To pierwsza książka z przepisami, którą przeczytałam od deski do deski. Tego samego dnia, kiedy trafiła w moje ręce. Od kiedy zmieniłam swój sposób odżywiania, uwielbiam czytać o jedzeniu. Lubię, kiedy ktoś opowiada o nim z pasją. A jeśli w dodatku ma do tego podobne podejście jak ja (chce jeść lekko, zdrowo, w miarę możliwości roślinnie i przede wszystkim bez ortoreksji), to już jest idealnie. I taka właśnie jest książka “I jak tu nie jeść!” Beaty Sadowskiej. Autorka ma swoje zasady żywieniowe (z mięs je tylko ryby, nie pije krowiego mleka), ale nie narzuca ich swoim odbiorcom. W książce znajdziemy nawet kilka przepisów na domowe słodkości – w zdrowszej wersji, ale nie z jakichś eko-produktów, które znaleźć można tylko w sklepie ze zdrową żywnością. Krótko mówiąc – zawarte w niej treści i przepisy są skierowane do bardzo szerokiej grupy docelowej, nie do jakichś eko-freaków itp.
W książce znajdziemy też wypowiedzi profesor Hanny Kunachowicz – specjalisty ds. żywienia. To od niej dowiemy się czy cynamon jest w 100% zdrowy, jakie właściwości ma kurkuma, awokado czy popularna ostatnimi czasy quinoa lub szałwia hiszpańska. Przyznam, że choć interesuję się takimi rzeczami na co dzień, kilka informacji mnie zaskoczyło. Najbardziej zapadło mi w pamięć zdanie o urozmaiconej diecie. Pani profesor twierdzi, że jeśli zjadamy codziennie co najmniej 15 różnych produktów, prawdopodobnie dostarczamy organizmowi tyle składników odżywczych, że naszą dietę możemy uznać za zdrową.
Książka ma bardzo przyjemną dla oka oprawę graficzną – zdjęcia są estetyczne, ale jednocześnie bardzo naturalne, nie są przesadnie wystylizowane. Te wystylizowane jak np. w książce ze słodkościami Lidla też lubię, ale tutaj akurat bardziej pasuje taki domowy klimat. Oprócz zdjęć na stronach książki znajdziemy też dużo radosnych kolorów i rysunki. To wszystko sprawia, że naprawdę przyjemnie się po tę książkę sięga.
Przepisy podzielone są na rozdziały, m.in. z jedzeniem dla dziecka, koktajlami, pastami, zupami, słodyczami czy napojami. Okładka głosi, że wewnątrz są 63 przepisy, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest ich więcej. Może dlatego, że każdy przepis jest niczym inspiracja i można z nim eksperymentować na kilka sposobów. Do tego zachęca też autorka – jej podejście do gotowania jest wyluzowane, sama przyznaje, że ciężko jej było włożyć niektóre przepisy w jakieś jednostki miary, bo w swoim gotowaniu posługuje się miarą “na oko”. Ja też coraz częściej tak mam i doskonale to rozumiem. Kulinarni matematycy czy też aptekarze niech jednak się nie martwią – przepisy w książce zawierają proporcje, przynajmniej te najważniejsze :).
Jeśli chodzi o przepisy testowane przeze mnie to póki co zrealizowałam 3. Babkę ziemniaczaną – bardzo smaczna, ale dla 2 osób nie do przejedzenia… Zupę z cukinii, którą prezentowałam Wam już w poście o ekspresowych obiadach…. Oraz krem z awokado, banana i sezamu. Łączyłam awokado z bananem już na kilka sposobów, najczęściej z kakao, ale nigdy nie wpadłam na to, aby dodać do tego genialnego połączenia sezam – czy to w postaci ziaren czy pasty tahini. A to bardzo dobre!
Książka ma 287 stron, zawiera 63 przepisy, kosztuje 39,90 zł, została wydana przez Wydawnictwo Otwarte (któremu dziękuję za przesłanie mi 1 egzemplarza). Polecam ją nie tylko jako książkę kucharską z przepisami, ale przede wszystkim jako źródło inspiracji, informacji o niektórych produktach a także jako bardzo przyjemną, lekką lekturę.