Jakiś czas temu pisałam Wam o moim stosunku do suplementacji, który ewoluował z biegiem czasu. W dużym skrócie – na początku byłam podatną na reklamy zwolenniczką, potem stałam się zagorzałą przeciwniczką, a teraz jestem gdzieś po środku. Nie chcę powtarzać tego o czym pisałam w tamtym poście, ale ogólnie uważam, że odpowiednio dobrana suplementacja może bardzo wspomóc nasze zdrowie, szczególnie kiedy zmagamy się z jakimiś problemami. Po poznaniu słabych stron swojego organizmu łatwiej jest dobrać suplementację dla siebie.
Jako tło do tego wpisu powinna posłużyć informacja, że moja suplementacja została dobrana pod kątem:
- znikomej ilości mięsa i nabiału w diecie
- PCOS i insulinooporności
- problemów z cerą
- przebytej niedawno kuracji antybiotykami
Dostaję od Was sporo pytań o moją suplementację, dlatego uznałam, że taki post będzie dobrym i wygodnym dla wszystkich rozwiązaniem. Pamiętajcie jednak, że dobór suplementów to bardzo indywidualna sprawa i nie mam na celu doradzania Wam abyście brali to samo. Przedstawiam znane mi fakty i moje odczucia, a Wy zrobicie z tym co uważacie za stosowne.
Kapsułki, które łykam regularnie
Witamina D
Witamina D pełni w organizmie bardzo ważną rolę (m.in. wzmacnia odporność, jest konieczna do prawidłowej pracy tarczycy i układu rozrodczego, zmniejsza ryzyko zmian nowotworowych w błonach śluzowych oraz ryzyko raka piersi i prostaty, zmniejsza ryzyko osteoporozy), a niestety zdecydowana większość naszego społeczeństwa może “pochwalić się” jej niedoborem. Są niestety nikłe szanse, że podczas zimnej połowy roku pod wpływem słońca wytwarzamy właściwą jej ilość. Jeśli latem unikamy słońca i szczelnie smarujemy się kremami z filtrem, również odbieramy sobie szanse na naturalne pokrycie zapotrzebowania na tę witaminę. Polecam mój wywiad z profesor Wawer na ten temat:
Dodatkowo suplementacja witaminy D jest zalecana u kobiet z PCOS i insulinoopornością, jako jeden ze sposobów wspierających organizm w walce z tymi problemami (źródło). Nie mam zamiaru sprzeczać się z badaniami naukowymi i dlatego witaminę D grzecznie suplementuję. Łykam w tym celu witaminę D3 marki Solgar.
Niedawno jednak trafiłam na ten film i zaczęłam zastanawiać się czy spożywam właściwą jej ilość. Nie obejdzie się jednak bez sprawdzenia poziomu tej witaminy w moim organizmie, na co od dawna mam skierowanie i co niestety zaniedbałam. Jeśli z tym skierowaniem nie uda mi się już tego załatwić, sprawdzę poziom witaminy D3 25 (OH) prywatnie.
Witamina B12
To trochę taka “witamina wegan i wegetarian”, ponieważ w naturze najlepszym jej źródłem są produkty pochodzenia zwierzęcego, a jej niedobory mogą doprowadzić do anemii. Jako że moja dieta jest bardzo uboga w mięso i produkty odzwierzęce, sięgnęłam po suplementację. I tutaj również kupuję witaminę B12 marki Solgar.
Probiotyk
Przez długie lata udawało mi się uniknąć terapii antybiotykami, więc o istnieniu probiotyków szczerze mówiąc zapomniałam. Aż do listopada ubiegłego roku, kiedy to zapalenie oskrzeli zmusiło mnie do sięgnięcia po “największe zło farmacji”, czyli antybiotyki. Zdrowy rozsądek podpowiedział mi, że powinnam w tej sytuacji sięgnąć po dobre bakterie w kapsułkach. Co więcej – poszukałam dodatkowych informacji na ten temat i postanowiłam łykać probiotyk regularnie. Nie miałam pojęcia, że po kuracji antybiotykowej organizm odbudowuje florę bakteryjną długimi miesiącami! Dodatkowo spotkałam się też z informacjami (np. tutaj) że probiotyki mogą być pomocne w walce z trądzikiem. Jednak co istotne – za radą Patryka z kanału NetiAneti (który swoją drogą bardzo Wam polecam!) nie zażywam probiotyku codziennie. Bakterie probiotyczne mają zdolność rozmnażania się w jelitach, więc podobno zupełnie nie ma potrzeby aby łykać je tak często (wystarczy co kilka dni jedną kapsułkę na czczo). Jeśli chodzi o mój aktualny probiotyk to posiadam Lacidofil, ale nie wiem czy jest on najlepszy czy zaledwie przeciętny, więc nie sugerujcie się tym.
Inne warte uwagi filmy Patryka o probiotykach: 1 i 2. Lojalnie ostrzegam, że jeśli ktoś głęboko wierzy, że podczas łykania antybiotyków wystarczy popijać sobie kefirki i jeść kapustkę, to może się zdenerwować 😉 dla mnie jednak Patryk jest wiarygodnym źródłem informacji, wystarczy go posłuchać aby przekonać się, że to chodząca encyklopedia :O.
Pukka Glow
Tabletki te polecała na swoim blogu Evelina jako świetny wspomagacz dla problematycznej cery. Dlatego kiedy po pierwszym popigułkowym okresie moja cera zaczęła się psuć, kupiłam pierwsze opakowanie. W ich składzie są praktycznie same ekstrakty roślinne takie jak kurkuma, chlorella, neem (azjatycka roślina o działaniu przeciwzapalnym), pokrzywa, łopian, czy mniszek lekarski. Miały pomagać dość szybko, już podczas pierwszego opakowania. Po ok. 1,5 tygodnia od rozpoczęcia łykania moja cera faktycznie trochę się uspokoiła, ale nie mam pojęcia czy to zasługa tych tabletek. Poprawa ta była bowiem krótkotrwała, od około tygodnia znowu mam jakiś wysyp (a przez cały ten czas je łykałam). Tak naprawdę bardzo trudno mi ocenić działanie takiego suplementu, ponieważ:
- moje hormony jeszcze nie doszły do siebie po odstawieniu wspomagania, potrzebują na to około pół roku czyli jeszcze ze 2 miesiące
- moja cera jest szalona, jej stan zmienia się z każdym kolejnym tygodniem i może to być kwestia podpunktu pierwszego
- oprócz łykania tego suplementu robię też inne rzeczy, np. piję zioła i ogólnie żyję dużo zdrowiej niż w czasach przed diagnozą PCOS, kiedy miałam masakryczny trądzik (dlatego trudno mi będzie ocenić co konkretnie wpłynie na ewentualną poprawę cery)
Wczoraj skończyło mi się pierwsze opakowanie i na razie nie planuję kupić drugiego. Planowałam to zrobić dopóki nie doświadczyłam tego ostatniego pogorszenia cery. Wydaje mi się, że odstawienie tego suplementu to w tej chwili jedyny sposób aby sprawdzić czy on działa i czy jest mi potrzebny. Jest on dość drogi (kosztuje prawie 100 zł/miesiąc), więc nie obraziłabym się, gdyby okazał się zbędny. O wyniku tego eksperymentu poinformuję Was kiedyś przy okazji, pewnie na snapie (nick: lifemanagerka), we vlogu lub/i w przeglądzie tygodnia.
Rozważam też aby zamiast kolejnego opakowania Pukka Glow zacząć łykać cynk, który podobno też dobrze wpływa na cerę.
Suplementy, które czasami dodaję do pożywienia
Do suplementów łykanych w postaci kapsułek dochodzą te spożywane przeze mnie nieregularnie w formie dodatku do pożywienia. Mówię tu np. o chlorelli lub spirulinie, które dodaję do koktajli zwiększając tym samym ich wartość odżywczą. Zarówno chlorella jak i spirulina są bardzo bogate w witaminy i składniki mineralne, a dodatkowo są źródłem białka. Algi te mają też właściwości wspomagające oczyszczanie wątroby.
Spirulina właściwie już mi się skończyła, ale jeśli chodzi o Chlorellę to używam tej marki Purella Food, jest dostępna w Rossmannie. Najbardziej lubię formę sproszkowaną, bo tę mogę bez problemu dodawać do posiłków i mam mniej łykania.
Innym tego typu produktem jest ekstrakt z grejpfruta Citrosept, o którym kiedyś już wspominałam – dodaję go do koktajli i soków, w szczególności kiedy coś próbuje mnie rozłożyć albo już dopadnie. Jest to produkt w 100% naturalny, więc podobnie jak chlorellę – trudno mi nawet traktować to jak typowy suplement. Rzeczy o których piszę w tej kategorii naprawdę bardziej kojarzą mi się z żywnością (w sumie w świetle prawa suplementy to żywność, nie zapominajmy o tym ;)).
I tak słowem podsumowania…
Tak na chwilę obecną wygląda moja suplementacja przy PCOS, insulinooporności i trądziku. Możliwe, że będzie ona jeszcze się zmieniać, a wtedy po jakimś (dłuższym) czasie znowu przygotuję taki post. Jestem też otwarta na sugestie, szczególnie dotyczące suplementacji przy trądziku. Jeśli łykaliście coś, co pomogło Wam na cerę, dajcie proszę znać! O to proszę tak prywatnie, ale z myślą o czytelnikach moja prośba dotyczy też innych schorzeń. Po prostu – jeśli stosujecie jakąś suplementację, która pomaga Wam przy Waszych problemach, podzielcie się w komentarzu swoimi spostrzeżeniami.
Źródłem większości informacji przedstawionych w tym poście jest książka prof. Wawer “Suplementy diety dla Ciebie, czyli jak nie stać się pacjentem”.