Po pasztecie pomidorowym (pod którym po przejściu na Disqus zniknęły komentarze) przyszedł czas na drugą odsłonę domowego pasztetu sojowego. Tym razem wersja pieczarkowa – pyszna!
Tradycyjnie, patrzymy na jakiś sklepowy odpowiednik i widzimy całkiem bogaty skład:
Woda, olej roślinny, białko sojowe 7,0%, kasza manna, cebula, ekstrakt drożdżowy, przyprawy naturalne, sól, pieczarki suszone 0,8%, błonnik pszenny, hydrolizat białek roślinnych (soja, kukurydza), aromaty.
W naszym przepisie proporcje będą nieco inne 😉
- ok. 1/3 szklanki soi ekologicznej (po namoczeniu i ugotowaniu zrobi się z tego nieco ponad 1/2 szklanki)
- kilka pieczarek (4-6, zależy jakiej wielkości)
- pół sporej cebuli lub jedna mała
- przyprawy: u mnie to odrobina soli, sporo pieprzu i suszony cząber
- trochę oliwy
Wykonanie jest banalne! Soję namaczamy na min. 2 godziny (można na całą noc) a potem gotujemy ją według instrukcji na opakowaniu. Cebulę kroimy w kostkę, obrane pieczarki w plasterki i dusimy to wszystko razem na oliwie (pod przykryciem, do miękkości). W trakcie duszenia dodajemy przyprawy. Cały proces duszenia trwa ok. 10-15 minut. Później wszystko ze sobą blendujemy, ewentualnie jeszcze doprawiamy np. pieprzem i gotowe! Dobry chleb* + opcjonalnie odrobina masła + takie smarowidło + ogórek kiszony = niebo w gębie.
Taki pieczarkowy pasztet sojowy można przechowywać w lodówce w zamkniętym słoiczku przez kilka dni.
*Nie musi być prosto z piekarni – ja chleb pieczony przez nieformalną teściową zamrażam w postaci pokrojonych kromek, a następnie rozmrażam go przy pomocy tostera – wyskakujące z niego kromki są obłędnie chrupiące, pyszne! Dopiero niedawno wprowadziłam ten patent w życie, a jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałam sobie jak można mrozić pieczywo :O