To wpis z rodzaju tych filozoficznych. Nie mogę się powstrzymać, naprawdę. Obserwuję otoczenie i czasami nie mogę się nadziwić jak ludzie potrafią się zachowywać. Myślę, że świat byłby o wiele piękniejszy, gdyby ludzie koncentrowali się na tym, na czym powinni. Na sobie zamiast na innych.
Przykłady? Bardzo proszę. Zacznijmy od obwiniania innych za swoje niepowodzenia. I tu nasuwa mi się chyba historyczne już powiedzonko “wina Tuska”, bo nie mogę nie wspomnieć o obwinianiu polityki i kraju za swoją kiepską sytuację życiową. Brak pracy, brak mieszkania, brak pomysłu na siebie… “W tym kraju nie da się być szczęśliwym”. Da się, ja jestem tego przykładem. Szczęście jest w nas, a nie w politykach. Oddać swoje szczęście i życie w ręce polityków to skrajna głupota. Wkurza mnie też narzekanie na bezrobocie – jeśli masz wrażenie, że na rynku pracy nie ma dla Ciebie miejsca, sam sobie stwórz swoje miejsce pracy. Energię poświęcaną na narzekanie i obwinianie państwa za swoje niepowodzenia skoncentruj na poszukiwaniu zajęcia dla siebie. I nie chcę słyszeć historii o małych miasteczkach, w których nic nie da się osiągnąć. Zazwyczaj kiedy kupuję coś w sklepach internetowych, moją uwagę przykuwa fakt, że wszystkie zlokalizowane są w jakichś małych miasteczkach. Dziś internet daje tak olbrzymie możliwości, że argument o małych miasteczkach staje się całkowicie pozbawiony sensu. Wszystko jest w naszych rękach – trzeba w to uwierzyć, bez tej wiary trudno jest zajść daleko, szczególnie jeśli liczy się na pomoc ze strony państwa. I wszystko jest kwestią odpowiedniego ulokowania swojej życiowej energii.
Druga sprawa. Wbijanie szpilek innym. Nie mówię tu o hejtach, bo to zupełnie inna kategoria ludzi. Powtórzę to, o czym już kiedyś pisałam – statystyczny hejter to typowy “no-life”, który zamiast wziąć życie w swoje ręce, wylewa swoją frustrację na tych, którym coś się w życiu udało. I znowu posłużę się konkretnym przykładem, bo to jest historia, która nie przestaje mnie zaskakiwać, ciągle zbieram szczękę z podłogi kiedy widzę co się dzieje wokół jednej vlogerki… YouTuberka z niepełnosprawnością, na wózku… Prowadzi swój kanał aby pokazać światu, że choroba nie oznacza wykluczenia z życia, że można o siebie dbać, pracować, korzystać z życia, być szczęśliwym… Niedługo bierze ślub, o którym też wspominała na swoim kanale… I mnie poruszenie tego tematu wcale nie dziwi bo jest to spójne z misją jej kanału – pokazuje, że osoby z niepełnosprawnością też mają prawo kochać, być kochanymi i celebrować ten ważny dzień… I wiecie co jest w tym wszystkim najbardziej zaskakujące? Vlogerka ta dorobiła się w internecie wielu hejterskich wątków na swój temat. A to co się w tych wątkach dzieje, to nawet nie wiem jak skomentować. To jest morze, a raczej cały ocean jadu. To jest tak obrzydliwe, że nie mieści się w mojej głowie. Ale to co hejterzy wypisują to jedno, a to co robią to jeszcze gorsza rzecz. Wysyłają jej na skrytkę pocztową jakieś obrzydliwe rzeczy. Wydzwaniają po parafiach aby dowiedzieć się kiedy i gdzie jest jej ślub, bo “chcą przyjść i popatrzeć na tę szopkę”. Ja pier… Sorry. Jakim trzeba być nieszczęśliwym (i w efekcie złym) człowiekiem aby robić takie rzeczy? W życiu by mi coś takiego do głowy nie przyszło. A gdyby te osoby zamiast zajmować się życiem innych zajęłyby się ulepszeniem swojego, mogliby być tak spełnieni, że takie debilne pomysły nawet nie wpadłyby im do głowy. Nie mówiąc już o braku czas na kąpanie się w hejterskim jadzie na kafeterii. Mądry i szczęśliwy człowiek wolałby w tym czasie popracować, pouczyć się albo pobiegać.
Przepraszam, miało nie być o hejterach, ale musiałam się tym podzielić. Temat wbijania szpilek chciałam omówić na innym przykładzie. Nie od dziś wiadomo, że w nauce języków obcych najbardziej istotna jest umiejętność komunikacji. Ucząc się języków (na potrzeby prywatne) powinniśmy stawiać przede wszystkim na poszerzanie słownictwa i pokonywanie bariery językowej w mówieniu. To w zupełności wystarczy aby dogadać się z ludźmi. Często jednak mamy olbrzymie kompleksy na punkcie swojej znajomości języka obcego i w towarzystwie boimy się odezwać. I wiecie co? Wcale się tym barierom nie dziwię. Sama nie mam problemów aby porozmawiać po angielsku z obcokrajowcem, ale przy Polakach zamykam buzię na kłódkę. Powód jest prosty – ludzie kochają poprawiać i krytykować innych. Obcokrajowiec w ogóle nie zwróci uwagi na to, że użyłeś złego czasu, a nawet jeśli zwróci – dla niego to żaden problem. Ale spróbuj pisząc gdzieś publicznie po angielsku zrobić literówkę albo użyć złego czasu… Zjedzą Cię! Obserwuję to np. na Instagramie Ani Lewandowskiej, która język angielski na pewno zna bardzo dobrze, ale czasami zdarza jej się zrobić błąd. Sens tego co napisała jest oczywiście w pełni zrozumiały, ale “anglistów” nigdy nie brakuje i z olbrzymią satysfakcją zostawiają swoje komentarze wytykające jej błędy. A gdyby tak się zastanowili czy sami są tacy idealni i oczytani w innych dziedzinach życia i poświęcili ten czas na poszerzanie swojej wiedzy zamiast na wytykanie błędów innym? Ludzie ugryźcie się czasem w język albo w palce, każdy ma prawo popełniać błędy w obcym języku, a od ich poprawiania powinni być lektorzy, native speakerzy czy obcokrajowcy, którym te nasze błędy mogą z różnych przyczyn przeszkadzać… Obserwując co się dzieje w internecie odnoszę wrażenie, że niektórzy tylko czekają na czyjeś błędy aby móc się popisać. Ale wbijanie szpilek ma różną postać i często spotykamy je też w realnym życiu.
– Zmieniłaś samochód? Oj, ale zobacz, tu mu odrobinkę rdzy wystaje, na pewno jest powypadkowy!
– Och, byłaś u fryzjera? No fajnie, ale w długich włosach jednak było ci ładniej.
– Założyłaś firmę? Ale wiesz, że za 2 lata to będziesz płacić ponad 1000 zł samego ZUS-u?
– Jedziesz do Grecji? Ojej, a tam teraz kryzys, strajki, ciekawe czy wam nie zastrajkują samoloty i czy w ogóle dolecicie!
– Cudownie, że masz sponsora do realizacji swoich pomysłów, ale wiesz, że jego intencje mogą być nieczyste?
To co jest w tym wszystkim najgorsze, to że takie przykłady można by wymieniać godzinami i wszystkie są życia wzięte. Ludzie kochają wbijać szpile i kochają wtrącać się w życie innych ze swoimi oznakami “troski”, albo dobrymi radami. Lepiej wiedzą jak my powinniśmy żyć, podczas gdy sami mają w szafie swoje pokaźnych rozmiarów trupy. I zamiast się nimi zająć, włażą z butami w życie innych (tak jest im prościej).
A czy świat nie byłby piękniejszy gdyby każdy tak po prostu zajął się swoim życiem? Swoją znajomością angielskiego, swoją fryzurą czy pracą? Zamiast analizować czy czyiś samochód nie jest powypadkowy, zająć się posprzątaniem w swoim (albo zarobieniem na niego). Zamiast wbijać szpilę komuś kto jedzie na zagraniczne wakacje, pomyśleć o własnym urlopie… Zamiast opierać swoje relacje z ludźmi na rywalizacji i porównywaniu się, zrobić porządki w swoim otoczeniu i ograniczyć toksyczne relacje i zająć się pogłębianiem tych dobrych i zdrowych… Kluczem do sukcesu i szczęścia jest skoncentrowanie się na swoim życiu. Życiem innych ludzi niech zajmą się oni sami. Ja też czasami myślę, że ktoś władował się na minę np. dokonując jakiegoś zakupu, ale nigdy tego tej osobie nie mówię. Jeśli mam rację – ta osoba sama szybko się o tym przekona, a mój komentarz i tak nic nie zmieni tylko popsuje komuś nastrój. Po co mówić komuś, że kupił zły samochód kiedy on już tego zakupu dokonał? Naprawdę jak czasami jestem świadkiem takich komentarzy to mam ochotę zrobić “facepalm”.
Piszę to wszystko, bo chciałabym aby każdy się zastanowił czy przypadkiem czasami nie lokuje swojej energii w złym miejscu. Każdemu się to zdarza, tylko jednym w mniejszym, a innym w kolosalnych rozmiarów stopniu (czyt. nołlajfy hejtery). A przecież czas poświęcony na poprawianie lub analizowanie błędów życiowych innych ludzi można poświęcić na ulepszanie swojego życia. I naprawdę wszyscy na tym skorzystają.
Chcesz być na bieżąco?