Wreszcie przyszedł czas, kiedy mogę pokazać Wam dawno zapowiadaną aktualizację mojego balkonu. To dość mały balkon w bloku, jego zeszłoroczna odsłona prezentowała się TAK, a w tym roku postanowiłam wprowadzić kilka drobnych zmian. Pamiętacie mój wpis z balkonowymi inspiracjami? U siebie postawiłam na styl naturalny – taki najlepiej pasuje do mojej brązowej podłogi.
Ostatnio stwierdziłam, że mój balkon jednak częściej służy mi do relaksu niż do pracy lub jedzenia posiłków, dlatego zrezygnowałam ze stolika i krzeseł na rzecz większego i wygodniejszego “legowiska”. Właściwie ta wielkość miała kluczowe znaczenie – potrzebowałam czegoś, na czym zmieścimy się obie z Luną. W zeszłym roku często kiedy brałam pod pachę laptopa i szłam na balkon, czekał tam na mnie taki widok.
W tym roku rozkładane krzesło zamieniłam na palety – dwie sztuki kosztowały mnie łącznie ok. 30 zł. Teraz pluję sobie w brodę, że nie kupiłam ich rok temu, zamiast fotela z Ikei za 160 zł :/. Na paletach zamontowaliśmy jedną dużą dechę, która wyrównała ich powierzchnię. Przydały się drzwi od starej przesuwnej szafy, którą rozwaliliśmy podczas remontu :).
Obok palet stoi taboret z Ikei, który rok temu pełnił raczej funkcję podnóżka. Teraz podnóżek mi niepotrzebny, za to stolik jak najbardziej.
W tym roku zrezygnowałam też z niektórych roślin. W jednym kąciku zrobiłam sobie tylko mały ziołowy kącik na drewnianej podstawce. Wywaliłam natomiast plastikowe, podłużne donice w których kiedyś hodowałam zioła i truskawki. Kwiaty posadziłam tylko w betonowych donicach, które są wbudowane w balkon. Od strony zewnętrznej jest tam posiana maciejka, a od strony wewnętrznej surfinie zwisające. Nie zdążyły one jeszcze się rozrosnąć, ale docelowo mają opadać na tę przednią ścianę, dlatego nie wieszamy na niej lampek.
Balkon standardowo został pomalowany na biało. W tym roku udało się też zamalować siatkę chroniącą Lunę przed wypadnięciem, ale i tak wygląda ona nieciekawie. No cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze.
Moim zdaniem balkon nabiera uroku dopiero po zmierzchu, kiedy zapalają się lampki solarne (IKEA), a miasto rozświetlają tysiące świateł. Na szczęście komary tak wysoko rzadko docierają, więc w spokoju można delektować się rześkim powietrzem i pięknym widokiem.
Gratis widoczek z innego dnia – na jedną stronę, bo na wschodzie było już za ciemno.
Moja tegoroczna skromna metamorfoza balkonu kosztowała ok. 200 zł. Na ten koszt składają się palety, kwiaty, dodatkowe poduszki i poszewki, farby itp. Jeśli dodam do tego rzeczy, które wykorzystałam z poprzednich lat (lampki, doniczki, poduszki, stolik), to suma wydatków może zwiększyć się do ok. 400 zł.
Wydaje mi się, że to niewiele, a przyjemność z wieczorów spędzanych w tym miejscu jest bezcenna 😉