Gdybym chciała wymienić wszystkie atrakcje Kotliny Kłodzkiej, powstałby najdłuższy wpis w historii mojego bloga*… Inna sprawa, że sama jeszcze tych wszystkich atrakcji nie poznałam, ale prawie tydzień w tym miejscu uświadomił mi, że jest ich bardzo, bardzo wiele. A to był mój pierwszy raz w polskich Sudetach. Zawsze wydawało mi się, że największą atrakcją tego rejonu jest bliskość Czech i np. Skalnego Miasta. Okazało się jednak, że zagraniczne atrakcje schodzą na dalszy plan, kiedy otworzymy się na poznawanie tych rodzimych. Opowiem Wam dzisiaj, co zobaczyłam w Kotlinie Kłodzkiej i co polecam tam odwiedzić lub przeżyć :).
*No dobra, ten i tak nim jest.
Hotel Fryderyk
Zacznijmy od najważniejszego, czyli od miejsca, które zaprosiło nas na ten wyjazd pełen atrakcji i wspaniale ugościło. Hotel Fryderyk, bo o nim mowa, swoją nazwę zawdzięcza oczywiście Fryderykowi Chopinowi, który swego czasu był w Dusznikach Zdroju częstym gościem i chętnie dawał tam koncerty. Architektura i wnętrza hotelu są bardzo eleganckie i niesamowicie klimatyczne. Każdy pokój jest inny, a oprócz numeru ma też swoją nazwę. Zrobiłam rundkę po pokojach innych blogerów i niektóre podobały mi się bardziej, inne mniej, ale wszystkie miały swój wyjątkowy klimat, a łączył je podobny styl, typowy dla hotelu butikowego. W hotelu można poczuć się komfortowo, pokoje są dobrze wyciszone, obsługa bardzo uprzejma, jedzenie smaczne, śniadania zróżnicowane, bez problemu codziennie znalazłam coś zgodnego z moją dietą. Nie brakuje też miejsc, gdzie można odpocząć – wokół hotelu znajduje się duży ogród z placem zabaw, miejscem do spożywania posiłków i paleniskiem. Wewnątrz znajduje się też sala zabaw dla dzieci, którą nasi panowie zagospodarowali sobie jako salę do oglądania meczów i rozstawiali tam projektor i duży ekran :). Wisienką na torcie jest strefa SPA z pokojem relaksu, jacuzzi i dwiema saunami – suchą i parową. Robi mi się przyjemnie ciepło na samą myśl o wieczorach i babskich ploteczkach w tym miejscu :). To był naprawdę świetny czas!
Pierwszego dnia zorganizowano dla nas grę terenową, podczas której wykonując różne zadania, mogliśmy lepiej zapoznać się z hotelem i okolicą. Zakończyła się ona ogniskiem i przełamywaniem pierwszych lodów w relacjach z innymi. Niektórych znałam już wcześniej i niesamowicie się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam ich nazwiska na liście uczestników. Innych poznałam dopiero w Dusznikach 🙂 na końcu posta wymienię całą ekipę.
Uwaga, dwie sprawy techniczne!
- W poście będę posługiwać się również zdjęciami zrobionymi przez naszego niezawodnego fotografa Szymona Korzucha. Jak zwykle po takich wyjazdach, po obejrzeniu relacji innych blogerów, jestem załamana swoimi zdjęciami, a nie chciałabym źle zaprezentować jakiegoś miejsca z powodu niedociągnięć technicznych. Na pewno domyślicie się, które zdjęcia są Szymona. Mają inny klimat i jakość 😉
- Ze względu na olbrzymią ilość zdjęć, podzieliłam ten post na dwie strony. Nie zapomnijcie proszę zajrzeć na drugą!
Duszniki Zdrój
To miejscowość uzdrowiskowa, ale jej malownicze położenie sprawia, że wody zdrojowe dla niektórych mogą zejść na nieco dalszy plan ;). Dla mnie to przede wszystkim piękny teren, bardzo sprzyjający aktywności na świeżym powietrzu. Górskie wycieczki, jazda na nartach, na rolkach, na rowerze, konno, spływy kajakowe lub pontonowe… Naprawdę jest w czym wybierać, a Duszniki są dobrą bazą wypadową do wszystkich okolicznych atrakcji, zarówno tych na ziemi polskiej, jak i czeskiej 🙂 (nawet dojazd do Pragi nie zajmuje dużo czasu, bo ok. 2h).
Teatr Zdrojowy im. Fryderyka Chopina, to tu odbywa się Międzynarodowy Festiwal Chopinowski.
Spływ pontonowy Nysą Kłodzką
Obawialiśmy się tego 😉 pontony w październiku? Przecież pontony = rzeka = woda = mokro = zimno = przeziębienie = złe samopoczucie i brak energii na dalsze zwiedzanie. Okazało się jednak, że pontony nie są ani trochę ekstremalne, a Nysa Kłodzka jest bardzo spokojną rzeką (przynajmniej na tym odcinku). Nie było zimno, było całkiem przyjemnie i przed wszystkim PIĘKNIE! Nie raz o tym wspomnę podczas tej relacji, ale dla mnie kontakt z przyrodą zawsze jest największą atrakcją.
Organizatorem spływu był Ski-Raft, a linki do wszystkich partnerów i atrakcji znajdziecie na końcu wpisu.
Folwark Szyfrów i grobowiec
Kolejną atrakcją tego dnia był, ulokowany w tym samym miejscu co przystań, Folwark Szyfrów. Mamy tam do dyspozycji 3 escape roomy, każdy z nich jest inny i kryje się za nim zupełnie inna historia. Moją grupkę zamknięto w pokoju Tajemnica Riese 1945 roku i podobno był to pokój najmniej mroczny z całej trójki. Zadecydowała o tym obecność dzieci w naszej grupie. O pokoju oczywiście nie mogę powiedzieć zbyt wiele, aby nie psuć zabawy osobom, które dopiero się tam wybiorą.
Najlepsze jednak czekało na koniec. Moja grupa jako pierwsza została skierowana do grobowca… Panowie w Folwarku Szyfrów mieli duże poczucie humoru, dlatego kiedy opowiadali nam, że w grobowcu jest ciemno, zimno, strasznie i po wejściu do niego nie ma odwrotu, nie traktowaliśmy tego zbyt serio. Okazało się jednak, że mieli rację, ale tutaj znowu – nie mogę powiedzieć nic więcej. Ale muszę przyznać, że ta atrakcja zrobiła na mnie tego dnia największe wrażenie, więc bardzo polecam, aby się na nią skusić.
Minieuroland
Park miniatur odwiedziliśmy już prawie o zmierzchu, bo podobno najpiękniej prezentuje się na tle zachodzącego słońca (którego tego dnia nie było ;)). To miejsce przede wszystkim dla miłośników architektury, pięknych ogrodów i zabytków. Minieuroland z założenia nie jest jedynie parkiem miniatur. To przepiękny, pełen zieleni i kwiatów ogród, po którym bardzo przyjemnie się spaceruje. Więc nawet jeśli nie interesują Was makiety (które osobiście uważam za małe dzieła sztuki), prawdopodobnie i tak miło spędzicie tam czas. Jeśli chodzi o miniatury, to sporą część parku zajmują makiety prezentujące atrakcje Ziemi Kłodzkiej i Dolnego Śląska. Nie brakuje jednak też takich kultowych budynków, jak Krzywa Wieża w Pizie z całym swoim otoczeniem, Fontanna Di Trevi czy Łuk Triumfalny. W sumie o parku miniatur można napisać cały post, a ja tu mam do opisania jeszcze wiele innych atrakcji, więc na zakończenie dodam jeszcze tylko, co mnie najbardziej urzekło w Minieurolandzie. Otóż był to… Właściciel. Człowiek niesamowicie zaangażowany, z wielką pasją, bardzo nastawiony na rozwój. Towarzyszył nam przez cały spacer, następnie ugościł grzanym winem i goframi i muszę przyznać, że to było bardzo inspirujące spotkanie.
Torfowisko pod Zieleńcem
Kolejnego poranka doczekałam się tego, na co czekałam najbardziej! A mianowicie kolejnego kontaktu z naturą 😉 Taka oto bryka zawiozła nas na Zieleniec.
Po drodze zaliczyliśmy małą wycieczkę po torfowisku. To rezerwat przyrody, w którym lepiej nie schodzić z wyznaczonych ścieżek… Jako posiadaczka najdłuższych kaloszy miałam okazję wypróbować, jak może się skończyć wejście na tereny podmokłe… I potwierdzam – chodzenie po bagnach wciąga! Przez chwilę nawet się przestraszyłam, że stracę kaloszka.
Poza tym tutaj za bardzo nie ma co opowiadać, niech te zdjęcia (w większości wykonane przez fotografa) powiedzą same za siebie.
Na terenie rezerwatu znajduje się drewniana wieża widokowa, której konstrukcja jest przystosowana do utrzymywania się na tym grząskim terenie. Mówiąc w dużym uproszczeniu – wieża ta pływa, a nie stoi ;). Widoki z niej podobno potrafią być przepiękne, ale nam podczas tego spaceru towarzyszył deszcz i mgła 🙁
Zieleniec i schronisko Masarykova Chata
O Zieleńcu nie powiem Wam zbyt wiele, bo mgła nie pozwoliła nam go zobaczyć.
Ale warto dodać, że to część Dusznik Zdroju, która podczas zimniejszej połowy roku zamienia się w raj dla narciarzy. My skorzystaliśmy z kolejki Nartorama i wjechaliśmy na szczyt, gdzie znajduje się granica z Czechami i czeskie schronisko Masarykova Chata. To najprostszy sposób, aby przy okazji wizyty w Dusznikach odwiedzić naszych południowych sąsiadów i posmakować ich przysmaków. Mgła była bardzo gęsta, więc znowu nie było nam dane podziwianie widoków.
Do samego Zieleńca wstąpiłam jeszcze z Wojtkiem, kiedy wracaliśmy z Pragi, ale pogoda znowu nie była zbyt łaskawa 🙁
Dzień ten zakończył się bardzo fajnie, bo pod przewodnictwem Kasi z Twoje DIY przygotowywaliśmy scrapbookingowe kartki dla chorych dzieci. Czułam się jak na lekcji plastyki w podstawówce i pewnie na takim poziomie były też moje dzieła ;). Ale zabawa była świetna i fajnie było zrobić coś dobrego dla innych.
A w tym czasie panowie…
Warto dodać, że sponsorem tego wydarzenia (kartek, nie meczu) był pan Wiesław Bakanowicz z firmy Regalia, który wcześniej tego samego dnia przygotował dla nas obiad, gotując na żywo na swojej ekspresowej grillo-patelni. Ja nie jadłam mięsa, ale przygotowane w ten sposób warzywa były pyszne. Taki sprzęt to jednak nie na moją małą kuchnię i wegetariańskie potrzeby, za to na pewno świetnie sprawdziłby się w lokalach gastronomicznych.
Po więcej zdjęć i atrakcji zapraszam na drugą stronę!