Nasz plan zwiedzania Londynu charakteryzował się brakiem planu. Nie miałyśmy listy obowiązkowych punktów do odhaczenia, nie miałyśmy na celu zobaczenia jak największej ilości atrakcji… Decyzję co będziemy robić podejmowałyśmy w zasadzie z dnia na dzień, a czasami nawet z godziny na godzinę, dostosowując to do naszych chęci i samopoczucia. I wiecie co? To było super. Zobaczyłyśmy kilka głównych atrakcji miasta, kilka pięknych parków, jedno muzeum, jeden punkt widokowy… Na raz wystarczy. Pędząc od jednej atrakcji do drugiej, łatwo można przegapić… atmosferę miasta :). A poczucie jej jest jedną z najfajniejszych rzeczy, jakie można przeżyć podczas podróży.
Zwiedzanie Londynu w kilka dni
Pokażę Wam dzisiaj co zobaczyłyśmy i jak to podzieliłyśmy na dni. O moich wrażeniach dotyczących samego Londynu nie będę się rozpisywać, bo to zrobiłam już w osobnym poście :).
Koniecznie zobaczcie też, jak zwiedzać Londyn za pół ceny:
China Town
Swoje pierwsze kroki po przyjeździe skierowałyśmy do centrum i do China Town. Tam planowałyśmy się pożywić, aby mieć siłę na resztę wycieczki. Jako że nie zaliczam się do wielkich fanów chińszczyzny, postawiłyśmy na opcję typu “jesz ile chcesz”, bo pozwala ona posmakować kilku różnych, nieznanych nam potraw bez obaw, że zamówimy coś, co zupełnie nam nie podchodzi. Taki “bufet” kosztuje, w zależności od lokalu, ok. 8-12 £, czyli 40-60 zł. Trzeba jedynie pamiętać, aby nie nałożyć sobie za dużo, bo płaci się też za pozostawione na talerzu jedzenie. To oczywiście ochrona przed marnowaniem.
Hyde Park
Następnie podjechałyśmy do Hyde Parku. Ciepłe uczucia zalały nasze serca, kiedy już z autobusu zobaczyłyśmy, że wiosna w Londynie rozgościła się na dobre…
W Hyde Parku przyjrzałyśmy się jej z bliska 🙂
Nawet skusiłyśmy się na pierwsze w tym roku lody.
Notting Hill
Kolejny autobus zawiózł nas na Notting Hill. Niestety dotarłyśmy tam już o zachodzie słońca, więc musiałyśmy się spieszyć, abym zdążyła zrobić choć kilka fotek tej pięknej dzielnicy… Światło nie było już sprzyjające, ale okolica nas zauroczyła.
Następnego dnia rano znowu wyruszyłyśmy do centrum autobusem. Miejscówka na piętrze z przodu umożliwia zwiedzanie miasta bez absolutnie żadnego wysiłku ;).
London Eye
Naszym głównym celem było London Eye. Fajna, ale i droga atrakcja… We wpisie z informacjami praktycznymi opowiem Wam jak skorzystać z niej za pół ceny. Całkiem legalnie!
Widoki z oka Londynu są przepiękne.
Pamiętajcie, aby odwiedzić też kino 4D z krótką prezentacją na temat London Eye i Londynu. Choć nie wiem co było dla mnie ciekawsze, czy ten krótki filmik czy to, jak ludzie na niego reagowali ;).
Tower Bridge i Borough Market
My po wizycie na London Eye udałyśmy się do Primarka, a potem (ja już uzbrojona w czapkę, bo strasznie wiało) udałyśmy się na spacer nad Tamizą. Chciałyśmy zobaczyć słynny most Tower Bridge.
Następnie udałyśmy się na Borough Market, gdzie można znaleźć sporo stoisk z jedzeniem ulicznym z różnych zakątków świata. Jeśli mam być szczera – uważam takie miejsca za trochę przereklamowane, nastawione bardziej na atmosferę i design, niż faktycznie dobre jedzenie. Mnie ono nie zachwyciło, ale nie zmienia to faktu, że lubię czasami bywać w takich miejscach 😉
Richmond Park
W piątek spotkałyśmy się z moją czytelniczką Leną (pozdrawiam!) i udałyśmy się na poszukiwanie jeleni w Richmond Parku. Widziałam to miejsce w jednym z vlogów Mimi Ikonn i zamarzyłam, aby je odwiedzić. Niewiele jest w naturze miejsc, gdzie można spotkać te zwierzęta niemalże na wyciągnięcie ręki. Przyznam, że straciłyśmy już nadzieję na to spotkanie…
Kiedy gdzieś daleko w trawie wyłonił nam się taki widok:
Przyznajcie, że całkiem nieźle się kamuflują ;). I co tu dużo mówić, są przepiękne! Tak pięknie leżą, przeżuwają, wpatrują się, żyją w symbiozie z ptakami (które po prostu siadają im na głowie czy na grzbiecie i robią swoje, czyli wyskubują im coś z sierści)… Aaaaaaa! Jedno z najfajniejszych doświadczeń w moim życiu 🙂
Następnego dnia zwiedzanie zaczęłyśmy od Buckingham Palace. Jest tam baaardzo tłoczno, ale cóż z tego, skoro wszyscy “pocałowaliśmy klamkę” ;). Nad pałacem powiewała flaga brytyjska, co oznacza, że Królowej nie było w pałacu. Obecność Królowej symbolizuje flaga królewska.
Później spacerem przez St James’s Park doszłyśmy na plac defilad Horse Guards Parade, na którym akurat odbywała się jakaś “parada”, czy też zmiana warty straży konnej.
Stamtąd przespacerowałyśmy się pod jeden z najsłynniejszych dzwonów Europy, czy Big Ben i na Most Westminsterski. Nie miałyśmy wtedy pojęcia, że kilka dni później zobaczymy to miejsce we wszystkich serwisach informacyjnych :(.
Odwiedziłyśmy też National Gallery. To świetna sprawa, że w Londynie dużo tego typu miejsc jest dostępnych za darmo.
I – jako że mam w rodzinie fanów M&M’s – na końcu wstąpiłam po drobny upominek do M&M’s World. Nie rozumiem fenomenu tego miejsca, ale trzeba mu przyznać, że jest kolorowe ;).
Po dość długim spacerze zahaczającym o China Town…
(ten pan podobno zbierał na pierścionek zaręczynowy ;))
…dotarłyśmy na obiad do Tibits. Bardzo fajne miejsce, ale więcej o nim napiszę w poście z informacjami praktycznymi, który już za tydzień.
A na kanał wjechał ostatni vlog z Londynu: