Bardzo lubię posty z serii “tu i teraz” (przypomnę, że w polskiej blogosferze zapoczątkowała ją Kasia), ale od jakiegoś czasu przyjemnie pisze mi się je wyłącznie na wyjazdach. Kiedy jestem w Warszawie, moje “tu i teraz” ciągle wygląda tak samo, ciągle za to samo jestem wdzięczna, z tego samego się cieszę… Postanowiłam więc przerobić tę serię na podróżniczą. Będę zatrzymywać w niej emocje towarzyszące mi podczas wyjazdów. Zmieniam więc część haseł, bo chcę aby były bardziej dopasowane do okoliczności.
Jestem w….
Norwegii, po raz kolejny na zaproszenie Olgi z bloga Make Happy Day <3 tym razem poznaję ten kraj w wiosennej, a właściwie letniej odsłonie 🙂
Dlatego, że…
Olga jakoś tydzień temu rzuciła hasło, żeby przyjeżdżać, bo teraz jest najlepszy czas na wizytę w jej okolicach. I miała rację! Prognozy pogody były optymistyczne, więc sprawdziłam ceny na Wizzair i spontanicznie kupiłam bilety.
Chciałabym…
Częściej pozwalać sobie na taką spontaniczność! Każda moja podróż jest zawsze 15 razy przemyślana. Czy w tym terminie nie mam żadnych zobowiązań, czy ma kto się zająć Luną, czy akurat nie dzieje się nic ciekawego w Warszawie, czy mam na to budżet, czy nie jest zbyt blisko innego wyjazdu… Tym razem “analiza” trwała jakieś 3 minuty. Dopiero później uświadomiłam sobie, że ominie mnie długi weekend w Warszawie (uwielbiam długie weekendy w stolicy, bo W-wa wtedy robi się jeszcze przyjaźniejsza) i że po powrocie z Norwegii będę miała tylko 3 dni na ogarnięcie miliona spraw, bo w piątek zaczynam kolejny wydłużony weekend. No ale co z tego? Myślę, że to, czego tu doświadczam jest cenniejsze, od tego, co mnie ominęło.
Jestem wdzięczna za…
… to, że mogę sobie na taką spontaniczność pozwolić. I za to, że spotkałam na swojej drodze takich ludzi jak Olga i Rafał. Wydaje mi się, że nadajemy na tych samych falach i że te kilka dni razem to dla nas wszystkich przyjemność. Jestem też wdzięczna za to, że udaje mi się spełniać moje marzenia. Piękne widoki na fiordy, kąpiel w norweskim morzu… Piękna jest Norwegia w tej letniej odsłonie!
Zaskoczyło mnie…
… że może być tutaj tak gorąco! I nie chodzi nawet o sam fakt występowania lata, no bo nie przesadzajmy, to nie biegun północny ;). Ale dla mnie w Polsce temperatura ok. 25 stopni to taki komfort cieplny i wcale nie chowam się wtedy przed słońcem. Tutaj przy 25 stopniach czułam się, jakby było 40, serio 😀 a ja nie wzięłam ze sobą nic na głowę. No i tak na logikę – jak u nas ten około-południowy czas, kiedy trzeba unikać słońca, trwa tylko kilka godzin, tak tutaj przez prawie cały dzień słońce jest bardzo wysoko. Ciemno (i to nie tak w 100%) robi się dopiero po północy, więc generalnie jest tu niezła patelnia :).
Oczarowała mnie…
… norweska natura. Totalnie! Już zimą zauroczył mnie ten kraj i wiele rzeczy mnie wtedy tutaj zaskoczyło, a teraz koncentruję się na poznawaniu go lepiej. Olga i Rafał oczywiście niesamowicie mi to ułatwiają, bo wczoraj na przykład zabrali mnie nad fiordy. Faktem jest, że w Norwegii roi się od fiordów, ale nie w każdym miejscu przypominają one te znane nam z pocztówek. Strome skały wpadające wprost do przejrzystej wody… Wczoraj właśnie takie oblicze norweskich fiordów poznałam i m.in. to one powodują, że mam ochotę do tego kraju wracać.
Czuję się…
… podróżniczo spełniona! Miałam wszystko podczas tego wyjazdu. Spacery, pikniki, kąpiele, piękne widoki, dobre jedzenie, świetne towarzystwo… Nie mogło być lepiej.
Cieszę się…
… że dziś już wracam, bo bardzo lubię powroty do domu.
Tęsknię za…
… chyba nie muszę pisać? 😉
Czytam…
“Szkołę na wzgórzu”, którą niedawno na Instagramie poleciła Gosia. Bardzo wciągająca książka, już się nie mogę doczekać dzisiejszego lotu, kiedy będę miała 2 godziny na czytanie :).