Dzisiaj w ramach “poniedziałku freelancera” postanowiłam podzielić się z Wami moimi zasadami, którymi kieruję się w pracy i które w jakiś sposób dbają o moje interesy i ułatwiają mi podejmowanie decyzji. Uważam, że każdy powinien mieć taki swój prywatny kodeks, a niektóre z moich punktów są tak uniwersalne, że poleciłabym wdrożenie ich w życie każdemu freelancerowi (szczególnie ten ostatni).
Zasada nr 1 – niski próg tolerancji dla opóźnień w płatnościach
Jeśli zdarza się to przy stałym zleceniu, przerywam pracę w momencie wystawienia FV za kolejny miesiąc. Przykładowo FV za marzec wystawiam ostatniego marca i jeśli w tym momencie nie mam jeszcze opłaconej FV za luty, informuję klienta o wstrzymaniu prac do momentu otrzymania płatności. Zazwyczaj to pomagało, czasami też klient odpowiadał, że zapłaci FV w ciągu kilku dni. I to jest ok, wtedy nie robię cyrków z przerwami w pracy. Ale jeśli klient milczy, ja nie mam innego wyjścia, nie mogę sobie pozwolić na pracę za darmo. Niestety w ten sposób zakończyła się jedna długoterminowa współpraca, ale wolę brak takiego zlecenia niż pracę za darmo lub ciągłe upominanie się o swoje. Trudniej jest nad tym zapanować przy zleceniach jednorazowych. Na to jeszcze nie znalazłam sposobu, bo na szczęście nikt nie zaszedł mi za skórę w tej kwestii ;).
Zasada nr 2 – pieniądze na podatki nie są moimi pieniędzmi
Dotyczy to w szczególności VATu. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy ubolewają nad koniecznością oddawania urzędowi VATu. Ja nie traktuję VATu jak moich własnych pieniędzy, w ogóle nie dopuszczam ich “do obrotu”. Zaraz po otrzymaniu przelewów od klientów przerzucam VAT na inne konto i tam czeka on sobie na kwartalne rozliczenie. Gorzej jest z dochodowym, ale ten też co miesiąc od razu przelewam na drugie konto i zapominam o istnieniu tych pieniędzy.
Zasada nr 3 – mocno przesiewam zlecenia
Podkreślałam to już wielokrotnie, ale nie mogę tutaj nie wspomnieć o tej zasadzie… Doświadczyłam już wypalenia zawodowego z powodu źle dobranych zleceń, bardzo trudnego klienta czy ogólnego braku satysfakcji z pracy nad jakimś projektem. Dlatego teraz wolę zarobić mniej, ale muszę lubić swoją pracę. Dokładnie to samo dotyczy współprac blogowych – jeśli do jakiejś propozycji nie jestem przekonana i nie jest ona spójna z moją wizją bloga i tym co chcę tutaj promować, nie przyjmuję jej bez względu na oferowane mi korzyści.
Ale jednocześnie…
Zasada nr 4 – jestem otwarta na różne zlecenia
Nie zamykam się w sztywnych ramach swojej specjalizacji. Zdarzało mi się pisać teksty na zlecenie lub robić zdjęcia (a nie jestem ani copywriterem ani fotografem) i poradziłam sobie z tym bez większego problemu. Szczerze mówiąc mogłabym nawet wyprowadzać psy na spacer, to musiałaby być bardzo przyjemna praca ;). Z tego powodu mam problem ze stworzeniem swojej firmowej strony internetowej… Nie mam jej do dziś, bo nie wiem jak ująć na niej cały zakres mojej działalności.
Zasada nr 5 – unikam współpracy ze znajomymi (na linii klient-usługodawca)
Ta zasada jest trudna w realizacji, bo zlecenia najłatwiej zdobywa się właśnie po znajomości. Tak samo najprościej wśród znajomych poszukać podwykonawców. Ja doświadczyłam zarówno sytuacji kiedy ktoś znajomy był po stronie mojego klienta jak i takiej, kiedy to ja byłam czyimś zleceniodawcą. Obie te opcje zupełnie się nie sprawdziły. Ogólnie temat ten jest trudny, ale radzę się dobrze zastanowić i dokładnie przeanalizować sytuację zanim zdecydujecie się na tego typu współpracę z kimś znajomym.
Zasada nr 6 – nie palę za sobą mostów
Nawet kiedy ktoś mnie wkurzy, do samego końca staram się być profesjonalna. Być może teraz rozstaję się z jakąś firmą z powodu braku płatności, ale pracująca tam pani Zosia kiedyś może pracować w innej firmie i wolałabym aby zapamiętała mnie pozytywnie. Jakby nie było nadal współpracuję z dwoma moimi ex etatowymi pracodawcami, którzy wrócili do mnie “po latach”. Uważam, że każdą relację warto do samego końca traktować profesjonalnie.
Zasada nr 7 – deadline jest święty
Choć bardzo często zdarza mi się pracować nad jakimś projektem na ostatnią chwilę, zadeklarowany klientowi deadline jest dla mnie świętością. Nie pamiętam czy kiedyś jakiś poważny deadline przekroczyłam, ale jeśli tak, to na pewno miałam ku temu ważny powód i nie zagrażało to projektowi. O tej zasadzie trzeba pamiętać już przy ustalaniu tego terminu z klientem. Zdarzało mi się, że nie dostałam jakiegoś zlecenia, bo deklarowałam zbyt późny termin wykonania, ale przecież nie będę obiecywać czegoś dla mnie nierealnego. Niby to jest oczywiste, a jednak współpracowałam już z tak wieloma podwykonawcami i wierzcie mi – w 90% przypadków były z tym problemy. Nieterminowi freelancerzy to jakaś plaga!
Freelancerzy, a jak wygląda Wasz kodeks?