Miałam spory dylemat od czego zacząć moje wspomnienia z podróży do Cinque Terre, ale ostatecznie zdecydowałam się na przybliżenie Wam Monterosso Al Mare. To jedno z tych (dwóch) miasteczek, o których niektórzy mówią, że jak się nie ma zbyt wiele czasu, to można je sobie odpuścić… Czy się z tym zgadzam?
W Monterosso natychmiast po wyjściu z pociągu zderzamy się z klimatem nadmorskiego kurortu. Plaża, promenada, palmy, piękna roślinność… Wakacyjny nastrój mamy jak w banku :).
Po wyjściu ze stacji kolejowej mamy do wyboru czy skierować się w lewą czy w prawą stronę. Jeśli pójdziemy w prawą, dojdziemy do nowszej, turystycznie zagospodarowanej części miasta. Znajdziemy tam plac zabaw, boisko do siatkówki plażowej i inne tego typu udogodnienia. W tej części miasta mamy też do dyspozycji największą część plaży… W sezonie tylko jej kawałek jest dostępny dla turystów jednodniowych, pozostałe części są wydzielone, zastawione leżakami i płatne. Trudno mi w tej chwili powiedzieć jak duża część jest dostępna dla wszystkich, bo sezon jeszcze nie rozpoczął się na dobre. W każdym razie w drugiej połowie maja prawie cała plaża była wolna od leżaków i osób pobierających opłaty.
Spacer promenadą to świetna okazja aby wstąpić na lody…
A potem dochodzimy do krótkiego tunelu, który prowadzi nas na starą część miasta. Prawie nie mam z niej zdjęć, chyba zniechęciła mnie spora ilość ludzi… Warto jednak wspomnieć, że Monterosso Al Mare – podobnie jak Vernazza – zostało dość mocno zniszczone podczas błotnej powodzi w 2011 roku. Więcej o tym tragicznym wydarzeniu opowiem w kolejnym poście.
Dość szybko ewakuowaliśmy się na przynależącą do tej części miasta plażę.
Skąd wyruszyliśmy na Lazurową Ścieżkę w kierunku Vernazzy:
A z niej już od samego początku można podziwiać wspaniałe widoki…
Z każdym kolejnym metrem perspektywa się zmienia i możemy podziwiać Monterosso Al Mare w całej okazałości…
Trasa (dla przeciętnego spacerowicza) nie należy do najprostszych, często jest wąsko i stromo, sama nie wiem czy gorsze jest wchodzenie czy schodzenie 🙂 jedno jest pewne – wygodne buty to podstawa! Zalecane są nawet trekkingowe, ale sportowe też dadzą radę.
Widoki rekompensują wszystko.
A w pewnym momencie wyłania nam się już Vernazza 🙂 o niej będzie mowa w kolejnej części relacji z Cinque Terre 🙂
Do Monterosso wróciliśmy jeszcze późniejszym popołudniem, aby zderzyć się z meduzą (Wojtek) i odpocząć na plaży (ja). Słońce jednak bardzo szybko zaszło za wzgórzem, a my pojechaliśmy podziwiać jego zachód z innego miasteczka.
Więcej widoków z Monterosso i relację z całego tego dnia możecie zobaczyć w tym vlogu:
A dodatkowo polecam post z informacjami praktycznymi na temat Cinque Terre – jak dojechać, gdzie nocować, ile to kosztuje itd.
Odpowiadając na pytanie z pierwszego akapitu… Jeśli pominiecie Monterosso, ominą Was wszystkie zaprezentowane wyżej widoki. Sami oceńcie czy warto je zobaczyć, czy można sobie odpuścić :).
Gdyby mnie pod groźbą tortur ktoś zmusił do wybrania najmniej atrakcyjnego miasteczka spośród “5 ziem”, wskazałabym właśnie Monterosso Al Mare. Urzekły mnie widoki, plaża i turkusowa woda, ale miasteczko samo w sobie było najmniej klimatyczne i najbardziej zaludnione. Absolutnie nie żałuję jednak ani jednej spędzonej w nim chwili.