Lada dzień stukną dwa lata, od kiedy założyłam własną działalność. Niniejszym kończy się taryfa ulgowa, wkraczam na duży ZUS… Na początku wydawało się, że te dwa lata to bardzo dużo czasu, ale nie da się ukryć, że to strasznie szybko zlatuje. Ostatni rok był dla mojej działalności bardzo ważny… A może nie tyle dla mojej działalności, co dla mnie osobiście. Uwierzyłam w siebie, chyba wreszcie poczułam się pewniej i wyrobiłam w sobie przekonanie, że dam sobie radę w każdej sytuacji, nawet kiedy stracę największego klienta… I szybko przyszły okoliczności sprawdzające to w praktyce ;). No ale do rzeczy… Czego nauczyło mnie prowadzenie własnej firmy?
Zarządzania finansami
Nie, żebym miała z tym jakieś problemy, bo zawsze byłam bardzo oszczędną osobą i miałam wielki szacunek do każdej zarobionej złotówki… Ale przy prowadzeniu własnej działalności to zarządzanie finansami wchodzi na wyższy poziom. A to przede wszystkim dlatego, że zatrudniam podwykonawców i zarabiane przeze mnie pieniądze nie są tylko dla mnie. Bywa, że klient opóźnia się z płatnością, a ja muszę już zapłacić podwykonawcy i wtedy sama muszę wyłożyć te pieniądze. Problematyczne są też współprace z długim terminem płatności, kiedy trafi się taka na przełomie kwartałów, muszę “założyć” za nią podatek VAT i dochodowy, a to czasami też czterocyfrowe kwoty. Prowadzenie działalności to ciągłe analizowanie – co można wrzucić w koszty, co się opłaca, co nie… W jakim miesiącu lepiej coś kupić itd. To wszystko trzeba połączyć z myśleniem o prywatnym budżecie – kiedy jest dobry moment na wakacje, na większe wydatki? Myślę, że już nieźle ten temat ogarniam.
Większego zrozumienia dla cen produktów
To akurat lekcja wyciągnięta z wprowadzenia własnego produktu. Wcześniej, kiedy byłam na zakupach, nigdy nie myślałam, że za ceną jakiegoś produktu kryje się jeszcze Vat i podatek dochodowy. Dlatego planując cenę swojego produktu, początkowo też o tym nie pomyślałam :D. Kiedy uświadomiłam sobie, że od ceny muszę odliczyć 23 i 19%, to mina mi zrzedła. Dlatego teraz patrząc na produkty innych blogerów czy kogokolwiek innego, widzę co się za tym kryje, to nie jest dla mnie nadmuchana do zbyt dużego rozmiaru liczba.
Tworzenia własnych produktów
Dziennik obserwacji organizmu był efektem ubocznym mojego eksperymentu na swoim organizmie :). Po prostu testowałam go na sobie i postanowiłam zebrać to wszystko w jakąś skondensowaną formę i puścić dalej w świat. Przy tej okazji tak dużo się nauczyłam i przyniosło mi to tak dużo satysfakcji, że rozbudził się mój apetyt na kolejne własne produkty. Nie miałam na to za bardzo pomysłu, ale w końcu przyszedł on do mnie sam, w mailach od Was. Wczoraj wzięłam się za robotę i jestem niezwykle podekscytowana na samą myśl o czekającej mnie dalszej pracy.
Dobierania ludzi do współpracy
Zaliczyłam kilka wpadek. Właśnie rozstałam się z ostatnią z nich. W międzyczasie zmarnowałam mnóstwo czasu na poprawianie po kimś, bezsensowne dyskusje, weryfikowanie informacji, które z racji czyjejś specjalizacji powinnam brać w ciemno. Mądrzejsza o to doświadczenie nie będę już kierować się sentymentami, będę też pracować nad moją asertywnością. Chcę współpracować z ludźmi, którzy pracują z pasją i zaangażowaniem.
Przeliczania czasu na pieniądze
Kiedyś powiedzonko “czas to pieniądz” było dla mnie… No właśnie, tylko powiedzonkiem. Dopiero niedawno dotarło do mnie, jak bardzo jest ono prawdziwe. Jestem w stanie spieniężyć czas, który czasami poświęcam na głupoty. Tak generalnie wyznaję zasadę, że “the time you enjoy wasting is not wasted time”, ale kiedy już pomyślę np. o staniu w korku lub bezsensownym łażeniu po sklepach… To zdecydowanie wolę poświęcić ten czas na coś, co przełoży się na zysk. I ogólnie nie da się ukryć, że przy własnej działalności to przełożenie czas = pieniądz jest bardzo łatwo zauważalne. Jeśli ktoś go nie widzi (i np. pracuje coraz więcej, a jego zyski się nie zwiększają), to znaczy, że coś robi nie tak.
Pewności siebie
O tym wspomniałam już na początku. Z jednej strony nie robię nic nadzwyczajnego. Nie tworzę fizycznych produktów (to dla mnie wielkie coś, szacun dla każdego, kto się tego podejmuje), nie prowadzę jakiejś dużej firmy, nie obracam wielkimi pieniędzmi, nie mam własnego biura. Z drugiej strony jednak nie każdy potrafi sam zorganizować sobie pracę i jeszcze przy okazji stworzyć ją dla innych. Robię co lubię, wychodzę na tym całkiem dobrze, mam czas dla siebie, dla bliskich, mogę realizować swoje pasje i tworzyć bloga i dwa kanały na YouTube. Dałam sobie radę z tym wszystkim, to i z “ZUSem dla dorosłych” sobie poradzę :).
Odpuszczania
Ale o tym był ostatnio cały post.
A żeby nie było tak kolorowo… Przez cały ten czas (3,5 roku freelancingu, 2 lata prowadzenia działalności) nadal nie nauczyłam się dobrej organizacji pracy i formalności. Mam pod tym względem lepsze i gorsze dni… I nadal zdarza mi się w roztrzepaniu nie zapłacić rachunków, czy zapomnieć o jakimś terminie. Dobra organizacja jest chyba sprzeczna z moją naturą. Druga sprawa, to że nie czuję, abym rozwijała się na miarę moich możliwości. Cały czas mam świadomość, że mogę robić (i co za tym idzie zarabiać) więcej. Ale nie czuję się “bizneswoman” i to nie jest moim celem. Wybrałam taką drogę, aby mieć czas na życie i dlatego nie powiem Wam, że prowadzenie własnej działalności to ciężka praca od rana do nocy, bo w moim przypadku absolutnie tak nie jest.