Po raz kolejny spróbuję zmierzyć się z recenzją, chociaż pisanie ich zdecydowanie nie jest moją najmocniejszą stroną… 😉
Beatę Sadowską pamiętam jeszcze z czasów, kiedy była prezenterką muzycznej telewizji. Wzbudzała wtedy sympatię swoją “normalnością”, wydawała się być taką zwyczajną dziewczyną z sąsiedztwa. Dlatego do jej dzieła pt. “I jak tu nie biegać” byłam bardzo pozytywnie nastawiona, chociaż też obawiałam się czy autorka nie zmęczy mnie – czytelnika amatora – swoją wielką fascynacją bieganiem. Pomyślałam, że może książka została napisana wyłącznie pod wpływem potreningowych endorfin i jest przez to trochę oderwana od rzeczywistości… Czy faktycznie tak jest?
Na szczęście nie. Autorka porusza bardzo różne aspekty biegania – zarówno te pozytywne jak i negatywne. W rozdziałach poradnikowych, pisanych na zasadzie wywiadu z trenerem, nie brakuje wskazówek dla biegaczy o różnych stopniach zaawansowania. Dowiemy się z nich m.in. co jeść przed treningiem, jak zacząć przygodę z bieganiem, a także na jakie kontuzje uważać i jak przygotować się do maratonu. Pozostałe rozdziały to już różnego rodzaju przemyślenia i doświadczenia autorki napisane bardzo przyjemnym w odbiorze, luźnym stylem. Tę książkę czyta się jak bloga :). Teksty poprzeplatane są prywatnymi zdjęciami autorki i jej przyjaciół, a nawet zrzutami ekranu na których widnieją jakieś facebookowe dyskusje na fanpage’u Beaty. Na prawie 300 stronach przeczytamy m.in.:
- o tym, czym się różni bieganie kobiece od męskiego,
- o emocjach towarzyszącym biegom grupowym
- o kibicowaniu
- o bieganiu z psem i z dzieckiem (również w brzuchu ;))
- o bieganiu w różnych ciekawych miejscach za granicą (pustynia, indyjskie ulice itp.)
- o motywacji i nagradzaniu siebie za treningi
- o problemach z motywacją i lenistwie
- i o wieeelu innych rzeczach
Gdybym miała podsumować tę książkę jednym zdaniem, powiedziałabym, że to lektura o bieganiu napisana przez osobę z bardzo zdrowym podejściem. Beata rozumie, że czasami się nie chce. Rozumie, że nie dla każdego ten sport musi stać się miłością życia. Nie zachęca do bicia rekordów za wszelką cenę, koncentruje się na przyjemności z tej aktywności. I ta przyjemność bije z tej książki na kilometr. Albo nawet na 42 km i 195 metrów 😉
Polecam tę książkę zarówno osobom biegającym jak i tym, u których dopiero kiełkuje myśl aby spróbować. Mnie zainspirowała ona do kolejnych wpisów “Z pamiętnika początkującego biegacza” 🙂 i jest dla mnie dodatkową motywacją do biegania.
Dajcie znać, czy podobała Wam się ta lektura albo czy zamierzacie ją przeczytać. Ja za książkę, która stała się dla mnie źródłem inspiracji, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu 🙂