Podróżowanie po sezonie ma jeden minus – relacje na blogu pojawiają się poźniej nieco od czapy, niczym musztarda po obiedzie. Ale nie odmówię sobie napisania o swoich przeżyciach i doświadczeniach, związanych zarówno z tym wyjazdem, jak i ogólnie z jazdą na nartach. Jednak o wrażeniach i o Zieleńcu napiszę osobny post, a dzisiaj skupię się na bardziej praktycznej stronie, czyli na tym jak się ubrać na narty, co ze sobą zabrać, co warto kupić, a co można wypożyczyć.
Zaznaczam, że piszę to z perspektywy osoby totalnie początkującej (i do takich osób kieruję ten post), więc nie będę za bardzo wnikać w techniczne szczegóły. Jeśli jednak ktoś bardziej zaawansowany chce się podzielić swoimi doświadczeniami – zapraszam do komentowania.
Narty dla początkujących – jak się ubrać na narty?
Jeśli do tej pory nie byliście fanami sportów zimowych, prawdopodobnie nie macie odpowiednich ubrań i przed swoim pierwszym wyjazdem na narty będziecie musieli trochę zainwestować. Nawet nie tyle w sprzęt, bo ten bez problemu można wypożyczyć, ale w ubrania, które mają bardzo duży wpływ na komfort na stoku. Takie absolutne minimum dla pełnego komfortu to moim zdaniem:
- bielizna termiczna
- “oddychająca” bluza lub polar
- kurtka chroniąca przed wiatrem i deszczem/śniegiem
- spodnie nieprzemakalne
- rękawice narciarskie
- gogle
- kominiarka
- buff
Bez ściemy przyznam, że to trochę kosztuje. Ja nie miałam nic poza bielizną i buffem i na te sportowe, przedwyjazdowe zakupy wydałam ok. 700-800 zł, kupując rzeczy nie najtańsze, ale i nie jakieś zaawansowane. Na szczęście wszystko okazało się potrzebne i świetnie się sprawdziło.
Zaczynając od bielizny – korzystałam głównie z bezszwowej bielizny z mikrofibry, którą 100 lat temu dostałam od szefostwa, kiedy pracowałam w sklepie z bielizną bezszwową. W jej skład wchodziły legginsy i koszulka z długim rękawem Na miejscu okazało się, że Wojtek nie wziął swojej kominiarki, więc oddałam mu swoją, a sama używałam koszulki, którą jakoś jesienią kupiłam w Lidlu. Miała ona wbudowaną kominiarkę, więc świetnie się sprawdziła. Dodatkowo jest lekko ocieplana, szybko schnie… To kolejna sportowa rzecz z Lidla, która mnie nie zawiodła.
Polar kupiłam na Zalando w dziale z odzieżą narciarską (nie podlinkuję, bo już chyba go nie ma). Kosztował ok. 100 zł. Nie był mi potrzebny codziennie – kiedy jest na plusie i świeci słońce, może okazać się zbędną warstwą. Pamiętajcie, że aby bielizna termiczna dobrze spełniała swoją rolę, ta warstwa ocieplająca powinna być oddychająca.
Kurtka to moja perełka. Kupowałam ją pod koniec sezonu, więc załapałam się na przecenę i kupiłam ją za 240 zł (pierwotnie kosztowała 320 zł). To typowa kurtka narciarska wyposażona w różne przydatne gadżety, jak np. kieszeń na gogle ze specjalną ściereczką, kieszeń na skipass, wywietrzniki pod pachami, fartuch przeciwśniegowy. W zasadzie z każdego z tych bajerów korzystałam, więc uważam je za bardzo przydatne. Jeśli chodzi o parametry materiału to było to 5000mm/m2 – 5000g/m2/24h. Przy panujących na przełomie lutego i marca warunkach było to w zupełności wystarczające. W kurtce tej ani przez chwile nie było mi zimno, a i nie mogę powiedzieć, abym się w niej zagotowała… W zasadzie cały czas korzystałam z wywietrzników pod pachami i wszystko było idealnie.
Oczywiście przy wyższych temperaturach możecie założyć też zwykłą sportową kurtkę, np. typu softshell. Ważne aby chroniła przed wiatrem i ewentualnymi opadami. Osoba początkująca nie powinna odczuć braku tych wszystkich typowo narciarskich bajerów.
Spodnie narciarskie powinny być wykonane z nieprzemakalnego materiału, a większość wyróżnia się też wzmocnieniami po wewnętrznej stronie na dolnych nogawkach. Ja akurat postawiłam na najtańszą opcję, ale pod koniec sezonu nie miałam zbyt dużego wyboru. Kupiłam spodnie w rozmiarze XS w Decathlonie, a i tak w nich tonęłam. Nie radzę zostawiać tego zakupu na ostatnie tygodnie sezonu, może być ciężko znaleźć coś dopasowanego, co nie kosztuje 1000 zł ;).
Akcesoria narciarskie
Na stoku nie obejdzie się też bez pewnych akcesoriów… Mocne, nieprzemakalne rękawice (moje marki Salomon kosztowały 170 120 zł), buff pod szyję (ok. 50 zł), kominiarka (ok. 30-50 zł), która chroni przed zimnem i jakoś tak przyjemniej zakłada się na nią kask… No i gogle. Te podobno można też wypożyczyć, ale my nie byliśmy tego pewni, więc kupiliśmy swoje (130-170 zł). Przydadzą się też skarpety sięgające aż pod kolana, bo w butach narciarskich w dużej mierze opieramy się na piszczelach i każda warstwa w tym miejscu zwiększa komfort ich używania.
Obowiązkowym dodatkiem na stoku jest kask. Nie zamieściłam go na powyższej liście, bo kask można wypożyczyć, nie trzeba od razu go kupować. Kask to moim zdaniem absolutna podstawa i nie wyszłabym bez niego na stok, tym bardziej po mojej małej kolizji z innym uczestnikiem ruchu narciarskiego 😉 ale o tym opowiem w kolejnym poście z moimi wrażeniami z jazdy :).
Co zabrać na narty?
Na stoku (lub w jego bliskiej okolicy, np. w samochodzie) przydadzą Wam się też zwykłe okulary przeciwsłoneczne (tzn. nie do końca zwykłe – atestowane, od optyka!), czapka, chusteczki higieniczne, pomadka ochronna do ust z filtrem UV i jakiś batonik energetyczny, oczywiście z dobrym składem 🙂
Rzecz jasna – na upartego możecie iść na stok w dresach i w zwykłych okularach przeciwsłonecznych, ale abstrahując od tego jak będziecie wyglądać, to naprawdę nie jest zbyt komfortowe i bezpieczne rozwiązanie.
Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń z pierwszym wyjściem na stok – dużo inwestowaliście w ubrania i sprzęt? Co się sprawdziło, co niekoniecznie? Pomóżcie początkującym 🙂