To trochę takie grzechy młodości… Choć nie tylko, bo niektóre z nich popełniałam jeszcze całkiem niedawno. Czas na mały rachunek sumienia, a raczej spowiedź 😉
Zła dieta
Zastanawiałam się, czy pisać tu o takich oczywistych rzeczach, jak błędy dietetyczne czy brak ruchu… Ale w sumie – czy to naprawdę takie oczywiste? Czy każdy musi wiedzieć, że kiedyś moja dieta wyglądała zupełnie inaczej? Była niesamowicie monotonna. Najczęściej spożywane przeze mnie kanapki, to te z serem żółtym i ketchupem, stałym składnikiem obiadów były ziemniaki, a ulubioną przekąską chipsy, zjadane w naprawdę ogromnych ilościach. Nie czytałam składów, jadłam mięso (dziś już wiem, że zdecydowanie mi nie służyło)… Oj, długo mogłabym rozwijać ten punkt, bo moja dieta była kiedyś po prostu fatalna.
Brak ruchu
Kiedyś miałam złe podejście do aktywności fizycznej. Traktowałam sport jako przykry obowiązek, a nie przyjemność. Dużo więcej na ten temat pisałam w tym poście:
Brak nitkowania zębów
Po tych ponad 30 latach śmiało mogę powiedzieć, że mam dość słabe i podatne na próchnicę zęby. Nie jestem jednak bez winy, bo kiedyś nie przykładałam należytej wagi do dbania o nie i nie dość, że były wykrzywione, to jeszcze nie stosowałam nici dentystycznych. Dziś nie wyobrażam sobie bez nich higieny jamy ustnej. To niesamowite, jak wiele resztek pokarmów zostaje w przestrzeniach międzyzębowych. Cały czas przymierzam się też do zakupu irygatora, to podobno świetny wynalazek.
Branie antybiotyków na cerę
Pół roku łykania tetracykliny? Normalka. Przeszłam to nie raz, bo dermatolodzy chętnie chwytali się tej ostatniej deski ratunku, aby móc pochwalić się efektami na mojej skórze. To nic, że po odstawieniu antybiotyków problem wracał ze zdwojoną siłą… Nikogo nie obchodził mój układ pokarmowy i rozwalona flora bakteryjna. Źle dobrane leczenie trądziku narobiło w moim organizmie sporo szkód.
Życie w ciągłym stresie
Jestem bardzo mało odporna na stres, to akurat nie zmieniło się do dziś. Ale mam wrażenie, że kiedyś żyłam w permanentnym stresie i wyniszczałam swój organizm przez jakieś totalne głupoty. Nie mówię tylko o stresie w szkole czy w pracy. Chodzi mi raczej o to, że potrafiłam na przykład przez kilka dni przeżywać jakąś ryskę na karoserii kilkunastoletniego auta. Niedawno Wojtek odkrył, że ktoś zarysował mi mój ukochany, dość nowy samochód, a ja powiedziałam tylko “no trudno”. Długo pracowałam na takie podejście, a tych zmarnowanych na przejmowanie się głupotami lat już nikt mi nie zwróci. Ale i tak uważam, że gorsza od tych głupot jest np. praca, która dokłada nam zmartwień. Jeżeli ma się zmarnowane pół niedzieli na myślenie o tym, jak straszny jest poniedziałek, to moim zdaniem koniecznie trzeba coś zmienić!
Brak suplementacji witaminy D3
Kiedyś w społeczeństwie panowało przekonanie, że wystarczy wyjść na krótki spacer w słoneczny dzień, aby wyprodukować właściwą ilość witaminy D. Dzisiaj dzięki nauce wiadomo już, że to bzdura. Ja – jak się okazało – mam spory problem z naturalną syntezą witaminy D, więc suplementacja to u mnie konieczność, również latem.
Źle dobrane suplementy
Kwestia suplementacji zasługuje na osobny punkt. Kiedyś ulegałam reklamom i stosowałam różne, dość przypadkowe suplementy diety, które ani nie miały dobrego składu, ani nie były dobrane do moich potrzeb. Teraz mam większą wiedzę na ten temat i unikam m.in. wszelkiego rodzaju “multiwitamin”, które często mają beznadziejny skład.
Brak holistycznego podejścia
W wieku nastoletnim nie przyszłoby mi do głowy, że na mój trądzik może mieć wpływ mój styl życia – wspomniany już brak ruchu i kiepskie odżywianie. Z bolącym kolanem poszłam do ortopedy, nie wiedząc o istnieniu fizjoterapii i nie mając świadomości, że ból kolana może się brać np. ze złej pracy bioder. Nie myślałam o tym, że niektóre moje problemy zdrowotne wynikają ze stresu. Po prostu – nie patrzyłam na siebie jako na całość, tylko szukałam rozwiązań swoich problemów idąc po linii najmniejszego oporu. Dziś już wiem, że nie tędy droga, a spojrzenie na siebie jak na całość (połączenie ciała i emocji) odpowiedziało mi na wiele pytań.
Zbyt słaba ochrona przeciwsłoneczna
Kocham słońce i opaleniznę, ale jednocześnie mam świadomość szkodliwości promieniowania UV. Na tej płaszczyźnie poszukuję złotego środka, który pozwoli mi nacieszyć się wygrzewaniem, niczym jaszczurka czy kot na słońcu, a jednocześnie zmniejszy ryzyko zachorowania na czerniaka. Jestem niestety w grupie podwyższonego ryzyka, bo przez większą część mojego życia korzystałam ze słońca mało rozsądnie i nie raz spiekłam się na raka. A każde poparzenie słoneczne ma znaczenie… Teraz już nie opalam się leżąc plackiem, na plaży staram się organizować sobie cień, hojniej aplikuję kremy z filtrem na ciało, chętnie noszę nakrycia głowy osłaniające też twarz, a jak nie mam możliwości uciec przed słońcem, to zakładam bawełnianą, przewiewną koszulę z długim rękawem. Nie pamiętam już kiedy poparzyłam się na słońcu. Jednocześnie jednak jestem latem opalona, bo taką mam karnację. Opalam się szybko podczas poranków na balkonie, spacerów z psem, czy innego przemieszczania się po mieście, kiedy na słońcu jestem chwilami. Na ten moment nie wyobrażam sobie całkowitej rezygnacji ze słońca, ale miejsce do którego doszłam, to dla mnie już i tak olbrzymi krok w porównaniu z tym, co było kiedyś.
Unikanie badań i lekarzy
Mój lęk przed ingerencją medyczną w moje ciało zakrawa już o fobię. To jeden z powodów, dla których zdrowy styl życia stał się dla mnie tak ważny… Ufam, że dzięki niemu uda mi się uniknąć wielu przerażających mnie rzeczy. Teraz jednak wiem, że regularne badania są niezwykle ważną częścią profilaktyki i nie unikam ich tak, jak robiłam to kiedyś. Przestałam bać się dentysty, wykupiłam prywatny pakiet medyczny, aby ułatwić sobie dostęp do badań i specjalistów… Dzięki temu teraz czuję w pełni zadbaną kobietą.