Czasami rozmawiając z kimś o bieganiu słyszę od tej osoby: “mnie żadna siła nie zmusi do biegania, nie znoszę tego”. Co ciekawe – mówią to najczęściej osoby, które tak naprawdę nigdy nie biegały 🙂
Przeciętny człowiek, który w dorosłym życiu nie spróbował biegania jako celowej aktywności fizycznej, kojarzy tę czynność z podbieganiem na przystanek aby zdążyć na autobus, albo ewentualnie ze szkolnymi lekcjami W-F i bieganiem dookoła boiska.
Ja doskonale rozumiem to negatywne skojarzenie, bo jeszcze rok temu dokładnie tak samo myślałam. Postanowiłam jednak dać tej aktywności szansę i… Cóż. Nie rozstąpiło się niebo, nie zalał mnie żaden oślepiający blask i nie krzyknęłam “TAK! TAK, TO JEST TO, KOCHAM BIEGAĆ!”. Ale przestałam też myśleć o bieganiu jako o czymś nieprzyjemnym. Więc jak to jest – czy da się polubić bieganie, nawet będąc do tej czynności bardzo negatywnie nastawionym?
Jak zacząć czyli daj bieganiu szansę
Podbiegając do autobusu raczej nie mamy na sobie sportowego stroju i odpowiednich butów. W dodatku – jeśli mamy nie najlepszą kondycję – po tych kilkunastu sekundach “sprintu” czujemy się jakbyśmy mieli za chwilę wypluć płuca. Nic przyjemnego, wiem, nie raz tego doświadczyłam. I tu chyba kryje się odpowiedź na pytanie dlaczego wygodniej było mi mówić “nie lubię biegać” niż się z tym bieganiem zmierzyć. Znając możliwości mojego organizmu czułam, że nie będę w stanie przebiec nawet minuty! Wstydziłam się tego i nie chciałam aby moje przypuszczenia zamieniły się w fakt. Błąd!
Rozwiązanie? Trzeba próbować. To żaden obciach, że na początku trudno przebiec nawet minutę. Ale spoko, z każdym treningiem będzie lepiej i Twój organizm jeszcze Cię pozytywnie zaskoczy. A każdy sukces to motywacja do dalszych starań.
Dobre przygotowanie
Z lekcji W-F pamiętam, że nie znosiłam biegać, bo bolały mnie po tym stopy. Nic dziwnego – po szkole chodziło się w trampkach i w tym samym obuwiu szło się też na salę gimnastyczną czy na szkolne boisko. A buty mają ogromny wpływ na komfort biegania. Akurat to jest sport, który nie wymaga wielkich inwestycji, ale jeśli chodzi o buty – trzeba traktować je jak klucz do sukcesu.
Warto kupić buty, które są specjalnie przeznaczone do biegania. Czasami w sklepach typu Lidl można znaleźć takie w całkiem korzystnej cenie (ok. 70 zł). Nie wiem czy są coś warte, ale myślę, że na początek kiedy więcej się maszeruje niż biega, takie buty będą ok. Po tym czasie każdy powinien już wiedzieć czy będzie kontynuować treningi czy nie. Jeśli tak – można zainwestować w lepsze buty. Jeśli nie – żadna strata, te nadadzą się np. na spacery.
Cała ta otoczka…
Mnie do biegania bardzo zachęca to, że to jest taka chwila tylko dla mnie. Włączam sobie muzykę, nie odbieram w tym czasie telefonu, koncentruję się wyłącznie na tym, co jest “tu i teraz”.
Czasami kiedy nawet nie chce mi się wyjść z domu w celach treningowych, myślę sobie o tych pobocznych plusach tej aktywności. I zwyczajnie nabieram na to ochoty :). Grunt to wypracować sobie swój rytuał. Może będzie nim już samo zakładanie sportowego stroju w którym wygląda się fajnie? Może to ten jedyny moment w ciągu dnia, kiedy można głośno posłuchać ulubionej muzyki? A może to chwila, w której przestaje się myśleć o dręczących człowieka problemach, bo jedynym jaki jest w tej chwili ważny to ten, że zaczyna brakować tchu ;).
Podsumowując…
Niedługo minie rok od kiedy przemogłam się i postanowiłam pójść na jogging 🙂 czy po tym czasie mogę powiedzieć, że lubię bieganie? Cóż, miłością tego nazwać nie mogę, ale sympatią już jak najbardziej. A na pewno nie mogę już mówić o niechęci, jaka towarzyszyła mi jeszcze rok temu. Dziś wiem, że podstawą jest danie sobie szansy i odpowiednie przygotowanie. Nie możemy mówić, że czegoś nie lubimy, jeśli nawet tego nie próbowaliśmy.
To jak, kto tej wiosny spróbuje pokonać niechęć i pójdzie na jogging? 🙂
P.s. Na blogu jest nowa czcionka, prawdopodobnie rozwiąże ona problem z ładowaniem tekstu na Chrome. Ale ja nie mogę się do niej przekonać, czy Waszym zdaniem nie jest za duża?