Jedną z pierwszych rzeczy, które kojarzą się ludziom z freelancingiem i brakiem etatu, jest brak stabilizacji finansowej i poczucia bezpieczeństwa. Jestem w stanie to zrozumieć, bo moje skojarzenia na początku były identyczne. W sumie to przez dość długi czas nie czułam się ani stabilnie, ani bezpiecznie, ale bardziej była to kwestia mojej wiary w siebie, niż freelancingu. Taką rysę na mojej pewności siebie pozostawiły trudne początki, które naprawdę dały mi wtedy w kość.
Dziś jednak z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że czuję się bezpiecznie i stabilnie. Nie mniej niż na etacie. I wcale nie dlatego, że jestem pewna, że za rok czy dwa będę miała tych samych klientów… To poczucie bezpieczeństwa zawdzięczam zupełnie innemu przekonaniu. O tym opowiadam w dzisiejszym video poniedziałku freelancera, który poniżej znajdziecie też w wersji pisanej.
Czy etat jest bezpieczniejszy od freelancingu?
Pamiętam swoją sytuację sprzed 6 lat. Pracowałam w fajnej firmie, miałam umowę o pracę na czas nieokreślony, właśnie dostałam awans, świetną podwyżkę, unosiłam się z radości ponad chodnikami, szukałam mieszkania do wynajęcia, kupowałam już pierwsze sprzęty do niego… I BUM. Firmę dopadł taki kryzys, że musiała całkowicie zrezygnować z marketingu. Straciłam wtedy swoje jedyne źródło dochodu! Miałam wymarzoną pensję, a z dnia na dzień zostałam niemalże z niczym. Mówię “niemalże”, bo miałam to szczęście, że pracowałam w super uczciwej firmie, która wypłaciła nam przyzwoite odprawy, choć spokojnie mogła obejść prawo i tego nie robić. Ale musimy pamiętać, że firmy są różne. Nie zawsze etat = umowa o pracę na czas nieokreślony. Czasami to praca na umowę zlecenie, czasami posiadanie własnej DG, ale założonej tylko w celu rozliczania z jednym pracodawcą… Opcji jest wiele i pod względem formalnym, mało kto może być spokojny o długi okres wypowiedzenia i gwarancję odprawy. Dlatego obecnie daleka jest od postrzegania etatu jako bezpiecznej przystani.
Psychika i pewność siebie freelancera
Tryb pracy freelancera jest zupełnie inny, niż tryb pracy człowieka pracującego na etacie. Wiele zależy od naszej działalności, ale jednak u większości freelancerów sporo się dzieje i takie osoby są przyzwyczajone do pewnej dynamiki swojej działalności. Klienci przychodzą, odchodzą, wracają, znikają… Pracujemy zazwyczaj sami, więc nie przywiązujemy się tak bardzo do ludzi i każdą zmianę na płaszczyźnie zawodowej jest nam łatwiej znieść. Etat kojarzy nam się ze stabilizacją również dlatego, że często wiąże się z konkretnym miejscem, konkretnymi ludźmi, godzinami pracy, przyzwyczajeniami i rytuałami. To wszystko buduje nasze poczucie bezpieczeństwa. I kiedy nagle z jakiegoś powodu to tracimy, możemy poczuć się niestabilnie. To też zależy od charakteru człowieka i tego, jak szybko potrafi on przystosować się do zachodzących zmian. Ja mogę opierać się wyłącznie na własnym przykładzie, dlatego przyznam, że po każdej mojej pracy (nawet tej porzuconej przeze mnie) potrzebowałam jakiegoś okresu “żałoby” i oswojenia się z nową sytuacją. Teraz na freelancingu o takich “zawieszkach” nie ma mowy, cały czas coś się dzieje i nawet jeśli z jakimś klientem się rozstaję, wiem, że zwalnia mi się przestrzeń czasowa na inne ciekawe zadania. Do etatu też powinno się tak podchodzić, ale te pierwsze dni lub tygodnie po rozstaniu z pracodawcą mogą być dla nas trudne, bo zostajemy wybici z rytmu i naszej codziennej rutyny.
Druga kwestia to pewność siebie. To właśnie tutaj zaszła u mnie największa zmiana. Szukając nowej pracy etatowej miałam duży problem z pewnością siebie, bo cały czas porównywałam się z innymi. Myślałam ilu mam konkurentów na jakieś stanowisko, co oni mają do zaoferowania, w czym są lepsi ode mnie… Miałam wrażenie, że tak naprawdę niewiele zależy ode mnie, bo o moim losie mogą zadecydować drobiazgi w moim CV albo jakaś drobna gafa podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Freelance to zupełnie inna bajka. Tutaj mam wrażenie, że prawie wszystko zależy ode mnie. Owszem, nie mam wpływu na to, czy np. mój klient nie popadnie w kryzys finansowy i czy nie będzie musiał zrezygnować z moich usług… Ale mam wpływ na to, jak sobie z tym poradzę. Nie mam czasu aby się załamywać, więc szybko wykorzystuję tę sytuację na swoją korzyść i znajduję sobie inne zajęcie lub klienta. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że jestem przekonana o swojej zaradności. I że nieważne co się wydarzy – ja sobie jakoś poradzę.
Dywersyfikacja przychodów
Dywersyfikacja ryzyka, czyli rozproszenie swoich dochodów na różne źródła, to absolutna podstawa i każdy freelancer powinien do niej dążyć. Zaryzykuję stwierdzenie, że etatowcom też wyszłoby to na dobre, ale w ich przypadku może to być trudniejsze. Wiele osób pracujących na etacie funkcjonuje według modelu “praca od-do, a później czysty relaks”. I ja oczywiście tego nie potępiam, to jest dobre dla zdrowia psychicznego i zupełnie zrozumiałe, bo w życiu jest czas na pracę i życie prywatne, a u etatowców jest to zazwyczaj uregulowane konkretnymi godzinami. Ale taki styl życia ma ten minus, że tracąc etat, tracimy grunt pod nogami (co oczywiście można złagodzić posiadając oszczędności).
Na freelancingu dywersyfikacja dochodów jest znacznie prostsza. Mało który sprawnie funkcjonujący freelancer opiera swoją działalność na tylko jednym kliencie. Jeszcze lepiej, kiedy nasza działalność jest różnorodna. Zazwyczaj mamy czas i możliwości, aby rozwijać jakieś swoje pasje, dzięki czemu możemy przeradzać je w kolejne źródła dochodu. Powiem na swoim przykładzie. Dla moich klientów świadczę usługi z zakresu marketingu społecznościowego, ale dzięki freelancingowi równolegle mogę prowadzić tego bloga. Z czasem blog stał się kolejną odnogą mojej działalności, która czasami przynosi jakiś dochód. Ostatnio zastanawiam się nad poszerzeniem swojej działalności o jakieś usługi fotograficzne, ale to wymaga ode mnie dużo nauki i pracy, a także inwestycji. Zrobiłam jednak pierwszy krok w tym kierunku – zaproponowałam jednemu z moich klientów, że zrobię mu pakiet lifestylowych zdjęć jego produktu. Ja czegoś się nauczę i będę miała do portfolio, a on będzie miał pakiet zdjęć w niższej niż rynkowa cenie. Po głowie chodzą mi też inne pomysły na rozszerzenie swoich usług i poprawę kwalifikacji, bo zawsze lepiej mieć w ręku kilka fachów niż jeden. I powiedzmy sobie szczerze – pracując na etacie nie miałabym na to wszystko czasu. Fajnie jest posiadać też pasywne źródło dochodu, ale sama jeszcze go nie znalazłam, więc nie chcę się na ten temat wypowiadać.
Plusem dywersyfikacji jest przede wszystkim to, że istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że stracimy wszystkie źródła dochodu w jednym momencie. W przypadku pracy na etacie, niestety tak zazwyczaj się dzieje.
Oszczędności i świadomość finansowa
Nie chcę rozpisywać się o tak oczywistych rzeczach, jak to, że niezwykle ważne jest umiejętne zarządzanie swoimi finansami i posiadanie oszczędności. Nie oszukujmy się – to zawsze zwiększa poczucie bezpieczeństwa i jest pożądane, nie tylko na freelancingu, ale i na etacie.
Podsumowując…
Dziś już nie boję się o przyszłość, bo dzięki stale poszerzanym umiejętnościom i zakresom mojej działalności jestem przekonana, że poradzę sobie w każdej sytuacji. To właśnie dzięki tej wypracowanej na freelancingu pewności siebie jestem dużo spokojniejsza, niż na początku mojej drogi. Na chwilę obecną uważam, że freelance daje większą stabilizację i poczucie bezpieczeństwa niż etat. Jest to wynikiem moich doświadczeń 🙂 jeśli Wy macie inne odczucia, chętnie poczytam o nich w komentarzach.