To był jeden z najbardziej relaksujących weekendów tego roku. W zasadzie to chyba najbardziej. Dużo kontaktu z naturą, wizyty w SPA, aktywność fizyczna na świeżym powietrzu… I okolice Podlasia w tle. No ale właśnie, może zacznijmy od tego Podlasia, bo może być ono kwestią sporną. Ja do tej pory byłam przekonana, że Podlasie to po prostu województwo podlaskie i z pewnością wiele osób tak to upraszcza. Jest jednak jeszcze coś takiego, jak Podlasie historyczne, które obejmuje też kawałek województwa mazowieckiego i lubelskiego i w związku z tym w wielu publikacjach ten region również zalicza się do Podlasia. W rzeczywistości jednak trudno wyznaczyć granice Podlasia i ja też nie mam zamiaru się o to spierać. Ten rejon wschodniej Polski jest do siebie tak podobny pod względem geograficznym, przyrodniczym i architektonicznym, że nie sądzę, aby miało to jakieś wielkie znaczenie.
Jeśli macie ochotę, zapraszam na mojego vloga z wyjazdu, w którym zobaczycie, jak spędziłam ten nieco wydłużony weekend. Post jest uzupełnieniem tego filmu, bo nie wszystko udało mi się w nim powiedzieć i pokazać.
Pomysł na weekend? Relaks na Podlasiu!
Nasz wyjazd był nastawiony na relaks. A to oznacza dla mnie zarówno chillout na leżaczku nad wodą, jak i aktywny wypoczynek na świeżym powietrzu. Podczas naszego wyjazdu dużą rolę odegrał hotel, bo na jego terenie znajdowało się wszystko, co było mi w ten weekend potrzebne do szczęścia – staw, plaża, stadnina, restauracja…. Chcę Wam przedstawić to miejsce, ale napiszę też trochę o okolicznych atrakcjach. Również tych, których osobiście nie przetestowałam, bo weekend to za mało, aby skorzystać choć z jednej dziesiątej tego, co oferuje ten piękny region.
Dwór Droblin, czyli hotel, restauracja, SPA i stadnina w jednym
Ja z tych, którzy podczas wyjazdów nie potrafią spędzać całego czasu na terenie hotelu, ale jeśli ktoś nie ma nic przeciwko takim podróżom, to zapewniam, że z Dworu Droblin można nie wychodzić nawet przez kilka dni ;). We wnętrzu hotelu mamy do dyspozycji komfortowe pokoje, restaurację z kuchnią opartą na świeżych, lokalnych produktach, przepiękną oranżerię z widokiem na wodę, bar z telewizorem, miejsce do zabawy dla dzieci… A na terenie całego kompleksu znajduje się m.in.: stadnina, altana kryta strzechą gdzie można zrobić grilla lub uwędzić złowioną wcześniej rybę, staw położony na naturalnych źródłach oraz ulokowane na wodzie SPA z ruską banią, strefą relaksu i szeroką ofertą usług kosmetycznych z wykorzystaniem naturalnych produktów.
Na miejscu można też wypożyczyć quady, rowery, sprzęt do wędkowania czy kijki do nordic walking. Za pośrednictwem hotelu można zorganizować też spływ kajakowy, o którym napiszę niżej.
Przyjeżdżając można zamówić romantyczny wystrój pokoju dla par.
Ja codziennie wstawałam o 7 i jeszcze przed śniadaniem śmigałam na pomost, na pół godzinki jogi z widokiem na wodę. Wspaniale nastrajało mnie to na cały dzień.
Później w ciągu dnia starałam się znaleźć też chwilę na totalny relaks i wyciszenie. W tym czasie czytałam lub po prostu wpatrywałam się w chmury lub wodę. Swoją drogą – w wodzie tej można się kąpać. Dworski staw jest ulokowany na naturalnych źródłach i w związku z tym woda w nim jest czysta i sprzyja pływaniu, nie grozi nam zaplątanie się w glony lub utknięcie w mule ;).
Oboje zaliczyliśmy też dwie wizyty w SPA. Podczas pierwszej mieliśmy robiony peeling cukrowy i masaż. Ja wybrałam masaż gorącymi kamieniami, którego nigdy wcześniej nie próbowałam. Masażystka najpierw przy użyciu gorących kamieni masuje nasze ciało, a potem układa kamienie w jakimś miejscu i przechodzi do masażu kolejnej partii ciała. Całość jest bardzo relaksująca, a masaż sam w sobie jest bardzo delikatny i nie ma w nim mowy o bólu. Wojtek natomiast postawił na coś mocniejszego, czyli masaż klasyczny, którego celem jest m.in. rozluźnienie pospinanych mięśni. To był jego pierwszy w życiu masaż, po którym stwierdził, że chce więcej :D. Muszę namówić go jeszcze na masaż tajski 😉 choć teraz to już chyba nie będę musiała namawiać… Podczas drugiej wizyty w SPA skorzystaliśmy z ruskiej bani, czyli sauny zbudowanej z drewnianych bali. Mamy w niej do dyspozycji też witki brzozowe, którymi oklepujemy się podczas seansu. Fajne doświadczenie, polecam :). No i jak się okazuje – kocham saunę bez względu na porę roku ;).
Kolejną atrakcją Dworu Droblin, z której zdecydowałam się skorzystać, była jazda konna. Sport ten nie jest mi obcy, ale aktualnie wracam do niego po prawie 20 latach, więc niewiele potrafię. Ta jedna lekcja w Droblinie bardzo dużo mi dała, bo pani instruktorka wyłapała mój podstawowy błąd w dosiadzie i po wzięciu konia na lonżę, podsunęła mi ćwiczenia, które pomogły mi popracować nad techniką. Osoby zaawansowane w Droblinie mogą wyjechać w teren (czego, bardzo, ale to BARDZO im zazdroszczę ;)).
W ramach “pamiątki” z wyjazdu, w Dworze Droblin można kupić miód z dworskiej pasieki, lub domowe przetwory z lokalnych produktów.
Dwór Droblin to tak naprawdę kompleks hotelowy, w którego skład wchodzi Dwór**** oraz Hotel przy dworze (pokazuję go we vlogu). Jeśli kogoś interesuje przyjazd z psem, to dwór nie daje takiej możliwości, ale już ten sąsiadujący z nim hotel tak :).
Co robić na Podlasiu i w okolicach?
Przede wszystkim korzystać z natury! To piękne rejony do spacerowania, jazdy na rowerze, czy właśnie jazdy konnej. Powietrze jest tutaj bardzo czyste i zachęca do długich spacerów, podczas których można słuchać śpiewu ptaków, podziwiać sielskie widoki i zwiedzać okoliczne wioski.
Spływ kajakowy
Miłośnicy aktywnego wypoczynku na łonie natury koniecznie powinni rozważyć spływ kajakowy Bugiem. My płynęliśmy z Gnojna do Serpelic i trasa na tym odcinku jest bardzo spokojna. Rzeka jest szeroka, nie ma więc żadnych przeniosek, powalonych drzew, od czasu do czasu (głównie po lewej stronie) można natrafić na mieliznę. Po drodze (tuż za Gnojnem) warto zatrzymać się przy skarpie stanowiącej punkt widokowy. Trzeba się na nią wdrapać dość stromym podejściem, ale widok jest wart każdego wysiłku.
Sam spływ gwarantuje bliski kontakt z naturą. Na rzece można spotkać wiele gatunków ptaków, a także swobodnie wypasające się zwierzęta hodowlane. Dla mnie to był zdecydowanie najpiękniejszy moment podczas całego spływu.
Spływ kończy się w Serpelicach, niewielkiej wsi będąc jednocześnie nadbużańskim ośrodkiem turystycznym 😉 są tam wypożyczalnie łódek, kajaków, jest fajna plaża… No i jeszcze a propos kajaków – zaskoczeniem dla mnie okazał się fakt, że są one tam chyba dość mało popularne. Nie widziałam żadnego samochodu z kajakową przyczepką, podczas gdy na Mazurach w okolicy Krutyni, czy nawet u nas nad Świdrem jest tego sporo… Pan od naszych kajaków wiózł je normalnie na dachu. Na rzece nie spotkaliśmy żadnych innych kajakarzy (tylko z punktu widokowego widzieliśmy dwa kajaki). Również na brzegach rzeki prawie w ogóle nie spotykaliśmy po drodze ludzi. Dla mnie to był szok. Pozytywny oczywiście ;).
Jeszcze a propos Gnojna – ciekawostką jest, że to rodzinne okolice Wacława Kowalskiego, czyli aktora grającego Pawlaka w “Samych Swoich”. Podobno to tam aktor przygotowywał się do swojej roli. To nie jedyne powiązanie Gnojna ze światem filmowym – kręcono tam też film “Nad Niemnem” i “Diabły, diabły”. A jeśli chodzi o nazwę wsi, to pan od kajaków pół żartem pół serio powiedział, że wzięła się ona stąd, że w okolicy obowiązuje swobodny wypas krów. Zwierzęta są tam samoobsługowe, pasą się tam, gdzie mają ochotę i wszyscy muszą to uszanować ;). Ogólnie wieś ta wygląda trochę tak, jakby czas się tam zatrzymał, więc warto tam zajechać.
Festiwal LandArt
Czy w środku tych wiejskich krajobrazów jest miejsce dla sztuki? Okazuje się, że tak. W miejscowości Bubel Granna trwa właśnie 8 Festiwal Landart. Nam niestety nie wystarczyło czasu, aby podjechać tam i zobaczyć instalacje, ale jeśli będziecie w okolicy – gorąco polecam to sprawdzić. To już kolejna edycja festiwalu, poprzednie odbywały się m.in. we wsi Stary Bubel i nadal można podziwiać ich efekty. Wszystkie szczegóły znajdziecie na stronie festiwalu.
Uroczysko Zaborek
Warto odwiedzić to miejsce przede wszystkim ze względu na pyszną, regionalną kuchnię i fenomenalne parowańce. Ale babka ziemniaczana też rozpieściła nasze kubki smakowe, w życiu nie jadłam lepszej! Przy okazji można przespacerować się po rozległym terenie uroczyska i zobaczyć m.in. plebanię z 1880 roku.
Janów Podlaski
Tego miejsca zapewne nie trzeba nikomu przedstawiać, ponieważ słynie z najstarszej państwowej stadniny koni arabskich. Miejsce to można zwiedzić z przewodnikiem. Myślę, że to atrakcja głównie dla “koniarzy” 😉
Biała Podlaska
To niewielkie miasto, ale miłośnicy zabytków znajdą tu coś dla siebie. Miejscem wartym odwiedzenia jest zespół pałacowo-parkowy Radziwiłłów. Na terenie pałacu mieści się też Muzeum Południowego Podlasia. Na pewno warto przespacerować się też po głównym deptaku i Placu Wolności. Znajdują się tam m.in. kamienice z przełomu XIX i XX wieku.
Kościoły i cmentarze
Jeśli lubicie zwiedzanie kościołów i cmentarzy, to mam wrażenie, że w tych okolicach znajdziecie mnóstwo miejsc wartych uwagi. Przykłady:
- Bazylika Św. Piotra i Pawła w Leśnej Podlaskiej
- Kościół Św. Anny w Białej Podlaskiej
- Kościół Narodzenia NMP w Białej Podlaskiej
- Nowy i stary cmentarz żydowski w Białej Podlaskiej
- Cerkiew Św. Cyryla i Metodego w Białej Podlaskiej
Rekomendacje Czytelników
Zapytałam Was na Instagramie, co polecilibyście odwiedzić w tej okolicy i postanowiłam dorzucić Wasze rekomendacje do tego wpisu:
- cerkiew w Jabłecznej nad samym Bugiem
- szlak rowerowy Green Velo Czeremcha – Sławatycze
- Szwajcaria Podlaska
- jednodniowa wycieczka do Brześcia (można wykupić w lokalnych biurach podróży w Białej Podlaskiej, trzeba tylko liczyć się z kolejkami na granicy)
- Cerkiew w Kostomłotach
Przyznam, że jestem coraz bardziej przekonana, aby w podróżach po Polsce częściej stawiać na wschód. Rok temu pokazywałam Wam Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie, które również możecie odwiedzić (choć na jeden dzień) przy okazji pobytu na południowym Podlasiu.
Wschód Polski ma mi jeszcze wiele do zaoferowania… Na pewno wrócę tam nie raz, a teraz dziękuję Dworowi Droblin za zaproszenie mnie w swoje piękne okolice i gościnność 🙂 to był wspaniały weekend!