SUP zaintrygował mnie od pierwszego wejrzenia. Chociaż nie! Pierwszy raz widziałam go w Barcelonie. Mam nawet wywołane i oprawione w ramce zdjęcie morza, na którym ktoś sobie pływa na paddle boardzie… Wtedy nie zwróciło to mojej szczególnej uwagi i ani przez chwilę nie pomyślałam, że też bym tak chciała. Dopiero potem, kiedy zobaczyłam wpis na temat SUP na jakimś polskim blogu, coś zaiskrzyło. I na początku nawet nie skojarzyłam, że to te same deski, na których na pięknych, egzotycznych plażach ćwiczy się jogę! Serio, moja orientacja w tym temacie była zerowa… Wiosłowanie na stojąco jednak z jakiegoś powodu mnie zauroczyło, dlatego oczywiste było, że prędzej czy później tego spróbuję. Niestety kiedy zaczęłam szukać informacji na ten temat, okazało się, że w mojej najbliższej okolicy supuje się przede wszystkim na Wiśle. Ja + pływanie na tym niestabilnym czymś na Wiśle? Buhahaha.
Planowałam wybrać się na SUP w inne miejsce*, ale w końcu SUP przyszedł do mnie sam. Podczas naszego wypadu do Gdyni Kasia rzuciła hasło: “Słuchaj, mam dla Ciebie świetną dziewczynę, z którą możesz nakręcić ZdrowoManię! Ćwiczy jogę na desce, na wodzie i w ogóle robi dużo ciekawych rzeczy”. No i tak trafiłam do Basi. Na początku nie wiedziałam, gdzie prowadzi zajęcia, a miejsce nagrań poznałam dosłownie w ostatniej chwili. Wtedy nie było już odwrotu 😉 w filmie możecie zobaczyć mój pierwszy raz na SUP 🙂
Mój pierwszy raz na SUP
Zacznijmy od tego, że zdecydowanie nie jestem zwierzęciem wodnym. Fatalnie pływam, ostatnie wakacje w Grecji mogły przez to być ostatnimi w moim życiu, serio. Po tamtym incydencie postanowiłam, że nie będę już wypływać w miejsca, gdzie nie mam gruntu. Wpadam w panikę, kiedy odrobina wody dostanie mi się do nosa, dlatego z mojej strony nie ma mowy o skokach do wody, czy spróbowaniu np. wakeboardu (nad czym ubolewam, bo lubię testować takie rzeczy). Na takim SUPie też czułabym się bardziej komfortowo, gdyby ktoś mi zagwarantował, że nie spotka mnie niespodziewany kontakt z wodą.
Takiej gwarancji oczywiście nikt mi nie dał, ale mimo wszystko było SUPer! Choć nogi trzęsły mi się, jak podczas egzaminu na prawo jazdy :D. Sama nie wiem czy ze strachu, czy od wysiłku, ale raczej to pierwsze ;). Wiatr tego dnia był bardzo silny i cały czas znosił mnie na pomost lub na brzeg, dlatego za dużo nie popływałam… Ale za to poćwiczyłam na wodzie jogę i było to wspaniałym doświadczeniem!
Oczywiście o wiele trudniejszym niż na macie, bo na desce nawet przy najzwyklejszych asanach trzeba dodatkowo balansować ciałem, aby utrzymać równowagę. Każda pozycja nabiera więc zupełnie innego wymiaru, nie mówiąc już o tym, jak fajnie ćwiczy się w takich okolicznościach przyrody. Gorąco polecam! Ja na paddle board z pewnością jeszcze wrócę, tak jak wróciłam na longboard :).
Wam również polecam SUP i odcinek na jego temat.
Stand up paddle board w Warszawie możecie wypożyczyć w SUP Academy Poland przy Pomoście 511. 15 minut kosztuje 10 zł, godzina 25 zł. Dodatkowo możecie zapisać się też na zajęcia z Basią, np. na SUP yogę.
*Jakiś czas temu jedna z Was na Insta Stories napisała mi PW z informacją, gdzie można pływać na supie na stojącym zbiorniku wodnym. Niestety nie mogę się teraz dokopać do tej wiadomości, więc jeśli Wy wiecie coś na ten temat – dajcie znać w komentarzach! 🙂