Zapraszam Was dzisiaj na te wspomnienia z Gruzji, które celowo zostawiłam “na deser”. Dziś będzie o gruzińskiej gościnności, jedzeniu i związanych z tym tradycjach.
Jeszcze przed wyjazdem spotkałam się z opinią, że Gruzini lubią Polaków. Na pewno przyczynił się do tego Lech Kaczyński, który w trudnym dla tego kraju okresie okazał im wsparcie. Jak się okazuje – dla mieszkańców Gruzji miało to duże znaczenie, o Lechu Kaczyńskim wspomniał każdy Gruzin z którym miałam okazję porozmawiać. Większość z nich dobrze kojarzy też Warszawę, a jeden nawet opowiadał mi o swojej podróży poślubnej po Polsce, co było “bardzo, bardzo dawno temu”. Ogólnie okazji do rozmów z Gruzinami nie brakuje, bo w dużej mierze to otwarci ludzie. Problem może jednak stanowić bariera językowa – zdecydowanie bardziej popularny od angielskiego jest tam język rosyjski (którego ja nigdy się nie uczyłam).
Gruzja słynie też ze swojej gościnności, ale tę trudno tak w 100% ocenić wyjeżdżając na wyjazd zorganizowany. Niemniej nasi organizatorzy* nie pożałowali nam niczego – nocowaliśmy w dobrych hotelach, a jedzenia też było aż w nadmiarze. Szczerze mówiąc stoły aż uginały się pod różnymi smakołykami, chyba wszyscy wróciliśmy z lekkim nadbagażem…
Jedną z rzeczy, które mnie urzekły było to, że Gruzini kochają taniec i śpiew. I co więcej – wychodzi im to! A nawet jak nie wychodzi, to się nie przejmują. Raz przypadkiem trafiliśmy w restauracji na gruzińską suprę z okazji… Nie wiadomo jakiej, różne opcje się pojawiały, ale to w sumie bez znaczenia :). Na początku przyglądaliśmy się im z zaciekawieniem, a później zaczęła się wspólna zabawa. Pierwszy krok wykonali oni – podzielili się z nami tortem. Potem wznieśli za nas toast, a potem już impreza przeniosła się na parkiet.
Jak część z Was wie – ja też kocham taniec, więc z ogromną przyjemnością przypatrywałam się jak tańczy się w Gruzji. Podpatrywałam Gruzinki i próbowałam robić to co one, co w sumie nie wiem (i nie chcę wiedzieć) jak mi wychodziło, ale pod koniec imprezy tańczący ze mną Gruzin wcisnął mi do ręki karteczkę z numerem telefonu, więc chyba nie było tak źle 😉 Ubawiłam się, bo przecież nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Karteczkę chciałam zachować na pamiątkę, ale chyba zaginęła gdzieś w akcji i pozostało mi po niej zdjęcie.
A tutaj krótki filmik, który pokazuje Gruzję od tej roztańczonej i rozśpiewanej strony. To zbitek naprawdę kiepskich jakościowo filmików, więc nie oceniajcie go pod względem walorów artystycznych.
Mała “legenda do filmu”:
- występ zespołu tanecznego w jednej restauracji – patrzcie na ich stopy!
- “prywatna” supra o której wspominałam wyżej
- wieczór w wiosce Gobroneti i występ tradycyjnego gruzińskiego zespołu. Zarówno zespół jak i wioska zostały przedstawione przez Marcina Mellera w jego książce “Gaumardżos”
Gruzja urzekła mnie też bardzo smacznym winem. Nie chcę nic mówić, ale tam mogłam pić je praktycznie bez ograniczeń i nic mi nie było, a po powrocie na babskim wieczorze z rozpędu wypiłam 3 lampki i ledwo wróciłam do domu. Chcę do Gruzji 😉
A jak jest wino to są też toasty – te gruzińskie są wyjątkowo długie i częste. Każdy gruziński tamada (taki mistrz ceremonii) ma cały ich repertuar. Często pierwszy toast wznoszony jest za pokój. Dla nas toasty za “peace” brzmiały nieco zabawnie (przez skojarzenie z PiS), ale dla Gruzinów to bardzo poważna sprawa. Są też toasty za miłość, za rodzinę, za przyjaciół, za przyjaźń polsko-gruzińską i za wiele innych rzeczy – tyle, na ile czas trwania supry pozwoli.
Czy ja w ogóle napisałam co to jest supra? To tradycyjna gruzińska kolacja, może być organizowana zarówno w domu jak i w jakiejś knajpce. To dla Gruzinów świetna okazja aby się najeść, napić, pośpiewać, potańczyć i po prostu – pielęgnować relacje z rodziną i przyjaciółmi. Już tęsknię za tymi biesiadami!
Tradycyjny gruziński toast podany w rogu – to sprytny sposób na to, aby pić do dna, takiego kieliszka przecież nie da się odstawić 😉
No dobra, ale miało być o jedzeniu a ja tu się rozpisuję o imprezach… Gruzińska kuchnia wbrew temu co wrzucałam na prywatnego facebooka (prowadziłam dziennik chaczapuri) jest bardzo różnorodna. Znajdziemy w niej zarówno sporo potraw z warzyw, jak i różnego rodzaju mięs. Jeśli chodzi o te mięsne to ze względu na mój mięsowstręt niektórych nawet nie spróbowałam, a innych posmakowałam dosłownie po kęsie. Ale muszę przyznać, że były to bardzo ciekawe smaki, niektóre sosy były po prostu genialne. Zacznijmy może od dań wegetariańskich i od rzeczy najprostszej, czyli chleba. W jednej restauracji mieliśmy okazję zobaczyć jak taki chleb jest wypiekany (wewnątrz tego kamiennego pieca).
Przejdźmy do słynnego gruzińskiego placka z serem, jakim jest chaczapuri. Jedliśmy je praktycznie codziennie (tylko jednego dnia nie pojawiło się ani razu), czasami było i na kolacji i na obiedzie 🙂 oczywiście nie jest to danie główne, a raczej przystawka.
W Adżarii popularne jest chaczapurii w postaci “łódki” wypełnionej serem i żółtkiem jajka. Najpierw zapiekany jest sam ser, potem dodaje się żółtko i to wkłada się do pieca jeszcze na dosłownie chwilę. Żółtko jest prawie surowe, przed zjedzeniem należy wymieszać je z serem.
Kolejnym po chaczapuri daniem, które gościło chyba na każdy stole była zwykła sałatka z pomidorów i ogórków, zazwyczaj z dodatkiem świeżych ziół i różnych papryk.
To danie całkowicie podbiło moje podniebienie i serce – gruzińska potrawka warzywna bardzo podobna do ratatouille to ajapsandali. Mogłabym jeść i jeść i jeść… Muszę to odtworzyć, Tomek dodał już przepis 🙂
W prawym dolnym rogu zdjęcia widoczna jest dolma – w Gruzji również można spotkać te popularne też w innych krajach (np. Turcji i Grecji) gołąbki w liściach winogron. Szczerze mówiąc nie pamiętam czy dolma dostępna na tym stole była wegetariańska, załóżmy że tak ;).
Jest też lobio – potrawka z fasoli, kolejne wegetariańskie danie.
I skoro jesteśmy przy fasoli – lobiani, czyli takie jakby chaczapuri z pastą fasolową zamiast sera – niebo w gębie!
Kolejny mój hit to phali/pchali/pkhali, czyli coś w rodzaju past wykonanych z warzyw, orzechów i przypraw. Najbardziej mi smakowało to różowe
Obok phali zazwyczaj pojawiają się też roladki z bakłażana – to plastry bakłażana z masą na bazie orzechów. Mniam.
Popularnym daniem w Gruzji są też pieczarki zapiekane pod serem.
No i skoro jesteśmy przy jedzeniu bezmięsnym – nie mogę tu pominąć serów, które również pojawiały się prawie na każdym stole.
Czasami pod naprawdę dziwną postacią, np. w gorącym, domowym maśle – danie nazywa się borano i jest typowo adżarskie.
W sosie z dodatkiem mięty – to danie nazywa się gebzhalia.
W zapiekance przypominającej lasagne z serem (dobra!) – sinori (danie typowe dla rejonu Adżarii).
Lub w naleśniku – to takie naleśnikowe chaczapuri 😉
Ktoś coś mówił o chaczapuri?
(w tle potrawka z pieczarek i bodajże cielęciny)
Na poniższym zdjęciu oprócz chaczapuri widać też ryby i placuszki kukurydziane – mczadi.
A skoro jesteśmy przy rybach – tutaj ryba w sosie z granatów.
A tu smaczna pasta kanapkowa, w której nie wiem co było, ale chyba też jakaś ryba. Żałuję, że nie dopytałam, bo bardzo mi to smakowało. Chyba muszę uderzyć z tym do naszych blogerów kulinarnych 😉
Ok, czas na mięsiwo. To danie nazywa się iakhni i jest to wołowina w sosie orzechowym – pysznym! Moczyłam sobie w nim chlebek ;). To tradycyjna potrawa adżarska.
Szaszłyki mają tu całkiem pokaźne rozmiary
Ten na przykład był na całą szerokość stołu 😉
Chakondrili – wołowina w pikantnym sosie (potrawa charakterystyczna dla regionu Adżarii)
Kuchmachi – podroby cielęce/wieprzowe z sosem z przyprawami i orzechami
Ostri – wołowina w sosie pomidorowym
Gruzińska sałatka Cezar
Chinkali czyli gruzińskie pierożki z mięsem i rosołkiem w środku. Podobno powinno się je jeść ręką, ale ja popełniłam faux pas i pomogłam sobie nożem i widelcem, taki los aparatek. To akurat chinkali z mięsem, ale gdzieś na stole pojawiła się też wersja wegetariańska z grzybami i inna z farszem ziemniaczanym.
Gruziński kebab.
Zupa grzybowa.
Jak widać na powyższych zdjęciach – pokazuję posiłki zarówno z eleganckich restauracji jak i z “domów gościnnych” gdzie nakarmiły nas prawdziwe, gruzińskie gospodynie. U tych drugich można się poczuć “jak u mamy”. Nawet składniki tradycyjnego niedzielnego obiadu się znalazły – ziemniaczki i pieczony kurczak.
A to kilka sosów do potraw. Jeden z nich (najwyższy) wykonany jest na bazie śliwek (tkemali), drugi (ten najniższy – adżika) zrobiony jest z papryki, czosnku, ziół i orzechów włoskich, a ten trzeci to już praktycznie ostre papryczki w czystej postaci ;).
Kurczak w sosie czosnkowym.
Sałatka doprawiona mięsem, szkoda 😉
Mięso z sosem szpinakowym.
Na deser najczęściej podaje się owoce.
I skoro jesteśmy przy słodkościach – znanym gruzińskim przysmakiem są czurczhele (zangielszona nazwa to churchkhela), czyli orzechy w polewie z owoców, najczęściej winogron.
Robiliśmy je!
Odkryłam ostatnio, że wybierając zdjęcia z Gruzji zapomniałam o jednym folderze. Dlatego przy okazji wpisu o imprezach wrzucam też fotki z nieco bardziej eleganckiej imprezy w barze na ostatnim piętrze hotelu Radisson Blu – to był ostatni nasz wieczór, Batumi płakało z tego powodu…
I na koniec spojrzenie na jedzenie od innej strony – gruziński bazar. Niestety podczas wizyty w tym miejscu nie miałam przy sobie aparatu, więc mam tylko kilka kiepskich fotek z telefonu. Bazar w Batumi był bardzo duży, dwupiętrowy. Stragany uginały się pod naporem pysznych, świeżych warzyw i owoców, a także mięs w przeróżnej postaci… Również w formie prosiaków wiszących w całości na wieszakach. To było zdecydowanie nie na moje nerwy i musiałam opuścić dział mięsny jeszcze zanim naprawdę się w nim znalazłam 😉
Uff… To chyba wszystko! Mam nadzieję, że nie zgłodnieliście za bardzo 😉 a jednocześnie, że przekonałam Was do gruzińskiej kuchni bo jest naprawdę różnorodna i warta uwagi. Ale potrawy to nie wszystko – nie bez znaczenia jest też cała towarzysząca jedzeniu otoczka… Cieszę się, że mogłam posmakować (dosłownie i w przenośni) tej gruzińskiej gościnności i zamiłowania do tradycji. Polecam każdemu :).
Ani i Sopo dziękuję za konsultacje przy odtwarzaniu nazw niektórych potraw.
*Przypominam, że wyjazd odbył się na zaproszenie Departamentu Turystyki Adżarii w ramach akcji Blogerzy w Batumi zorganizowanej przez Blomedia.pl.