Mój ulubiony kierunek podróży to zdecydowanie południe Europy. Uwielbiam tamtejszy klimat, kuchnię, atmosferę i krajobrazy. Ale kilka miesięcy temu dostaliśmy z Wojtkiem na urodziny europejską mapkę-zdrapkę i to ona uświadomiła mi, że totalnie zaniedbałam kwestię podróży na północ. Bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się to nadrobić i że na pierwszy ogień poszła Norwegia, o zobaczeniu której marzę, od kiedy pierwszy raz zobaczyłam gdzieś fiordy. Trudno przejść obok nich obojętnie… Ale powiem szczerze, że nie liczyłam na zobaczenie fiordów w okolicy, w którą się wybierałam. Miałam przekonanie, że w tym rejonie Norwegii nie ma ich zbyt wiele. Jako że jechałam z wizytą do Olgi, postanowiłam totalnie zdać się na nią i jej męża i nie sprawdzać żadnych informacji o Bergen i okolicach. Chciałam, aby to oni mogli mi o wszystkim opowiedzieć i co nieco pokazać.
No i (nie)stety ze względu na formułę mojego wyjazdu, tym razem nie będę mogła podzielić się z Wami informacjami praktycznymi. Mam ich dosłownie kilka, bo organizacją mojego pobytu w dużej mierze zajęli się goszczący mnie Olga i Rafał. Byli tak kochani, że wszędzie mnie wozili, karmili pysznym, domowym jedzeniem i w ogóle o nic nie musiałam się martwić. No ale mam dla Was kilka malutkich wskazówek:
- Jeśli będziecie lecieć do Norwegii w ciągu dnia, nie żałujcie kasy na miejsce koło okna w samolocie. No chyba, że tego dnia ma padać, albo być bardzo pochmurno… Ale jeśli zapowiada się słoneczny dzień, czeka Was jedno z najpiękniejszych lądowań w Waszym życiu. Widok z samolotu na góry i fiordy naprawdę zapiera dech w piersiach. Ja jestem nie do końca normalna, więc chciało mi się płakać ze szczęścia 😉
- Jeśli chodzi o prognozy pogody, to Olga korzysta z tej strony, mówi, że ma dużą sprawdzalność.
- Jeszcze w temacie pogody – planując wizytę w Norwegii warto wziąć pod uwagę jej klimat, który jest odrobinę inny, w zależności od położenia danego miasta. Przykładowo zachodnie wybrzeże ma dość łagodny klimat, bo ma na nie wpływ prąd zatokowy (być może kojarzycie z geografii nazwę Golfsztrom). Jeśli zimą szukacie mrozu i śniegu, lepiej wybrać się wgłąb kraju, chociażby do Oslo ;).
- Nie musicie się martwić o gotówkę, nie będzie Wam potrzebna. Na miejscu oczywiście nie brakuje bankomatów, ale kartą można tam zapłacić niemal za wszystko, nawet za toaletę.
- Jeśli chodzi o nocleg, to ja, gdybym nie jechała do Olgi, tradycyjnie postawiłabym na AirBnb. Można tam znaleźć coś w przyzwoitej cenie, a po rejestracji z mojego linka polecającego otrzymacie dodatkową zniżkę w wysokości 50 zł na pierwszy wyjazd.
- Jeśli zbieracie magnesy z podróży, śmiało możecie kupić je dopiero na lotnisku. Ceny są dość wyrównane, a ja na lotnisku trafiłam nawet na niższe, niż widziałam “na mieście”.
Polecam też mój post z ciekawostkami na temat Norwegii, dowiecie się z niego na przykład, że drogi są tam w dużej mierze płatne. Na pewno do wyjazdu do Norwegii trzeba się dobrze przygotować, bo niektóre koszty mogą zaskoczyć.
Mój zimowy weekend w Norwegii – co zobaczyłam?
Miałam duże szczęście, że podczas mojego pobytu w Norwegii miałam świetnych przewodników w postaci Olgi i Rafała, którzy mieszkają tam już od kilku lat. Już pierwszego dnia Olga oprowadziła mnie po swojej przepięknej okolicy, gdzie nie brakuje pięknych ścieżek do spacerów i ładnych widoków.
W moim planie zwiedzania nie mogło zabraknąć samego Bergen. Miałam to szczęście, że zobaczyłam je z góry w trzech różnych opcjach oświetleniowych – w nocy, za dnia i tuż po zachodzie słońca. Ciężko zdecydować, która jest najpiękniejsza, ale skłaniam się ku tej pośredniej. Ten punkt widokowy to góra Fløyen, szczyt o wysokości 399 m.n.p.m. Jest to jedna z siedmiu gór otaczających to miasto. Zastanawialiście się w dzieciństwie co kryje się za siedmioma górami i siedmioma lasami? No chyba właśnie to!
Na górę można wejść (i tym samym mogę się pochwalić, że udało mi się zdobyć jakiś norweski szczyt ;)), lub wjechać kolejką Fløibanen. Kosztuje (w przeliczeniu na nasze ;)) niecałe 50 zł za przejazd w obie strony (przynajmniej teraz, tzn. w styczniu 2018). Mimo wszystko zachęcam, aby spróbować wejść tam na własnych nogach, widoki po drodze są przepiękne i nawet przyjemnie się tam nieco zgubić.
Bardzo charakterystycznym miejscem w Bergen jest Bryggen. To taka ich mini-starówka 😉 dawniej centrum handlu, obecnie jedna z największych atrakcji turystycznych (częściowo odbudowana po pożarach). Warto wejść w jakieś przejście pomiędzy domkami i przespacerować się tymi maleńkimi uliczkami.
Warto pospacerować też po okolicy portu i skręcić w jakąś “osiedlową” uliczkę. To w takich zakamarkach kryją się zazwyczaj najfajniejsze i najbardziej autentyczne miejsca.
W niedzielę wybraliśmy się w góry, czyli do Furedalen Alpin. To ok. 60 km od miasteczka Os, w którym mieszka Olga. Droga zajmuje ok. 1h10m i biegnie wzdłuż fiordu, więc gwarantuje piękne widoki.
A na miejscu czeka na nas zima…
I dobra zabawa <3
Jest po prostu przepięknie. Są tam też bezpłatne toalety i miejsce, gdzie można kupić coś do jedzenia (np. zupkę z proszku lub parówkę :P). Warto wziąć swój prowiant i skorzystać z dostępnych tam stolików lub leżaczków.
Będąc w okolicy Furedalen można zahaczyć jeszcze o słynny wodospad, którego nazwy nigdy się nie nauczę 😉 Steinsdalsfossen! Latem wokół niego jest przepięknie zielono i jest więcej wody. Istnieje też możliwość wejścia za wodospad, ale teraz było tam strasznie ślisko, więc sobie odpuściłyśmy.
Jeśli chcecie zobaczyć to wszystko w ruchomych obrazkach, to zapraszam na vloga:
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to co co zobaczyłam, było dość przeciętne, jak na Norwegię. Ja i tak byłam zachwycona, ale jednocześnie cały czas miałam świadomość, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na pewno będę wracać do tego pięknego kraju.