To był tydzień powrotu do mojej normalnej diety. Problemy z zębami i dołożenie dolnego aparatu nieco wybiło mnie z rytmu. Jadłam mniej, nieregularnie, czasami zamiast normalnego posiłku jadłam coś, czego po prostu nie musiałam gryźć, np. lody. Dlatego kiedy wreszcie przyzwyczaiłam się do nowego rusztowania na zębach, postanowiłam przywrócić dawny porządek. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za nim tęskniłam 🙂 kanapki z warzywami, owoce wymagające gryzienia, sałatki… Błagam, niech już nic mi nigdy tego wszystkiego nie odbiera!
Uwielbiam włoską kuchnię, ale najbardziej w mojej domowej, “uzdrowionej” i przyprawionej po swojemu wersji. Jeśli makaron, to pełnoziarnisty i bez tłustych dodatków które owszem, są nośnikiem smaku ale też źródłem złego cholesterolu. Jeśli pizza to również pełnoziarnista, z dużą ilością warzyw, zieleniny i koniecznie domowym, jogurtowym sosem czosnkowym lub oliwą smakową. W tym tygodniu zrobiłam sobie dobrze zarówno makaronem jak i pizzą 😉 no dobra, nie do końca sama sobie zrobiłam, ale też miałam w tym jakiś swój udział (np. pomysł!).
Przepis na makaron zawdzięczam Ani – narobiła mi smaka na swoim Instagramie. Jedyne co zmodyfikowaliśmy to brak ketchupu i serka, ale poza tym wszystko zgodnie z instrukcją i wyszło pysznie. Już chyba ze dwa lata przymierzałam się do połączenia tuńczyk + pomidory i w końcu się udało.
A to dzisiejsze śniadanie – tak mniej więcej wygląda mój powrót na dobrą drogę 🙂 w roli głównej placek owsiany.
W tym tygodniu dwa miejsca, jedno już kiedyś prezentowałam, ale od trochę innej strony. Najpierw Jeziorko Czerniakowskie. Jeździłam tam w dzieciństwie, a teraz chciałam sobie przypomnieć jak to wygląda. I cóż… miejscówka spoko, ale tylko dla tych, którym nie przeszkadza tłum. My byliśmy w środku dnia i tygodnia a mimo to było dość tłoczno. W Warszawie mało jest miejsc, gdzie w upalny dzień można się popluskać i pewnie stąd to zainteresowanie… Ja do wody nawet nie podeszłam. Ogólnie nie polecam tego miejsca osobom, które lubią wszędzie zabierać psa, bo tam zwierzak na pewno będzie się męczył. My wybadaliśmy teren i zawinęliśmy się do domu bo raz, że praca wzywała, a dwa, że nuda – i dla nas i dla Luny.
Drugie miejsce to Wał Zawadowski, który prezentowałam tu już we wrześniu. Wtedy poziom Wisły był bardzo niski i umożliwiał spacery po miejscach, które normalnie są zalane. Niewykluczone, że za jakiś czas znowu będzie taka możliwość, a póki co pozostaje cieszyć się i tak bardzo szerokim kawałkiem nadwiślańskiej plaży. Ja to miejsce po prostu u-wiel-biam. Kiedyś jeździliśmy na Wyspy Świderskie do Ciszycy (za Konstancinem), a rok temu odkryliśmy, że prawie to samo mamy znacznie bliżej domu. Teren jest tak rozległy, że nie ma mowy o leżeniu “koc w koc” z innymi ludźmi. Pies może sobie pobiegać, poszaleć na piasku, popluskać się w małych, płytkich bajorkach… Nikomu nie przeszkadza jego obecność… Jedynym minusem jest brak cienia i wszechobecny piasek, ale w końcu to plaża…
Wczoraj było tak gorąco, że nawet Luna zdecydowała się na kąpiel. Ten pies nienawidzi wody, omija wszystkie kałuże i nie postawi łapy na zroszonej trawie, a wczoraj taki postęp…
Później oczywiście wytarza się w piachu a następnie wyciera o nasz koc i ubrania, standard 🙂
Mój plażowy niezbędnik 🙂
Bardzo mi brakuje w Warszawie (i okolicach) miejsca, w którym i my moglibyśmy się wykąpać, ale cóż… Pozostaje chyba mieć nadzieję, że uda nam się w tym roku wyskoczyć nad lubelskie jezioro…
Jeszcze coś z telefonu. Rowerem na kawę i na zakupy 🙂
A propos kawy – pamiętam, że obiecałam Wam drugą część przepisów na kawę mrożoną bez sztucznych dodatków. Niedługo będzie taki wpis, na razie jeszcze poszukuję inspiracji 😉
Sporo osób pisało do mnie ostatnio z pytaniem o organizację jakiegoś blogerskiego pikniku (o którym wspominałam na FB jeszcze wiosną). Zrezygnowałam z tego planu bo widziałam na FB, że niedługo takie wydarzenie planuje zorganizować Ilona 🙂 myślę, że nie ma sensu tego dublować. Czekamy więc na oficjalne informacje i mam nadzieję do zobaczenia!
Na dziś to tyle. Linków nie będzie, bo nie chcę wrzucać nic na siłę, a ostatnio prywatnie bardzo mało czasu spędzam przy komputerze. Po skończeniu pracy marzę tylko o wyłączeniu go, a wpisy na blogach przeglądam już w zasadzie tylko na urządzeniach mobilnych. Dlatego nie obiecuję, że za tydzień będzie lepiej bo to zależy od pogody i od ilości pracy. Udanego tygodnia!