samopoczucie. Każde ciało i dusza potrzebują też relaksu, chwili nic nie robienia, wyłączenia mózgu podczas oglądania serialu albo odmóżdżającego reality show… Kiedy na tych trzech płaszczyznach przez dłuższy czas źle się dzieje, mam zagwarantowane złapanie jakiegoś wirusa, przeziębienia, czy np. opryszczki. Nie mówiąc już o pogorszeniu cery, bo ta zawsze reaguje najszybciej.
Slow life to lepsza jakość
Druga kwestia – jak się coś robi w pośpiechu, to się to robi źle. Dla zobrazowania trzy przykłady z mojego ostatniego, zabieganego tygodnia:
- zrobiłam na Facebooku szybką ankietę, aby zrobić rozeznanie odnośnie jednego z moich projektów zawodowych. Chciałam, aby była naprawdę szybka, więc skorzystałam z gotowca, pierwszego znalezionego przez Google… Pech chciał, że ten pierwszy gotowiec w wersji bezpłatnej miał ograniczenia w widoczności wypowiedzi, o czym zorientowałam się już zdecydowanie za późno. Wyobraźcie sobie, że robicie ankietę i nie widzicie 3/4 napływających do niej odpowiedzi! Gdybym miała wtedy więcej czasu, przygotowałabym ankietę w Google, albo lepiej wczytała się w warunki tego gotowca.
- na prośbę męża koleżanki nagrywałam dla niej krótkie życzenia z okazji urodzin. On prosił o nie jakiś tydzień wcześniej, ale kiedy udało mi się w zabieganym tygodniu wygospodarować chwilę na nagranie tego filmiku, nie wpadłam na to, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko dobrze zapamiętałam. Filmik nagrałam, wysłałam i grubo po czasie zorientowałam się, że miał on mieć określony schemat, o którym zapomniałam i zrobiłam to nieco inaczej.
- pamiętacie jak raz w przeglądzie tygodnia pisałam, że zgubiłam gdzieś część zdjęć z danego tygodnia? Nie zgubiłam ich. Zapisałam je na dysk zewnętrznym, w jakimś przedziwnym miejscu. Zrobiłam to tak mechanicznie i na szybko, że zupełnie tego nie zarejestrowałam w pamięci. A później straciłam mnóstwo czasu na ich szukanie…
To niby są duperele, ale kiedy skumuluje się ich więcej, w naszym życiu pojawia się też więcej stresu i negatywnych emocji.
Uważne życie jest spokojniejsze i szczęśliwsze
Trzecia rzecz to samopoczucie psychiczne. Życie w biegu zawsze oznacza niewyrabianie się z czymś, a to rodzi frustrację i uczucie bezradności. A to z kolei generuje stres, który może być kolejną przyczyną obniżonej odporności organizmu i wielu innych problemów zdrowotnych.
Uważność bardzo pomaga w ograniczeniu stresu w życiu. Tak jak z tą wspomnianą wyżej kartą – żyjąc w pośpiechu nie zarejestrowałam w umyśle momentu zapisywania tych zdjęć na dysku zewnętrznym. Tak samo wychodząc z domu nie rejestrowałam momentu zamykania drzwi na klucz i później w drodze czasami dopadała mnie męcząca myśl, że tego nie zrobiłam. Oczywiście, że zrobiłam, bo to czynność wykonywana automatycznie, ale zanim sobie to przetłumaczyłam, nie raz zdarzyło mi się (niepotrzebnie) zestresować.
Wszystkie powyższe sytuacje prowadzą do jednego wniosku – ja nie chcę tak żyć. Nie chcę się stresować duperelami, nie chcę robić rzeczy po łebkach, nie chcę pędzić i nie mieć czasu na zdrowe życie.
Czy slow life jest dobre dla każdego?
Moim zdaniem nie. Tak samo, jak nie dla każdego dobry jest freelancing, posiadanie dzieci, mieszkanie w mieście czy praktykowanie jogi. Ale bezdzietnym przyda się czasami kontakt z cudzymi dziećmi, mieszczuch powinien od czasu do czasu pojechać na wieś, a etatowiec wziąć dzień wolny albo home office. Slow life to filozofia, z której warto czerpać inspiracje, nawet jeśli nie sprawdzi się ona w naszym codziennym życiu. Są osoby, które potrzebują mieć grafik wypełniony po brzegi, aby sprawnie funkcjonować i czuć się szczęśliwym. O ile to faktycznie daje im satysfakcję (a nie oszukują się, że tak jest), to to jest OK i nie zamierzam tu nikogo przekonywać, że spokojne, uważne życie jest jedyną słuszną receptą na szczęście. Dla mnie tak jest, z powodów opisanych wyżej… Ale ja to ja, a Wy to Wy 😉