Kiedy po raz pierwszy spróbowałam pływania na SUPie, od razu nabrałam ochoty na więcej. Niestety okazało się, że w Polsce jest to jeszcze mało popularna aktywność i miejsc umożliwiających wypożyczenie deski na godziny jest bardzo niewiele. W Warszawie rok temu był to Pomost 511 i wake park nad Jeziorem Dziekanowskim. Bardzo żałowałam też, że “moda” na ten sprzęt nie dotarła jeszcze nad moje ulubione jezioro na Lubelszczyźnie. Naprawdę marzyło mi się, aby po nim popływać! I kiedy rok temu spotkałam tam człowieka z własnym, pompowanym SUPem, w mojej głowie zakiełkowała myśl, że też chcę mieć taki sprzęt. Rok później to nieśmiałe marzenie się zmaterializowało ;).
Napiszę Wam dzisiaj o moim SUPie, ale zaznaczam, że robię to z perspektywy osoby, która na SUPie pływa tylko rekreacyjnie, podczas wakacji, a nie traktuje tej aktywności jako sportu.
Deska SUP dla początkujących – jaką wybrać?
Ja brałam pod uwagę tylko deski pompowane i wydaje mi się, że to jest najlepsze rozwiązanie dla każdego, kto mieszka w bloku, a z deski zamierza korzystać okazjonalnie. Napompowanie deski zajmuje kilka minut (ale jest to męczące i ja sama chyba nie dałabym rady tego robić), wypuszczenie z niej powietrza podobnie (jest to przez chwilę bardzo głośne, więc zwraca uwagę otoczenia ;)). W zestawie zazwyczaj dostaje się też pompkę, może być ona jedno lub dwukierunkowa, to znaczy pompować przy ruchu w jedną lub w obie strony.
U mnie zakup SUPa wiązał się z dużym dylematem, jaki rozmiar wybrać. Ma on znaczenie przede wszystkim wtedy, kiedy rozważamy pływanie z kimś we dwójkę. Przy każdej desce znajdziecie informację, jaka jest dopuszczalna waga osoby pływającej. Przy większej wadze deska będzie się bardziej zanurzać i będzie mniej stabilna. Różnica w cenie pomiędzy poszczególnymi rozmiarami wynosi kilkaset złotych i przyznam, że to był ostateczny powód, dla którego zdecydowałam się jednak na najmniejszą. Nie byłam gotowa na wydatek rzędu ok. 1700 zł, a tyle kosztują większe SUPy.
Ostatnia ważna rzecz, którą doradził mi ten pan spotkany rok temu nad jeziorem i którą podkreślano w wielu artykułach na temat wyboru SUPa – postawiłam na zakup deski producenta, który specjalizuje się w tego typu sprzęcie. Na Allegro znajdziemy tańsze SUPy (poniżej 1000 zł), ale zdaniem specjalistów nie warto ryzykować pływania na takiej desce. Jako że wypełnia się ją powietrzem pod bardzo dużym ciśnieniem, źle wykonany sprzęt może w pewnym momencie eksplodować. Zapewne nie chcielibyśmy, aby przytrafiło nam się to na środku jeziora… Dlatego ja zdecydowałam się na opcję najtańszą, ale z tych profesjonalnych, czyli od razu szukałam desek tylko w sklepach specjalizujących się w sprzętach dla surferów, wakeboarderów itp.
Tutaj znajdziecie sklep z dużym wyborem desek SUP i akcesoriów.
Moja deska – Hydro Force Aqua Journey
Mój wybór padł na deskę Hydro Force Aqua Journey 9′, czyli najmniejszą deskę tego producenta. Ma ona 275 cm długości, 76 cm szerokości i 12 cm wysokości. Dopuszczalne obciążenie to 95 kg. Sama deska waży prawie 11 kg, a kiedy dorzucimy do niej jeszcze pozostałe akcesoria (pompka, aluminiowe wiosło, leash), to waga całej torby robi się trochę uciążliwa. Ogólnie – torba z SUPem ma spory rozmiar i zajmuje połowę bagażnika samochodu typu hatchback.
Mój SUP kosztował 1200 zł i w zestawie oprócz deski było też wiosło, pompka dwukierunkowa, leash, zestaw naprawczy i torba.
Deska po napompowaniu do odpowiedniego ciśnienia faktycznie jest bardzo sztywna i w przypadku mojej wagi (50 kg) bardzo stabilna na wodzie. Wojtek waży 78 kg i on mówi, że czuje się na niej już nieco mniej stabilnie (ale nie przeszkadza mu to w użytkowaniu). Producent jako optymalną wagę podaje 70 kg.
Jeśli chodzi o to, czy na tak małym SUPie da się pływać we dwójkę… To powiem tak – da się, ale nie będzie to użytkowanie zgodne z założeniami tej aktywności. Nie ma szans, aby obie osoby dały radę jednocześnie na niej stać. Szczerze mówiąc nawet jedna wtedy za bardzo nie może. Nie ma jednak problemu, aby dwie osoby (o wyżej wymienionej wadze) pływały na siedząco. Szczególnie, kiedy jeszcze wystawią nogi poza deskę (siedząc na niej, jak na koniu, mówiąc obrazowo). Wtedy ciężar zupełnie inaczej się rozkłada i deska jest stabilna, nie zanurza się w pełni i zmieści się tam nawet jeszcze pies (o wadze 5 kg). Wtedy oczywiście trudniej się nią manewruje i wolniej się pływa. Ale spokojnie dawaliśmy radę pływać też z nogami położonymi na desce.
Jeśli zależy Wam na tym, aby ćwiczyć jogę na SUPie, rozważcie zakup większej deski. Ta moja jest mało stabilna podczas takich “wygibasów” ;). Da się robić niektóre asany, ale jest to bardzo trudne. Obstawiam, że jest to kwestia właśnie wielkości i budowy deski. Do tego typu ćwiczeń są przeznaczone specjalne modele.
Czy warto kupić swojego SUPa?
Jeśli polubiliście paddle boarding i chcielibyście to robić często, również za granicą, to zdecydowanie opłaca się kupić własną deskę. To przede wszystkim niezależność, ale docelowo też oszczędność finansowa, bo wypożyczanie takiej deski gdzieś za granicą nie jest najtańszą opcją. Niestety w przypadku lotów samolotem nie ma szans, aby zapakować SUP do normalnego bagażu… Trzeba nadać go osobno do luku bagażowego, co zawsze jest jakimś dodatkowym kosztem.
Ja w posiadaniu własnej deski uwielbiam to, że w dowolnej chwili mogę sobie wypłynąć gdzieś na środek jeziora i korzystać z ciszy, spokoju, kontaktu z naturą…. Bez tych wszystkich ludzi, którzy zostali przy brzegu. Mogę pływać na stojąco, na siedząco, mogę robić na SUPie przysiady, albo po prostu leniwie się wylegiwać.
A pływanie przy zachodzie słońca po moim ulubionym, polskim jeziorze, to jeden z najwspanialszych momentów tego roku (a może i mojego życia?). Pewnie byłoby to niemożliwe do zrealizowania, gdyby nie własna deska SUP.
Bardzo polecam, aby do SUPa dokupić sobie też kamizelkę asekuracyjną. To koszt ok. 100 zł, a jeśli nie czulibyście się komfortowo wpadając do wody kilkaset metrów od brzegu, to taki “gadżet” może podnieść Wasz komfort psychiczny. Ja do wody wpadłam tylko raz, z pomocą Wojtka i na płytkiej wodzie, na szczęście na środku jeziora ani razu nie było nawet blisko takiej sytuacji… Uważam SUP za bezpieczną zabawę, nawet jeśli nie jesteście wprawionymi pływakami. Oczywiście nie bez znaczenia jest to, na jakiej wodzie pływacie. Jeśli na bardziej ruchomej, to nie zapominajcie o leashu, czyli smyczy, która połączy Waszą nogę z deską i w razie upadku pozwoli Wam szybciej dostać się z powrotem na SUP. U mnie była ona w zestawie z deską.
Przypominam jeszcze wpis o moim pierwszym razie na SUP i odcinek ZdrowoManii na ten temat:
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania dotyczące wyboru SUP dla początkujących i chcących paddlować czysto rekreacyjnie, to dajcie znać w komentarzach.