Tego wpisu nie było w planach, ale zrodził się z wczorajszego przeglądu tygodnia, który zamienił się w jakiś elaborat. Ostatecznie uznałam, że to jest dobry moment na podsumowanie “roku z życia freelancera”, ponieważ w moim przypadku ten rok zmienił wszystko. I może moja historia pocieszy tych, którzy teraz są w kiepskim momencie.
Zacznijmy od tego co było rok temu.
Było naprawdę kiepsko. Towarzyszyło mi poczucie porażki, wątpiłam czy kiedykolwiek uda mi się jakoś ustabilizować swoją sytuację. To życie od przelewu do przelewu było strasznie męczące. Miałam dużo wydatków, nieregularne dochody, brak perspektyw na poprawę sytuacji, moje oszczędności topniały a ja byłam bliska załamania i rezygnacji z moich marzeń. Kiedy otrzymałam propozycję pracy na etacie w dużej agencji marketingowej, długo biłam się z myślami czy ją przyjąć… W pewnym momencie byłam już na to zdecydowana, ale wtedy coś mnie tknęło i postanowiłam jednak dać ostatnią szansę swoim marzeniom… Nie wiem czy był to akt odwagi czy nieodpowiedzialności, ale na szczęście nie musiałam długo się nad tym zastanawiać – w czerwcu machina ruszyła i nie zatrzymała się aż do dziś.
A jak jest dzisiaj?
Jestem niesamowicie zadowolona z tego co udało mi się osiągnąć i aż się boję o tym pisać aby nie zapeszyć. Póki co mam same stałe zlecenia i od prawie roku tych samych klientów. Nowych nie szukam, bo nie chcę pracować więcej (zależy mi aby mieć czas na życie prywatne i na blogowanie), a jak czasami sam ktoś się zgłosi to trenuję asertywność ;). Dzięki temu niemożliwe stało się możliwe – pracuję mniej niż na etacie (a przynajmniej tak czuję, bo jak już kiedyś pisałam – w moim przypadku trudno zdefiniować co właściwie jest pracą), dochody są porównywalne, a satysfakcja z pracy jakieś 50x większa. Śmiać mi się chce z moich własnych marzeń sprzed jakichś 5 lat. Widziałam wtedy siebie jako jakiegoś managera na etacie, a teraz… Cieszę się, że już nim nie jestem. Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszę. Warto było poświęcić każdą złotówkę oszczędności na początku mojego freelancingu, aby dotrzeć wreszcie do takiego momentu, w jakim jestem teraz.
Opisując moją obecną sytuację nie mogę nie wspomnieć, że mam naprawdę wspaniałych klientów. Są bezproblemowi, a jakby tego było mało – od jednego z nich otrzymuję naprawdę olbrzymie wsparcie. Nie jest to relacja czysto biznesowa – łączy nas wspólna misja, podejście do życia… Co kilka odcinków ZdrowoManii (bo jak nie trudno się domyślić mówię tu o sponsorze programu), odbywamy dłuuugą rozmowę telefoniczną podczas której wzajemnie się inspirujemy i nakręcamy do działania. Otrzymałam tu też olbrzymią dawkę zaufania – przy realizacji programu mam wolną rękę, o tematach poszczególnych odcinków sponsor czasami dowiaduje się… po ich publikacji. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych partnerów do współpracy. Cały czas myślę, że na swojej drodze zawodowej miałam dużo szczęścia do ludzi, ale na dobre relacje z nimi i na ich zaufanie musiałam sobie zapracować. To procentuje do dziś.
Muszę jednak podkreślić, że zdaję sobie sprawę z tego, że ta stabilizacja nie będzie trwać wiecznie. Tak naprawdę nie wiem co będzie za pól roku, a o kolejnych latach nawet nie chcę myśleć. Nie mam pojęcia czy za rok lub za 5 będę robić to co teraz. Nie uważam tego jednak za coś złego, nic w życiu nie jest nam dane na wieczność i praca na etacie też tej długoletniej stabilizacji by mi nie dała. Jedno czego jestem pewna, to że dopóki będę miała taką możliwość – będę sobie radzić sama i będę dążyć do bycia na swoim.
Podsumowując…
Rok to tak naprawdę niewiele czasu. U mnie zleciało to ekspresowo. I jak widać na moim przykładzie – w rok może zmienić się wszystko – od braku perspektyw można dojść do swojej wymarzonej pracy. Czasami w jednej chwili może odwrócić się zła karta, czasami jedno pozytywne wydarzenie może pociągnąć za sobą lawinę kolejnych, równie korzystnych. Ja bardzo wierzę w to, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny i że każdy kiepski okres też jest nam do czegoś potrzebny, chociażby do zrozumienia pewnych rzeczy. Ja podczas swoich “chudych miesięcy” zrozumiałam, że mimo wszystko jestem bogata i szczęśliwa, bo miałam więcej czasu aby korzystać z życia, miałam zdrowie, miałam przy sobie bliskie osoby. Owszem, byłam też bardzo zaniepokojona swoją sytuacją zawodową, ale to nie odebrało mi radości życia, a pieniądze nagle przestały mieć dla mnie tak duże znaczenie jak kiedyś. Zadałam sobie wtedy ważne pytanie – ok, może mam za mało pracy i co za tym idzie pieniędzy, ale czy wolałabym to mieć zamiast zdrowia albo bliskich osób u boku? To od razu naprowadzało moje myślenie na właściwe tory – dla mnie w życiu najważniejsze jest zdrowie i obecność moich bliskich, przy tym wszystko inne traci znaczenie. Ale nauczyłam się tego dopiero wtedy, kiedy czegoś mi zabrakło, wcześniej raczej nie żyłam według zasady “zawsze patrz na jaśniejszą stronę życia”.
Wyszedł mi z tego nieco osobisty post, ale jeśli choć jednej osobie doda on nadziei na pozytywne zmiany to uznam, że warto 🙂