Nie przepadam za częstym podróżowaniem nie tylko dlatego, że jestem domatorką. Problemem są również powroty do pracy, które zawsze wiążą się z chwilowym spadkiem motywacji. Przechodzę przez to kolejny miesiąc z rzędu i znowu doszłam do momentu, w którym przez goniące mnie deadline’y muszę wdrożyć wszystkie swoje patenty na to, aby mi się chciało tak jak mi się nie chce. Dziś jednak tylko otrę się o tematykę odzyskiwania motywacji, bardziej chciałabym się skupić na poszukiwaniu źródła problemu z jej brakiem.
1. Nie lubisz tego co robisz
To najbardziej oczywisty powód spadku motywacji. Być może Twoja praca nie sprawia Ci już satysfakcji, być może czujesz się w niej niedoceniany, może to już wypalenie zawodowe. To są poważne powody i tutaj nie pomogą żadne doraźne sposoby. Konieczna może być rozmowa z szefem/klientem, dłuższy urlop, a może nawet zmiana pracy. Aby zdiagnozować ten problem, należałoby wsłuchać się głęboko w swoje potrzeby i odpowiedzieć sobie na kilka pytań:
- kiedy ostatnio poczułam się doceniona za to, co robię?
- kiedy przestało mi się chcieć?
- jakie problemy w mojej pracy najbardziej mi doskwierają?
- czy to co robię jest spójne z moimi wartościami i marzeniami?
- kiedy ostatnio byłam na urlopie?
- czy jest coś, co lubię w swojej pracy?
- co mi najbardziej w niej przeszkadza?
Takich pytań może być wiele, a kiedy przeanalizujemy swoją sytuację, możemy dojść do wniosku, że najwyższy czas na duże zmiany.
Jednak również osoby kochające swoją pracę mogą mieć problem z jakimiś konkretnymi czynnościami. Ja na przykład nie znoszę papierkowej roboty i moment, kiedy muszę zacząć szykować dokumenty dla księgowej, jest jednym z najbardziej znielubionych momentów w miesiącu. Od tego akurat się nie uwolnię, ale inne nielubiane przeze mnie czynności chętnie bym komuś zleciła, więc dojrzewam do zatrudnienia wirtualnej asystentki. Jeśli mamy taką możliwość – nie obawiajmy się delegowania nielubianych zadań.
2. Nie dbasz o siebie
Co do tego jestem przekonana – u mnie zdrowy styl życia przekłada się na większą motywację do pracy. Kiedy przez kilka dni gorzej się odżywiam lub nie jestem aktywna, od razu mam mniej energii. Czasami decydują o tym z pozoru nieważne detale – pijemy za mało wody lub jemy za mało warzyw i owoców. A czasami sprawa jest znacznie poważniejsza – mamy w organizmie jakieś niedobory, które wpływają na to, że brakuje nam sił. Pomóc może nie tylko odpowiednia dieta, ale i włączenie suplementacji, np. witaminy D w okresie jesienno-zimowym, lub witaminy B12, kiedy nasza dieta jest zbliżona do wegańskiej.
To w sumie dość oczywiste, że aby jakaś maszyna dobrze pracowała, musi być odpowiednio naoliwiona i zadbana. Nie możemy o tym zapominać, kiedy tą mającą wykonać jakieś zadanie maszyną, jest nasz własny organizm.
3. Jesteś przemęczona/y
Czasami, kiedy widzę ile czasu niektórzy poświęcają na pracę, autentycznie łapię się za głowę. Przy czym praca to nie tylko obowiązki zawodowe, ale i opieka nad domem, dziećmi czy innymi członkami rodziny. Sama bardzo lubię, kiedy sporo się dzieje, bo wtedy najłatwiej mi zarządzać sobą w czasie, ale wszystko ma swoje granice. Nawet w króliczku napędzanym Duracell w pewnym momencie wyczerpują się baterie 😉 i ja też mogę przez pewien czas biegać jak nakręcona, aż przychodzi dzień, kiedy nie jestem w stanie wstać z łóżka. Naprawdę – fizycznie nie jestem w stanie. I wtedy tego nie robię. Albo inaczej – wstaję z tego łóżka, ale tylko po to aby je zaścielić, przebrać się w dres i z powrotem ułożyć się na kanapie z książką lub laptopem i relaksującymi filmami na YT lub programami w TV.
Odpoczynek i regeneracja to niezwykle ważna część naszego życia, więc naprawdę nie rozumiem, dlaczego niektórzy ją zaniedbują. Piszę o tym głównie dlatego, że chcę Was namówić do wyznaczania pewnych granic. Ustalcie swoje świętości, których nie pozwolicie sobie odebrać. Dla mnie w czasach pracy na etacie taką świętością były weekendy. Zdarzało się, że proszono mnie o pracę przy jakimś odbywającym się w weekend evencie, ale ja od razu zaznaczyłam, że absolutnie nie ma o tym mowy. Inni nie mieli nic przeciwko (lub nie mieli odwagi odmówić), a później chodzili jak zombie, nie mając czasu na regenerację i licytując się kto śpi krócej na dobę lub czyj maraton ciągłej pracy jest dłuższy. Na miejscu pracodawcy nie byłabym zadowolona z takich “zaangażowanych” pracowników, bo to tylko pozorna korzyść. W rzeczywistości taki pracownik szybko zaczyna popełniać błędy, robić wszystko w zwolnionym tempie i prędzej czy później wypali się zawodowo.
4. Nie wiesz w co ręce włożyć
Mój standardowy problem po wyjazdach… Potykam się o nierozpakowaną walizkę, nie mam już gdzie wieszać prania, nagle staję przed koniecznością samodzielnego przygotowywania sobie posiłków (więc niekoniecznie są one super-zdrowe, patrz punkt 2), skrzynka mailowa pęka w szwach, co chwilę ktoś się o coś upomina, na biurku gdzieś w totalnym bałaganie leży awizo, stęskniony pies ciągle chce grać w piłkę albo spać mi na kolanach, nie mam głowy do pisania postów na bloga (więc jak widać – ostatecznie piszę o tym, co najbardziej mnie teraz dotyczy ;)), co chwilę przypominam sobie, że do kogoś muszę napisać lub zadzwonić… Aaaaaaaaaa! W pewnym momencie przelewa się czara goryczy i po prostu idę spać. Tak było wczoraj.
Dzisiaj nadal mi się nic nie chce, ale biorę się w garść. Posprzątałam chociaż na biurku, zrobiłam sobie zdrową sałatkę, wypiłam już 3 szklanki wody, zaczęłam pisać ten wpis, zapisałam i wrzuciłam vloga z wyjazdu… Teraz biorę się za najważniejszą rzecz, czyli za przygotowanie sobie listy wszystkich zadań do wykonania. Dosłownie wszystkich, wpisuję na listę nawet nakarmienie i wyprowadzenie psa, wstawienie prania czy ugotowanie obiadu. Dokładnie analizuję, czy coś mogę przełożyć na jutro lub na poniedziałek, czy z czegoś mogę całkiem zrezygnować, czy o coś mogę poprosić kogoś innego. Wtedy okazuje się, że tych zadań na dzisiaj nie ma wcale aż tak dużo, a skreślanie kolejnych tylko dodatkowo motywuje. Myślę też o nagrodzie, czyli o tym co będę robić wieczorem albo w weekend. A potem już tylko biorę się za pracę i za odhaczanie kolejnych punktów z listy “to do”. Już wiem, że dam radę 🙂
5. Brakuje Ci odpowiedniej nagrody za pracę
To słynne powiedzonko, że pracuje się po to aby żyć, a nie żyje się po to aby pracować… Święta prawda! Pracujemy po to, aby mieć pieniądze, a pieniądze są nam potrzebne do realizacji różnych celów. Nietrudno stracić motywację, kiedy praca nie pomaga nam w ich realizacji. Ale nagrodą za pracę może być też zwykła satysfakcja. Dobrym przykładem jest właśnie blog, który na początku na siebie nie zarabia, a jedyną nagrodą za jego prowadzenie jest odzew czytelników. Dla mnie w tej chwili taką rzeczą jest blogowy kanał na YouTube. Mam motywację do jego prowadzenia, bo cieszą mnie pozytywne komentarze i to, że poprzez realizację swojej pasji mogę szerzyć pewne idee i promować niektóre miejsca.
Warto się zastanowić co jest dla nas nagrodą za wykonywaną pracę. Jeśli mimo starań nie możemy jej znaleźć, a problemy z motywacją utrzymują się od jakiegoś czasu, to może to znak, że czas na zmianę?
Ciekawa jestem, która z tych przyczyn najczęściej Was dotyczy. A może znacie inne, albo jesteście takimi szczęściarzami, że nigdy nie macie problemów z motywacją?