Dobrze pamiętam moment, kiedy to się zaczęło. To było w grudniu, tuż przed świętami… Spędziłam całe popołudnie w kuchni piekąc cynamonowe ciasteczka i wegański pasztet. Jednocześnie ostro wietrzyłam mieszkanie, aby wprowadzić do niego choinkę. Po kilku godzinach wietrzenia osiągnęliśmy temperaturę kilkunastu stopni i Wojtek zaprosił naszego zielonego gościa do środka. A potem dostrzegł kawał pleśni na ścianie. Na początku nas zatkało, nie rozumieliśmy jak to możliwe, czy wcześniej tego nie zauważyliśmy, czy to pojawiło się tego dnia? Szybko jednak nas olśniło, że problem pojawił się po tej dość gwałtownej zmianie temperatury, jaką zafundowałam nam podczas wietrzenia.
Chyba nie muszę mówić, że totalnie się tym odkryciem załamałam… Toksyny wytwarzane przez grzyby są groźne dla zdrowia, mają działanie rakotwórcze, szkodzą nie tylko na układ oddechowy, ale i na pracę wielu innych narządów. I powiem szczerze – nigdy nie sądziłam, że może mnie to spotkać w zadbanym mieszkaniu w bloku. Owszem, od jakiegoś czasu ciągle mieliśmy problem ze skraplającą się wodą na szybach, ale nie sądziłam, że może to przynieść takie konsekwencje. I muszę przyznać, że ten cholerny grzyb wpędził mnie w naprawdę fatalne samopoczucie. Ale co istotne – tylko psychiczne, bo fizycznie nie mieliśmy żadnych objawów zatrucia. Grzyba szybko się pozbyliśmy używając odpowiednich środków chemicznych i wyjeżdżając na weekend w celu dokładnego wywietrzenia tej chemii z otoczenia. Wróciliśmy do czystego i pachnącego mieszkania, a ja odetchnęłam. Niestety nie na długo.
Któregoś dnia wychodząc z domu zobaczyłam na ścianie w przedpokoju olbrzymi zaciek. Dotknęłam ściany i okazało się, że jest cała mokra. Po uderzeniu w nią ręką, woda rozbryzgiwała się na otoczenie! Myślałam, że się rozpłaczę… Przyszedł dekarz, naprawił dach, ale na tym historia się nie skończyła. Na początku roku zaczęto nagłaśniać problem ze smogiem i w związku z tym doradzano, aby unikać wietrzenia mieszkania. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić, bo to potęgowało problem wilgoci. Popadałam już w paranoję, nie wiedziałam co jest gorsze – smog czy grzyb? Kiedy na ścianie pojawił się kolejny wykwit, zgłosiłam ten problem do spółdzielni. Ewidentnie coś było nie tak. Jak się okazało po wizycie przedstawicieli spółdzielni – w mieszkaniu w ogóle nie działała wentylacja, a grzyb wchodził do nas z balkonu, na którym zbierała się wilgoć (faktycznie pleśń tworzy się tylko na kawałku ściany sąsiadującej z balkonem). Podobno przez źle położone płytki. Przez 6 lat mieszkania tutaj nic takiego nam się nie przytrafiało, a teraz taka kumulacja problemów… Wyciągnęłam z tej historii kilka ważnych lekcji.
Lekcja nr 1 – powietrze w domu może być dla nas szkodliwe
Nasz dom powinien być naszym azylem. Powinniśmy czuć się w nim dobrze i bezpiecznie. A mnie tegoroczna zima uświadomiła, że w naszym otoczeniu znajduje się wiele niewidocznych substancji mających negatywny wpływ na nasze zdrowie. Jedną z nich jest oczywiście smog, tego tematu chyba nie trzeba rozwijać… Drugą w moim przypadku okazała się pleśń. O trzeciej tego typu substancji też dowiedziałam się niedawno, a jest nią formaldehyd, z którym do czynienia ma w zasadzie każdy z nas. Znajduje się on bowiem w meblach, dywanach, niektórych kosmetykach, różnego rodzaju tekstyliach. Uwalniany jest stopniowo, latami, w szczególności w pomieszczeniach o zwiększonej wilgotności powietrza.
Osobiście uważam, że przesadne przejmowanie się takimi rzeczami jest gorsze dla zdrowia niż wdychanie ich, ale myślę, że warto się zastanowić, jak można poprawić jakość powietrza w swoim otoczeniu.
Lekcja nr 2 – nie odpuszczać okresowych kontroli
Nie mam pojęcia jak długo w moim mieszkaniu nie działała wentylacja. Kiedy jesienią miał chodzić kominiarz, nas miało w tym terminie nie być w domu. Zadzwoniłam więc do niego, aby umówić na inny termin, ale panu było to nie na rękę i przekonał mnie, że skoro na ostatniej kontroli wszystko było ok, to teraz na pewno też jest i żebym mu wysłała sms informacją, że wentylacja działa. Sama za bardzo nie potrafiłam zweryfikować, czy faktycznie działa, więc głupia ja przystałam na jego propozycję.
Lekcja nr 3 – konsultować ze spółdzielnią sprawy remontowe
To zadziwiająca lekcja, bo o ile oczywiste jest, że musiałabym skonsultować np. wyburzanie jakichś ścianek, czy przebudowę rur, tak mnie nawet do głowy nie przyszło, że powinnam zgłaszać im układanie płytek na balkonie. A tymczasem okazało się, że na ostatnim piętrze płytki układa się zupełnie inaczej i nasze podobno położone są źle.
Lekcja nr 4 – woda skraplająca się na szybach to sygnał alarmowy, nie można tego ignorować
Na początku ciągle lataliśmy ze szmatą, ale bywały dni, kiedy nie miałam już na to siły i olewałam ten problem, myśląc, że to minie… Nie pomagało na to wietrzenie, nie było to uzależnione od pogody… Ta wilgoć po prostu nas nie opuszczała, a ja głupia nie szukałam przyczyny takiego stanu rzeczy.
Lekcja nr 5 – nie ma sytuacji bez wyjścia
No dobra, ale po fatalnym samopoczuciu i wyciągniętych z całej tej historii lekcjach przyszedł w końcu czas na działanie. Musiałam opracować plan naprawczy, dzięki któremu mogłabym wreszcie znowu głębiej odetchnąć i poczuć się lepiej we własnym domu. Niedawno trafiłam na wpis o zatruciu pleśnią i przeczytałam, że z mieszkania zaatakowanego przez pleśń trzeba się natychmiast wyprowadzić i wyrzucić z niego wszystkie “porowate” przedmioty, jak książki, ubrania, dokumenty itp. Czy muszę mówić, że dla mnie to absolutnie nierealne? Jak miałabym wyrzucić teraz wszystkie swoje ubrania, dokumenty, książki, większość mebli… Rozumiem, że pleśń jest cichym trucicielem, ale do tej pory jedynym skutkiem jej obecności (a raczej czytania artykułów na jej temat) było moje fatalne samopoczucie psychiczne.
W pewnym momencie więc zamiast biadolić, opracowałam sobie program uzdrawiania powietrza w mieszkaniu. Składają się na niego następujące punkty:
Pozbycie się źródła pleśni
To oczywiście podstawa. W związku z tym wiosną czeka mnie potężny remont balkonu, taki ze zrywaniem płytek… Nie mam pojęcia jak to ogarniemy logistycznie i gdzie wyprowadzimy na ten czas psa, ale to jasne, że bez tego się nie obejdzie.
Rozwiązanie problemu z wentylacją
To na szczęście już za nami. Panowie kominiarze walczyli z moimi przewodami kominowymi przez bite 2 godziny… A ja już wiem, że nie odpuszczę im żadnej kontroli.
Malowanie mieszkania
To musi poczekać na remont balkonu, bo dopóki nie usuniemy źródła problemu, inne tego typu kroki nie mają sensu. Etap ten będzie równie problematyczny jak remont balkonu (pies!), ale już nie mogę się doczekać, bo z chęcią odświeżę wnętrze i nieco zmienię kolor (planuję postawić na bardzo jasną szarość). I tu z nieba spadła mi propozycja marki Magnat, która w ramach blogowej współpracy wesprze moją walkę o czyste powietrze w domu. Postawimy na farby z linii Sypialnia Pokój Dziecka, których główną właściwością jest oczyszczanie powietrza z trującego formaldehydu. Dodatkowo posiada właściwości biostatyczne (czyli zapobiega rozwojowi bakterii i grzybów na ścianach), jest hipoalergiczna i antystatyczna, a także plamoodporna. Głęboko wierzę, że mogę zaufać takim technologiom i że pomoże mi to zapobiec nawrotom mojego problemu. Mieszkanie to niestety nie sukienka, ani nawet samochód, nie tak łatwo jest zmienić je na inne.
Oczyszczanie powietrza w mieszkaniu
O oczyszczaczu napisałam osobny post i z perspektywy czasu muszę przyznać, że to była świetna inwestycja. Urządzenie to pomogło mi na dwa sposoby… Z jednej strony rozwiązało problem wietrzenia pomieszczenia podczas alarmów smogowych… A z drugiej strony okazało się też świetnie wysuszać wilgoć. To skutek uboczny, zupełnie niespodziewany… Zimą nawet kiedy okna cały czas się wentylują, co kilka dni coś się na nich skrapla i wtedy oczyszczacz załatwia sprawę. Ale generalnie staram się go czasami włączać nawet kiedy nie ma smogu i wody na szybach, bo producent deklaruje, że urządzenie to oczyszcza powietrze też z grzybów i pleśni.
Zakup roślin
Nie od dziś wiadomo, że kwiaty oczyszczają powietrze. Niektóre jednak mogą sprzyjać rozwojowi pleśni, więc tutaj też trzeba będzie głębiej wejść w temat i dokonać wyboru roślin optymalnych dla nas. Musimy wziąć pod uwagę również to, że ja mam wyjątkowe zdolności zabijania wszystkiego co posiada chlorofil. Opiekę nad naszymi nowymi przyjaciółmi chyba będzie musiał przejąć Wojtek ;). Póki co ok. 2 tygodnie temu zawitał u nas skrzydłokwiat i wydaje się być bezproblemowy w obsłudze.
Póki co – odpukać – jest dobrze. Po ostatnim oczyszczaniu ściany problem już nie wrócił, co zawdzięczam chyba głównie oczyszczaczowi. Wierzę, że ten zaplanowany remont balkonu i mieszkania rozwiąże problem całkowicie. Trzymajcie kciuki! Latem pewnie zrobię aktualizację i pokażę Wam jakich zmian przy okazji dokonaliśmy. Może jeszcze wyjdzie z tego coś fajnego 😉
Partnerem wpisu jest marka Magnat