Od poprzedniego wpisu z tej serii minęło sporo czasu, ale mam coś na swoje usprawiedliwienie. W międzyczasie miałam eksperymentalną, około 1,5 miesięczną przerwę od jogi i ćwiczyłam ją wtedy rzadko i w bardzo łagodnej formie, nie uczyłam się żadnych nowych asan i nie robiłam postępów. Miesiąc temu wróciłam do niemal codziennej praktyki i znowu czuję się spełniona ;). Jednak okazuje się, że praktyka w szkole ma też jakiś minus… Na zajęciach, na które chodzę, raczej nie uczymy się trudniejszych asan, a jak jeżdżę do studia jogi codziennie, to nie ćwiczę już samodzielnie. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że przestałam doskonalić stanie na głowie i kiedy chciałam do tego wrócić okazało się, że muszę się go uczyć od nowa! I właśnie z tego powodu stania na głowie nie ma w tym zestawieniu. Ostatnio mam z nim problemy i choć byłam już o jeden maleńki kroczek od wykonywania tej asany samodzielnie w dowolnym miejscu bez podparcia, tak mam wrażenie, że zrobiłam jakiś straszny krok w tył. Cóż, bywa.
Założeniem tego cyklu jest pokazywanie Wam tylko tych asan, w których faktycznie jestem w stanie wytrwać co najmniej kilka głębokich oddechów. Nie robię ich tylko na sekundę do zdjęcia, żeby była jasność. Uważam jednak, że każda z tych pozycji zasługuje na ulepszenie i nad tym będę oczywiście pracować.
Zacznijmy od tego, co było dla mnie największym wyzwaniem. Przynajmniej od kiedy spróbowałam to zrobić po raz pierwszy. Na zdjęciach ta asana nie robiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, nawet wydawało mi się, że szybko ją opanuję… Ale szybko zmieniłam zdanie ;). W nauczeniu się pozycji kruka/żurawia pomogły mi dwie rzeczy. Po pierwsze ten filmik Ani (pozycja kruka jest mniej więcej w połowie), a po drugie wskazówka jakiejś joginki (nie pamiętam niestety czyja), aby zaczynać od stania na kostkach. Kiedy odrywające się od podłoża stopy miały pokonać mniejszą odległość, było mi prościej utrzymać równowagę. Potem spróbowałam bez kostek i voila! Dodam, że kiedy zawzięłam się na bakasanę i zaczęłam podchodzić do niej codziennie, nauczyłam się jej w kilka dni.
Pamiętacie jak w poprzednim zestawieniu wyglądała moja chaturanga dandasana? Aktualnie pozycja kija nie sprawia mi już problemu 🙂 jakie było moje zdziwienie, gdy kiedyś podczas powitania słońca spróbowałam zejść w ten sposób i tak po prostu mi się udało…
Kolejna pozycja, która przy pierwszym podejściu była dla mnie totalnie nieosiągalna, to tancerz. Pamiętam, że trafiłam na niego w jednym z filmów Agaty i trochę się wtedy załamałam 😀 Nie byłam w stanie ani odpowiednio się ustawić, ani utrzymać równowagi. Ale w jodze (prawie) wszystko jest kwestią czasu…
Zaczęłam też robić nieśmiałe podejścia do wojownika III. Wcześniej chyba nawet nie próbowałam, bo wydawał mi się zbyt trudny. Nadal muszę w nim pracować nad biodrami, ale jest już nieźle…
Moje wyzwanie na kolejne dni i tygodnie to pozycja półksiężyca. Na zdjęciu wydaje się bardzo prosta, ale każda próba otwarcia klatki piersiowej i spojrzenia na rękę w górze kończy się utratą równowagi. Strasznie trudne!
Nie robię postępów w wygięciach do tyłu. I co więcej – na chwilę obecną jakoś za nimi nie przepadam. W poprzednim zestawieniu pokazywałam wielbłąda, ale przestałam go robić, bo przez chwilę miałam problem z odcinkiem lędźwiowym i chciałam się zregenerować. Nadal nie odważyłam się zrobić mostka podczas zajęć w szkole jogi, robię go tylko podczas samodzielnej praktyki i zupełnie nie potrafię uzasadnić czemu.
Ale czy robienie postępów w jodze to tylko praca nad tymi bardziej fotogenicznymi asanami? Nie, nie chcę aby to sprawiało takie wrażenie, dlatego pokażę Wam też najprostsze pozycje, z którymi ja cały czas mam spory problem. Nadal bardzo trudne są dla mnie wszelkiego rodzaju skłony z bioder, szczególnie do prostych nóg. Postępy w tej kwestii robię baaaaardzo powoli, ale postanowiłam to również pokazywać w tym cyklu (aby mieć porównanie).
Jest i on, pies z głową w dół. Pięty powoli schodzą w dół, nogi się prostują… W poprzednim zestawieniu wyglądało to nieco gorzej 😉
Powoli przymierzam się też do pozycji lotosu, robiąc na razie półlotos na obie strony (z jedną idzie mi lepiej, z drugą gorzej). Pozycję lotosu jestem w stanie wykonać, ale nie jest ona dla mnie komfortowa, więc to jeszcze nie jest ten moment.
I na koniec… Wierzcie mi, to nie była prosta sesja, bynajmniej nie z powodu trudności z wykonywaniem asan 😉
Ale Luna momentami uświadamiała sobie po co tam jesteśmy i też wcielała się w rolę modelki.
A jak Wam idzie, czym Wasze ciało ostatnio Was zaskoczyło?