W wynikach mojego Google Analytics obserwuję, że często wpisywanym przez internautów hasłem (które prowadzi na blogi takie jak mój) jest wyrażenie “jak zrezygnować ze sklepowych słodyczy”. Ja mam na to jedną, niezwykle odkrywczą odpowiedź – po prostu przestać je kupować. Tadam! Kurtyna. Tutaj mogłabym zakończyć ten wpis.
No dobra, a tak serio… Powiem jak to było u mnie, co mi pomogło pozbyć się głębokiej miłości do mlecznych czekolad, cukierków i batoników.
W moim przypadku było to ściśle powiązane z inną zasadą, której od dłuższego czasu wiernie się trzymam. Po prostu czytam składy. Skoro unikam chemii np. w nabiale czy innych produktach spożywczych, to konsekwentnie nie jadam też nafaszerowanych chemią słodyczy. W zasadzie ich składów nie muszę już czytać bo i bez tego wiem, że na zwykłej supermarketowej półce nie spotkam batoników czy cukierków o akceptowalnym składzie. Szczerze mówiąc już nawet nie wchodzę do tych alejek. Kupuję tylko gorzką czekoladę min. 70% kakao, a dodatkowo zawsze mam w domu suszone owoce, więc jeśli dopadnie mnie jakiś mega słodyczowy głód, zadowalam się suszonym daktylem.
Ale też przyznaję, że raz na jakiś czas skuszę się na coś ot tak dla samej przyjemności jedzenia i nie wnikam w to, co jest w środku. W sezonie lodo-żerczym zdarza mi się to częściej, ale i na to mam sposób – jeśli dopadnie mnie ochota na lody, wolę iść do dobrej cukierni i kupić takie kulkowe, niż w pierwszym lepszym spożywczaku nabyć jakieś paskudztwo na patyku. Można czasami spotkać dobre lody w kulkach, które są wykonywane według “domowych” receptur i jako że szybko schodzą – nie zawierają masy konserwantów.
Poza tym do znudzenia będę powtarzać – na zdrowej diecie nie trzeba całkowicie rezygnować ze słodyczy. Są przecież setki sposobów na to, aby wykonywać je samodzielnie w domu. Domowe ciasto, które zrobimy na pełnoziarnistej mące i posłodzimy ksylitolem albo batony musli na bazie miodu i banana to słodkości, które nam nie zaszkodzą i spokojnie można sobie na nie pozwolić nawet kilka razy w tygodniu.
Ogólnie jeśli chodzi o słodycze, to chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat. Media społecznościowe i słodyczowy lans. Już nie raz przyłapałam się na tym, że musiałam kupić jakąś konkretną, słodką rzecz, bo ktoś narobił mi na nią strasznej ochoty na Instagramie. Niestety, to tak działa. O wielu “słodyczowych hitach” nawet bym nie wiedziała, gdyby nie ta aplikacja. Sama nie jestem pod tym względem święta, bo zdarza mi się wrzucać na Instagram jakieś domowe wypieki. Choć to i tak wydaje mi się mniejszym złem niż jakieś glukozowo-fruktozowe ścierwo. A czy nie lepiej byłoby robić innym smaka na pyszne smoothie owocowe albo zdrową sałatkę? Czy jeśli już mamy te media społecznościowe, dzięki którym coś możemy ludziom pokazać, to czy nie lepiej zadbać o to, aby były to wartościowe rzeczy? Być może są to kwestie, nad którymi mało kto się zastanawia. Ja jednak zachęcam aby to przemyśleć 😉 wrzucając gdzieś zdjęcie mamy moc, nigdy nie wiemy kiedy kogoś do czegoś zainspirujemy. Wychodzę z założenia, że lepiej już zainspirować do zrobienia owsianki czy domowego ciasta, niż do zakupu nafaszerowanego zbędnymi dodatkami batona. Wspierajmy siebie nawzajem w tych dobrych wyborach 🙂
Jeśli Wam też udało się odstawić sklepowe słodycze, dajcie znać w komentarzach jak tego dokonaliście 🙂